Nawet gdyby wolnosądowi komsomolcy chcieli stworzyć Sondergerichty i z lubością w nich orzekać, w Unii Europejskiej nie jest to jednak możliwe.
Ludowe powiedzonko mówi, że pies, który dużo szczeka, daje mało mleka (czy jakoś tak – uwaga dla Borysa Budki, który nigdy nie „czyta” żartów). Ze strony Donalda Tuska i jego najzacieklejszych komsomolców płynie wielka rzeka gróźb, że konieczna i pewna jest zemsta na obecnie rządzących, a nawet na każdym, kto wykazuje choćby cień sympatii do nich.
Od półtora roku Donald Tusk na spotkaniach i w mediach przygotowuje swoich zwolenników do „ludowej sprawiedliwości”. Konsekwencją tego mają być represje, samosądy, „komisje krzywd” (pomysł Rafała Trzaskowskiego z kampanii prezydenckiej w 2020 r.), procesy pokazowe, łącznie z jakąś formą powtórki z Trybunału Norymberskiego (proces brzeski to przy tym pestka) oraz coś w rodzaju gułagu (Bereza Kartuska to przy tym pryszcz).
Można przeczytać między wierszami i usłyszeć między szeptami, że nie byłoby źle, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, a wtedy mogłoby się zdarzyć nawet coś w rodzaju powtórki z Nocy św. Bartłomieja (z 23 na 24 sierpnia 1572 r.), nocy długich noży w czerwcu 1934 r. w Niemczech, czy pacyfikacji Wandei (w latach 1793-1794) bądź czerwonego terroru od lipca do września 1918 r. w Rosji.
Klimat odwetu i zemsty od lat buduje idol i oficjalny patron PO - Lech Wałęsa. To on nawoływał do wyrzucania ludzi obecnej władzy przez okna. Także wywodzący się z PO prezydent Bronisław Komorowski nawoływał do „walenia dechą” politycznych przeciwników. 2 kwietnia 2017 r. szef Klubu Parlamentarnego PO Sławomir Neumann (w programie Bogdana Rymanowskiego „Jeden na jeden”) zaproponował rozwiązanie problemów z PiS „bejsbolem”. Bardziej łaskawy był Rafał Trzaskowski, który „tylko” kazał się pakować dziennikarzom TVP, zapowiadając likwidację TVP Info, „Wiadomości” i publicystyki.
Wszystkim, którzy podnieśli swoje łapska na święty ład, w którym rządzić może tylko Tusk z przydupasami należy te łapska odrąbać. W stylu, w jakim Józef Cyrankiewicz chciał odrąbywać ręce powstańcom Poznańskiego Czerwca 1956 r. i tym, którzy ich wspierali. Nie ma żadnej przesady w tym, że takie metody już przerabiano: na początku lat 30. w Niemczech.
Donald Tusk nadał scenariuszowi zemsty i odwetu nową dynamikę, a jego spotkania ze zwolennikami pokazują, że i oni dojrzeli do Nocy św. Bartłomieja. Lud platformerski pod wodzą Tuska dojrzał do tego, co stało się z jakobinami podczas rewolucji francuskiej. Najpierw tylko straszyli rządzących żyrondystów (konserwatystów, przedstawicieli inteligencji i burżuazji, którzy początkowo byli prawym skrzydłem jakobinów), potem ich masowo aresztowali, a wreszcie brutalnie się z nimi rozprawili, wielu po prostu pozbawiając głów.
Jak już się Tusk&Co. ponadymali i nacieszyli (niczym niejaki Kuklinowski pod Częstochową, gdy dopadł Kmicica) tym, co złego zrobią z podludźmi z wrażej partii i wszystkimi, którzy tego robić nie chcą, można się zastanowić, co takie komunikaty oznaczają, czyli czy krowa, która dużo ryczy – gryzie (znowu ukryty komunikat dla Borysa Budki). Otóż wszystko wskazuje na to, że ani szczekający pies nie daje mleka, ani rycząca krowa nie gryzie (chwyta pan, panie Budka?).
Oni (Tusk & Co.) mogliby być oczywiście zdolni do tego, czym straszą, tylko musieliby stwarzać choć cień legalności (taki powiedzmy długości Plancka, czyli 1,6 razy 10 do potęgi minus 35 metra). Ale nie mają i mieć nie będą, nawet gdyby wolnosądowi komsomolcy chcieli stworzyć Sondergerichty i z lubością w nich orzekać. W Unii Europejskiej, mimo że prywatnie nie przeszkadzałoby to w sporej liczbie stolic oraz w samej Brukseli, nie jest to możliwe. Chyba nawet nie jest możliwa powtórka z procesu brzeskiego.
W praktyce nie chodzi o to, co jest możliwe, tylko o to, czy gdy się dostatecznie długo szczuje, znajdzie się odpowiednia liczba tych, którym można wskazać konkretne cele do zagryzienia i oni ruszą, żeby zagryźć. A może nawet wystarczy szczerzyć kły i toczyć pianę z pyska (pardon: buźki), żeby zastraszyć i sterroryzować. Tylko do tego nie wystarczy mieć ochotników. Trzeba jeszcze mieć pomysł i zdolności organizacyjno-logistyczne. A przy całej słownej i mimicznej oraz gestykulacyjnej wściekliźnie ochotników oraz tych, którzy ich nakręcają, to mimo wszystko gang Olsena.
Gdyby szukać czegoś, co w stu procentach udało się Tuskowi & Co, gdy mieli okazję się wykazać i stało za nimi państwo, to niczego takiego się nie znajdzie. Oni oczywiście chcieliby, żeby choć raz im się coś udało, czyli z tym terrorem, zemstą i odwetem. Jakieś prawdopodobieństwo istnieje i nie można tego całkiem ignorować, jednak najważniejszą cechą tych ludzi oraz ich lidera jest nieudolność. Nieudolność przebijająca nawet gang Olsena. Tusk nie nosi wprawdzie melonika i nie trzyma w ustach cygara, ale jest w nim więcej z Egona Olsena niż w oryginale.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/632867-w-tusku-jest-wiecej-egona-olsena-niz-w-oryginale