To dopiero kapiszon! Nawet okładkowy. Renata Grochal i „Newsweek” postanowili „UJAWNIĆ”,jak to PiS ma rzekomo fałszować wybory. Wszystko opiera się na opowieści jednego człowieka. A najlepsze jest to, że owe rewelacje nie wytrzymują jakiejkowiek konfrontacji z rzeczywistością.
Czym to red. Grochal próbuje uraczyć czytelników w swoim okładkowym tekście „Newsweeka”? Zaprezentowano nam bowiem wywiad z Markiem Zagrobelnym, który przedstawia się jako „były działacz PiS” i autor książki „Pokochać PiS”. Motyw? Straszenie czytelników, że zmiany w Kodeksie wyborczym mają umożliwić PiS sfałszowanie wyborów.
Zagrobelny przez 12 lat był członkiem PiS, brał udział w organizowanych przez partię korpusach ochrony wyborów, a także z ramienia PiS zasiadał w komisjach wyborczych. W rozmowie z „Newsweekiem” ujawnia, że był świadkiem fałszowania wyborów przez PiS, a w niektórych przypadkach sam miał wpływ na fałszowanie głosów
— czytamy.
Brzmi szokująco? I takie mają być opowieści Zagrobelnego. Oto przykłady:
Korpusy ochrony wyborów zawsze były taką partyjną formą ochrony wyborów. Skoro teraz PiS ma władzę, to dla mnie jest jasne, że będą chcieli to jakoś zinstytucjonalizować i dofinansować partyjnymi pieniędzmi
— opowiada „Newsweekowi” mężczyzna.
Byłem kilka razy w takich korpusach ochrony wyborów w latach 2007-2014 i powiem z pełną odpowiedzialnością: członkowie tych korpusów byli zawsze gotowi do tego, by fałszować pojedyncze głosy. (…) Wiadomo, że nie można niczego sfałszować w systemach informatycznych wykorzystywanych podczas wyborów, bo one są bardzo dobrze chronione. Gdy już powstanie protokół komisji i dane są wprowadzone do systemu, to raczej nic się już nie da zrobić. Natomiast fałszuje się wybory – i członkowie PiS mają to zakodowane w głowach – na najniższym poziomie, czyli na etapie obwodowej komisji wyborczej, przed powstaniem protokołu. (…) Po prostu dostawia się krzyżyki na kartach do głosowania lub fałszuje się podpisy wyborców. To się robi dyskretnie
— „ujawnia” dalej. Mało? Proszę bardzo:
Członek komisji wyborczej bierze dyskretnie długopis, maluje krzyżyk na opuszce palca i przy kontakcie ręki z kartą wyborczą chucha na palec tak, by ten atrament był wilgotny i stawia krzyżyk, jakby odbijał pieczęć na karcie. Jeśli to karta, na której jest oddany głos na Koalicję Obywatelską, to dostawia drugi krzyżyk na liście innej partii, a wiadomo, że jak są krzyżyki na dwóch różnych listach, to głos jest nieważny. Takie dostawienie krzyżyka – nawet odbitego – zawsze jest traktowane później jako postawienie go przez wyborcę, bo taka jest procedura. Ponadto kreuje się szereg różnych sytuacji pomagających fałszować pojedyncze głosy.
Zagrobelny przyznaje się red. Grochal, że był świadkiem i „w niektórych przypadkach miałem wpływ na fałszowanie głosów”.
Spotykaliśmy się na szkoleniach organizowanych przez partię dla członków komisji wyborczych, a osobno mieliśmy w siedzibie PiS szkolenia w ramach pisowskiego korpusu ochrony wyborów. Tam padały deklaracje, czasami wprost, a czasami nie wprost, bo ludzie się bali, że trzeba będzie fałszować karty do głosowania (…) . Natomiast były takie nieformalne zalecenia
— czytamy.
Zagrobelny próbuje się niemal „wyspowiadać”, nazywając PiS „partią szczególną”, a Jarosława Kaczyńskiego „przebiegłym, szczwanym lisem”.
Zmasowana krytyka w sieci
Miało być groźnie, sensacyjnie, bulwersująco. Oczywiście, część przedstawicieli i wyborców totalnej opozycji „łyknie” wszystko, byle mieć kolejny powód do walki ze znienawidzoną przez siebie władzą. Problem jednak w tym, że zaserwowano wyłącznie kapiszon. Wielu komentatorów celnie wypunktowało rewelacje Zagrobelnego.
Od dawna wszystkie szkolenia PiS dla członków obwodówek i mężów zaufania przestrzegają przed tym legendarnym krzyżykiem na palcu. Pan Zagrobelny musiał w którymś uczestniczyć i przerobił to à rebours. Na marginesie, próbował ktoś jak się sprawdza palec jako stempel?
