Niepostrzeżenie wczoraj minęła rocznica całkiem ważna w historii polskiej opcji prorosyjskiej. Cztery lata temu ogłoszono publicznie nazwę „Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy”. Sam Liroy, muzyk i polityk, odszedł półtora roku później, tak opowiadając publicznie o swoich prawdziwych powodach rezygnacji:
Zaczęliśmy rozmawiać na temat współpracy Polski z Rosją. I zadaliśmy pytanie: gdyby był konflikt Rosja-Polska i Rosja by powiedziała, że w tych twoich wydumanych rzeczach cię popiera, to kogo byś poparł? Rosję [odpowiedział Korwin-Mikke]. Słowo, on to powiedział przy nas wszystkich.
W ostatnim roku Janusz Korwin-Mikke czy Grzegorz Braun, a także działacze (byli i obecni) struktur tejże koalicji tacy jak Piotr Panasiuk czy Magdalena Ziętek-Wielomska tylko zrzucili maski. „Dobra, konserwatywna Rosja”, zły Zachód i rzekomo „banderowska” Ukraina - w dobie rosyjskiej inwazji i ludobójstwa na Ukraińcach trzeba być mocno zdeterminowanym w swojej służbie nie wiadomo czemu, by głosić takie tezy. Nieprzypadkowo w tym kręgu jest wiele sympatii do doktora Leszka Sykulskiego czy Wojciecha Olszańskiego, którzy do przyjaźni z Rosją namawiają wprost. Robert Winnicki potrafił chwalić media rosyjskiej dezinformacji - Sputnik. Wojciech Sumliński straszył Ukraińcami zabijającymi Polaków na Krakowskim Przedmieściu, a Wojciech Cejrowski opowiada niestworzone rzeczy o rosyjskich zwycięstwach. Przykładów można by mnożyć.
Ale też tradycja polska w opowiadaniu się po stronie Rosji nie jest taka krótka ani taka marginalna. Zawsze to jakaś rzekomo wyższa „konieczność” była uzasadnieniem dla poglądów, które finalnie okazywały się prokremlowskie, nawet w czasach - jak dzisiaj - demonstracyjnie zbrodniczych. Podkreślmy to wyraźnie - prorosyjskość miewa łagodniejsze maski niż chropowate: „tak, wolę Rosję od Polski”. Owszem, Adam Gurowski ogłaszał w XIX wieku metafizyczny triumf imperium nad Rzeczpospolitą i deklarował przystąpienie do zwycięzcy ale już działacze Stronnictwa Polityki Realnej (XIX-wiecznego ruchu, do którego odwoływał się Janusz Korwin Mikke w UPR) mieli koncepcję inną: po cóż wojować, po cóż ginąć, trzeba się dogadać z silniejszym, Rosja to porządek, stabilność, szkoda krwi polskiej przelewać. Targowica z kolei nie była prorosyjska, ona jedynie martwiła się „o wolność” i „praworządność”, zaś Jakub Berman czy Władysław Gomułka - o, nie, oni nie byli prosowieccy, oni byli przecież - jak czytamy w późnych wywiadach z nimi - po prostu „realistami”, którzy po prostu żyli w takich „uwarunkowaniach politycznych”. Tak oto znienawidzony w Polsce Kreml wyrabiał sobie łatwiejsze Polakom do przełknięcia tabletki prorosyjskości. Nie „zdrada” a „rozsądek”, nie „ustępstwa wobec Moskwy” a „realizm”, nie ściąganie sił rosyjskich a jedynie „obrona wolności” - i tak dalej. Dzisiaj także postawy prorosyjskie mają swoje eugemizmy. Również nim jest „rozsądek”, również „realizm” i jest nim również postawa rzekomo pacyfistyczna, antywojenna, jak to KGB wymyśliło pół wieku temu. Innym pojęciem jest „wielowektorowość”, która pod płaszczykiem dywersyfikacji politycznej i gospodarczej otwiera furtkę do uzależniania się od autorytarnych Chin i Rosji. Nikt nad Wisłą nie powie przecież, że chce handlować ze zbrodniarzami, ale ta troska o „różne opcje” pozwala przemycić i wektor moskiewski.
Prorosyjska postawa nie musi wynikać z prostego brania pieniędzy od agentury Kremla. W Polsce traumy walki z Imperium paraliżują część elit, intelektualiści bywają przytłoczeni bezkresem wschodnich przestrzeni i legend o potędze. Czasem w prorosyjskie tezy ucieka się, gdy konserwatyście brakuje woli walki o naprawdę Zachodu - miękka i tchórzowska postawa skłania do wywieszenia białej flagi w zmaganiach o tradycyjne wartości i oddanie się tym, co obiecuję zachowanie starego ładu. Wreszcie niektórzy w swoim wybujałym indywidualizmie wyobrażają sobie, że lepiej przeniknęli dzieje tej części Europy niż dziesięć pokoleń naszych przodków i teoretyzując sobie na wygodnej kanapie, snują plany o dogadaniu się z Kremlem.
Dziś także pojawiają się w przestrzeni politycznej postulaty, które mają różne maski racjonalności. W swoich konsekwencjach doprowadziłyby jednak do kilku prostych szkód. Wstrzymanie dozbrajania Ukrainy („nie nasza wojna”), straszenie w Polsce uchodźcami z Ukrainy, powielanie nieprawdziwych informacji na temat rzekomych incydentów z Ukraińcami w Polsce, czasami nawet kwestionowanie, że wojna naprawdę ma miejsce, albo przypisywanie odpowiedzialności za rosyjską inwazję Żydom czy Amerykanom - wszystko to nuty, które ładnie pobrzmiewają w orkiestrze rosyjskiej dezinformacji. A że w jednej partii jest tych nut więcej? Cóż - ostatnia szlachecka konfederacja nazywała się targowicka, więc może pierwsza poselska konfederacja dobrała sobie nazwę nie bez związku z XVIII-wiecznymi odpowiednikami?
ZOBACZ TAKŻE JAK UKRAIŃCY BUDUJĄ SCHRONY W OSTRZELIWANYCH MIASTACH:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/636318-prorosyjskie-narracje-pod-plaszczykiem-realizmu-i-pokoju