„Mogę jedynie przypomnieć, że to my jako PiS doprowadziliśmy do tego, że odległość od zabudowań mieszkalnych określana jest wskaźnikiem 10H, czyli długością ramienia. Została wpisana dlatego, że za naszych poprzedników obowiązywała zupełnie wolna amerykanka” - mówi portalowi wPolityce.pl europoseł Prawa i Sprawiedliwości, ekonomista, dr Zbigniew Kuźmiuk.
Ustawa wiatrakowa a KPO
Ustawa wiatrakowa jest jednym z istotnych kamieni milowych, które Polska musi zrealizować, aby otrzymać środki z KPO. Dlaczego PiS zabiega o to, aby minimalna odległość turbin od domów wynosiła 700 m i czy KE rzeczywiście troszczy się o ekologię, czy może zawieranie tego typu zapisów w programie odbudowy po pandemii COVID-19 jest podyktowane raczej względami ideologicznymi?
Czy 700m to odpowiednia odległość?
Powyższe pytania zadaliśmy europosłowi Zbigniewowi Kuźmiukowi. Polityk PiS kładzie nacisk przede wszystkim na potrzebę uregulowania kwestii budowy wiatraków.
Przedstawiciele polskiego rządu zdecydowali, że może to zostać wpisane jako kamień milowy i w związku z tym mamy obowiązek to zmienić
— wskazuje nasz rozmówca.
Rzecz jest kontrowersyjna, jak wiadomo, trwa to już wiele miesięcy, mamy sprzeciw w tej sprawie we własnym obozie, poszukiwane jest jakieś kompromisowe rozwiązanie. Mogę jedynie przypomnieć, że to my jako PiS doprowadziliśmy do tego, że odległość od zabudowań mieszkalnych określana jest wskaźnikiem 10H, czyli długością ramienia. Została wpisana dlatego, że za naszych poprzedników obowiązywała zupełnie wolna amerykanka
— dodaje.
Pamiętam z czasów, kiedy byłem posłem do parlamentu krajowego, jak w jednej z gmin w moim okręgu radomskim wybudowano farmę wiatraków ludziom pod oknem. Nie obowiązywały bowiem żadne zasady, robiły to oczywiście samorządy, które były w jakiś sposób skłaniane do tego przez inwestorów. Ktoś, od kogo wydzierżawiono kawał gruntu i zobowiązano się do płacenia, nie zwracał uwagi na to, co mówią na ten temat jego sąsiedzi. Brał pieniądze i nie musiało mu przeszkadzać to, co przeszkadzało wszystkim innym
— wspomina Kuźmiuk.
Ta ustawa była konieczna i rzeczywiście spowodowała ograniczenie tych inwestycji na lądzie. Teraz jest próba odblokowania, poszukiwane są rozwiązania kompromisowe, pojawiła się poprawka 700 m od zabudowań mieszkalnych. Nie wiem, czy to odległość wystarczająca, w tej sprawie powinni raczej wypowiedzieć się fachowcy od zdrowia ludzkiego. To musi zostać usystematyzowane, ale co do dopuszczalnej odległości powinni zdecydować fachowcy
— ocenia europoseł i ekonomista.
„Z tamtej strony była pewna presja”
Czy „klamka zapadła” i musimy teraz jak najszybciej przyjąć ustawę wiatrakową, czy też jest jeszcze pole do negocjacji w poszczególnych kwestiach?
To jest tzw. kamień milowy. Szczerze mówiąc, nie wiem, kto to negocjował i zdecydował się to wpisać. Nie ulega wątpliwości, że Unia Europejska naciska na te rozwiązania związane z powiększaniem udziału energii odnawialnej w miksie energetycznym, więc na pewno z tamtej strony była pewna presja
— mówi Zbigniew Kuźmiuk.
Generalnie jest tak, że o ile wiatraki na morzu mają stabilny wiatr, więc ich okres funkcjonowania w ciągu roku jest dłuższy, a z wiatrem na lądzie bywa różnie, więc także efektywność tych wiatraków na lądzie będzie mniejsza
— podkreśla.
Wiadomo, że one muszą być budowane także na lądzie, tyle tylko, że nie może to być wolna amerykanka, musi to zostać usystematyzowane. Zrobiliśmy to, zasady nie są zmieniane, a odległość powinni wyznaczyć fachowcy
— dodaje.
Oczywiście, nawet jeśli ustawa zostanie przyjęta, to nie wrócimy do tego, co było. Do 2015 r. skandal w tej sprawie gonił skandal. Sąsiad godził się na to, żeby wiatrak powstał na jego polu, a to, że było to 100 metrów od mieszkania jego sąsiada, wcale go nie obchodziło. Uzyskiwał całkiem spore pieniądze, więc motywację miał, a że powodował kompletną destrukcję w funkcjonowaniu swojego sąsiada, nie brał tego pod uwagę i nikt nie mógł tego przeciwdziałać. Teraz tego rodzaju operacje, nawet po zmianie ustawy, nie będą możliwe
— zaznacza eurodeputowany.
„Wydawało się, że wojna zmieni coś w podejści do OZE”
Czy UE i jej instytucje, forsując tak mocno sprawy związane z klimatem, rzeczywiście kieruje się troską o środowisko, a co za tym idzie - także zdrowie i życie mieszkańców Europy, czy może - przynajmniej częściowo - ideologią?
To swoista religia i trudno z tym polemizować. To funkcjonuje od wielu lat i wydawałoby się, że wojna być może zmieni coś w podejściu do energii odnawialnej, ale nic bardziej mylnego. Co więcej, uznano, że skoro jest zagrożenie jeżeli chodzi o dostawy surowców energetycznych z Rosji i ze względów politycznych nie można tych surowców kupować, to gaz będziemy zastępować jeszcze większą ilością energii odnawialnej, mimo iż ta, jak każdy wie, musi mieć stabilizatory
— ocenia dr Kuźmiuk.
Taką rezerwą dostępną na „pstryknięcie” jest właśnie energia z gazu, więc mówiąc szczerze, cała ta polityka klimatyczna do tej pory służyła Rosji, bo zwiększała zapotrzebowanie na gaz. Wydawało się więc, że wojna zmieni coś w tej unijnej polityce, ale wojna trwa już prawie rok, a nie widzę żadnych zmian, polegających chociażby na większej ostrożności w realizacji projektów związanych z energią odnawialną. Wręcz przeciwnie, to raczej przyspieszenie, motywowane tym, że skoro nie możemy pompować surowców energetycznych z Rosji, to musimy mieć więcej tej energii odnawialnej, co jest po prostu absurdem
— mówi nam polityk PiS.
Not. Joanna Jaszczuk
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/632007-kuzmiuk-ekologia-i-klimat-to-dla-ue-swego-rodzaju-religia