Jak się czują zwolennicy PO, gdy „ich” politycy widzą w nich tylko kompletnych matołów, którym da się i można wcisnąć każdy kit, każde ordynarne łgarstwo.
Policja obyczajowa (taka jak w Iranie) miała chodzić po domach i o każdej porze dnia i nocy sprawdzać, kto z kim śpi, jaki seks uprawia, czy stosuje jakieś zabezpieczenia czy tylko kalendarzyk. I właśnie taka policja dorwała ponoć senatora Platformy Obywatelskiej Krzysztofa Brejzę. Z tym, że dorwała go przez Pegasusa. O szóstej rano specjalne szwadrony miały aresztować niewinnych, których sprowokowano do złego albo podrzucono im dowody przestępstw. Po ulicach miały chodzić patrole moralności przekazujące sygnały do jednostek specjalnych, których zadaniem byłoby urządzanie łapanek na wszystkich całujących się publicznie czy na pary lesbijskie i gejowskie trzymające się za ręce.
Każdy obywatel miał być obecny w kościele co najmniej trzy razy w tygodniu, a potem przedstawić w stosownym Urzędzie Kontroli Wiary zaświadczenie, że nie tylko był, ale i się wyspowiadał. Ze złych myśli o władzy, bo złe czyny to już podpadałyby pod karę główną. Spowiednicy mieli obowiązkowo wszystko nagrywać i przekazywać policji polityczno-religijnej. Miały być listy książek, gazet i filmów, które można oglądać, a każda samowolka byłaby karana ciężkim obozem resocjalizacyjnym. To wszystko miało nastąpić po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach w 2015 r. W 2019 r. były kolejne rojenia paranoika, a nowe są w roku 2023. Oczywiście nic z tego, co powyżej się nie stało, a nawet odkręcono różne paranoiczne pomysły z lat 2008-2015, czyli rządów PO. I nic złego nie nastąpi po wyborach w 2023 r., chyba że wygra opozycja.
Od lat różne kretyństwa na temat rządów PiS z wielkim przejęciem bądź równie wielkim wyrachowaniem wygadują politycy PO oraz wielu wiernych tej partii naukowców, ludzi kultury, dziennikarzy. Najczęściej są to ludzie dobrze wykształceni. A mimo to tylko niewielka część z nich uznaje, że to brednie. Nie zaszkodzi jednak nimi straszyć, bo inaczej nie da się przejąć władzy. Tylko czy wizje świata tak groteskowego, że przebija filmy Stanisława Barei, są w stanie kogokolwiek przestraszyć? Trzeba kompletnie nie mieć szacunku do własnego społeczeństwa, żeby oczekiwać, iż Polacy uwierzą w strasznego czarnego luda PiS i zareagują jak pies Pawłowa. Jak się czują zwolennicy PO, gdy „ich” politycy widzą w nich tylko kompletnych matołów, którym da się i można wcisnąć każdy kit, każde ordynarne łgarstwo?
W wersji psychopatologicznej zjawisko odgrywane przez polityków i zwolenników PO jako zwykły cyrk i groteskę z cyklu „Straszny film” przedstawił w swoim dramacie „Wstręt” Roman Polański. Pokazał on, jak bohaterka filmu Carol Ledoux (grana przez Catherine Deneuve) z powodu własnych urojeń zabija swego adoratora Colina, a potem gospodarza domu, by na koniec w stanie absolutnego paraliżu i bezgranicznego strachu schować się pod łóżkiem i tam po prostu tkwić.
Paranoiczny cyrk serwowany przez ludzi PO ma sprawić, by część Polaków schowała się pod łóżkiem ze strachu przed PiS albo przynajmniej uznała, że jest powód, aby się zabarykadować i schować pod łóżkiem. Bo przecież nie można się pogodzić z policją obyczajową zaglądającą pod kołdrę, ze szwadronami „talibów” zmuszającymi do praktykowania katolickiej wiary czy z policją myśli, która wyznaczy, co czytać, a wobec odszczepieńców będzie równie brutalna i bezwzględna jak straż pożarna w powieści Raya Bradbury’ego „451 stopni Fahrenheita” i nakręconym na jej podstawie filmie Francoisa Truffauta. A przede wszystkim nie można się pogodzić z niepraworządnością, czyli podważaniem boskiej i cesarskiej roli kasty.
Politycy i wyznawcy PO w jakiejś części są opętani czymś, co wymyka się racjonalności, choć spora ich część tylko odgrywa antypisowską paranoję. Twierdzą, że PiS to absolutne zło, mimo że nikt z „pisowskich potworów” niczego złego im nie zrobił. Carol Ledoux z „Wstrętu” Polańskiego też nikt nic złego nie zrobił, ale ona popadała w realny obłęd, więc jest usprawiedliwiona. Politycy i wyznawcy PO w większości obłęd tylko cynicznie udają, co jest o tyle okropne, że w jakimś sensie obrażają oni ludzi mających realne problemy psychiczne (w tym niektórych swoich kolegów) czy też znieczulają na ich prawdziwe cierpienie (w tym na cierpienie niektórych swoich kolegów).
Mamy do czynienia ze swego rodzaju głupkowatą psychodramą, w którą wciąga się miliony Polaków. Wciąga się głównie poprzez mainstreamowe media, które stały się podstawowym narzędziem robienia Polakom sieczki w głowach. Psychodrama serwowana Polakom przez Platformę Obywatelską i jej akolitów jest głupkowata, bo w rozumieniu polityków i wyznawców PO całe zło, to sprawowanie przez PiS władzy. Zdobytej w absolutnie demokratyczny sposób, czyli na drodze wolnych wyborów.
Widzimy w całej okazałości, że PO niczego się tak nie boi, jak demokratycznego i prawdziwie wolnego wyboru Polaków. A demokracja i wolność nie schodzą przecież politykom PO i ich poplecznikom z ust. Tymczasem demokratyczny mandat władzy przedstawiają oni w kategoriach z jednej strony zamachu stanu, a z drugiej - psychopatycznej opresji. Jeśli Polacy demokratycznie nie chcą przekazać im władzy, jest to chore albo zamordystyczne, albo jedno i drugie.
Najwyższy czas, aby ktoś, czyli wyborcy głosujący wedle własnej woli, zajął się kondycją partii Donalda Tuska. Bo jej paranoja, wszystko jedno, czy realna czy udawana, jest bardzo szkodliwa nie tylko dla jej członków i wyznawców. Już realnie szkodzi Polsce w postaci blokowania środków z KPO. Przez lata szkodziła resetem z Rosją i dawaniem się robić Putinowi w bambuko, a nawet gorzej. Przez lata szkodziła występowaniem w roli podnóżka Niemiec. Nie można budować przyszłości Polski na paranoi PO, a tym bardziej paranoi, która jest planem rządzenia. Bo żadnego programu przecież nie ma.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/635246-nie-mozna-budowac-przyszlosci-polski-na-paranoi-po