Czy pan Zagrobelny właśnie się przyznał do fałszowania wyborów i zatajenia przestępstwa?
Dokładnie tak
Powiat górowski, w którym startował ten lansowany Zagrobelny, wyniki z 2014 roku: - nieważnych głosów: 29,7 proc. (prawie trzydzieści procent), - wynik PSL: 38 proc. - wynik PiS: 16 proc. Może go wyrzucili za fałszowanie na korzyść nie tego, co trzeba?
Jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi. Jeżeli Zagrobelny był członkiem PiS od 2003r. i fałszował wybory w 2014r. a w powiecie górowskim wygrywa PSL, drugie jest PO i najwięcej jest głosów nieważnych,to czyim jest człowiekiem?
Ciekawe czy udało się poinformować czytelników, że Marek Zagrobelny jest jednym z liderów Ruchu Marka Materka (prezydenta Starachowic), który będzie startował do parlamentu, więc konkuruje z PiS.
Mam prośbę do @sekielski. Niech sobie narysuje na palcu krzyżyk i odbije na kartce. A potem spróbuje odbić jeszcze raz. Nie tak na blado, tylko żeby wyglądał na prawdziwy. No? Trzeba za każdym razem mazać palec na nowo. A tu przecież trzeba sfałszować setki, tysiące kart, żeby wynik drgnął o ułamek procenta - uprawnionych do głosowania jest 27 mln ludzi, frekwencja ok. 60 proc. Myślałem, że „demaskacjami” o „kilometrówkach Dudy” czy „luksusach” NSZZ „S” Lis wyznaczył nieprzekraczalne granice bezczelnej głupoty, ale okazało się – można było bardziej
Takie wyssane z palca narracje mogą zniechęcić ludzi do pójścia na wybory w ogóle. Ale rozumiem, że @NewsweekPolska już szykuje podglebie na komentowanie wyborczego wyniku. Ja uważam takie teksty, jeszcze do tego promowane na okładce, za nieodpowiedzialne.
Prezes OGB bezlitośnie punktuje okładkowy artykuł
Ogromną popularność w sieci zdobyła seria wpisów na Twitterze, które opublikował Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej. Celnie zweryfikował on okładkowy tekst „Newsweeka”.
W ostatnich wyborach w 27 tys. komisjach wyborczych pracowało ponad 200 tys. osób. Przez 10 lat „przewinęło” się przez komisje przynajmniej pół miliona osób, a tygodnikowi udało się dotrzeć do 1 (słownie: jednego) świadka fałszowania i na nim opiera swoją tezę i okładkę
— podkreślał.
Dostawianie krzyżyków: Teorie można obalić w 5 minut sprawdzając dane PKW. Liczba głosów nieważnych z wyborów na wybory maleje. W 2011 było to 4,52%, w 2015 - 2,53% a w 2019 - 1,11% Za czasów PO było ich 3x więcej. Czy oznacza to, że za PO się bardziej fałszowało wybory?
— czytamy.
Schreiber celnie
Swoje uwagi (bardzo ciekawe) zaprezentował również szef KPRM Łukasz Schreiber.
W tekście nie ma nic o zmianach, które praktycznie uniemożliwiają przeprowadzenie nawet jednostkowych fałszerstw w OKW. Do roku 2018 każdy KW zgłaszał kandydatów i ok 20 proc. odpadało. Dziś każdy, który ma reprezentacje w Sejmie ma gwarantowane miejsce. Na starcie więc opozycja ma 4:1. Pełną kontrolę ma też opozycja tego co się dzieje w PKW. Przypomnijmy: na 9 członków aż 4 to jej przedstawiciele, 3 ma rekomendację PiS, po 1 pochodzi z NSA i TK
— przypominał.
Cały tekst opiera się na słowach osoby, która nienawidzi PiS i siedzi w Norwegii od początku naszych rządów. Te rzekome masowe fałszerstwa miały miejsce jak rozumiem gdy przegrywaliśmy wybory
— podsumował minister.
CZYTAJ TAKŻE: Schreiber: Tekst „Newsweeka” jest absurdalny i obrzydliwie kłamliwy. To ubezpieczenie dla Tuska pod przegrane wybory
Za finalny komentarz niech posłuży prosta wzmianka, że rewelecje zaprezentowane przez red. Grochal w okładkowym tekście „Newsweeka” (kierowanym obecnie przez Tomasza Sekieliskiego) skrytykował bezlitośnie… Roman Giertych. I po co są takie zabawy?
CZYTAJ WIĘCEJ: Co na to Grochal i Sekielski? Giertych krytykuje brednie „Newsweeka”: Są nie tylko szkodliwe, ale zupełnie fałszywe
olnk/”Newsweek”/Twitter/wPolityce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/634226-kapiszon-newsweeka-czym-straszy-przed-wyborami