Zdrada wiele kosztuje - i pieniędzy, i czasu, i życia ludzkiego.
Zajęty na początku inwazji Chersoń został właściwie poddany przez wysokich urzędników, przez oficerów i totalną bylejakość administracji średniego i niższego szczebla. O, tak, zdrada to nie tylko Władimir Saldo czy Kyryło Stremousow, nie tylko czołowi kolaboranci z obcym mocarstwem, to także te dziesiątki pozatrudnianych pracowników biurowych, którym obojętne było jakiemu krajowi służą, byle był spokój, wypłata i kawa w zakładowej kuchni. Więc tak oto garść zdrajców z miasta nad Dnieprem przyniosła osiem miesięcy okupacji, wydłużenie linii frontu, tysiące ofiar zabitych w walkach, setki osób torturowanych i mordowanych podczas rosyjskiego pobytu w Chersoniu, a potem znowu ofiary walk o odbijanie obwodu. Do tego pieniądze, sprzęt, setki rozmów, starań i tysiące godzin pracy, by miasto znowu odzyskać. Ktoś mógłby kiedyś przeprowadzić inteligentną kalkulację - ile wspólnotę narodową kosztuje taki zdrajca? On ma może dożywotnią pensję z tej czy tamtej stolicy, a kraj ma polikwidowane fabryki, zniszczone miasta, szeregi pomników na cmentarzach i masowe groby w lasach. Tak samo było w miastach obwodu charkowskiego, zaporoskiego czy w nieszczęsnym Donbasie, ale przecież zdrady wszystkich czasów powinny przynosić nam jeden oczywisty wniosek: za tolerowanie sprzedawczyków przychodzi płacić gargantuiczne rachunki, niekiedy niepodległością i kilkoma pokoleniami walki i pracy.
Ukraińcy łapią zdrajców
Dobrze było przyglądać się na wojennej Ukrainie łapaniu zdrajców różnej maści. Maruderzy wedle Kodeksu karnego to nie zdrajcy, bo przecież ledwie korzystają z wojennej zawieruchy by kraść, rabować i niszczyć cudze mienie, ale i oni przykładają rękę do osłabiania kraju w warunkach inwazji. Ale dywersanci, którzy atakują obrońców od tyłu, z środka walczącego miasta (w marcu - Kijowa, dziś - Bachmutu), czy ochotnicy, którzy dla „ruskiego miru” przekazują Rosjanom zdjęcia i lokalizacje pozycji obrońców, wreszcie kolaboranci żyjący za okupacji wygodnie i bezpiecznie przez denuncjowanie i okradanie patriotów, to już zdrada wprost, karana więzieniem od lat piętnastu do dożywocia z możliwością konfiskaty mienia przez państwo.
Zdrajców się na Ukrainie karze, choć zdradzie na Ukrainie się nie zapobiegło. Przez dekady dojrzewała sobie w ciemnych interesach oligarchów i szemranego biznesu z Rosją, to zakwitła po prostu po wkroczeniu Putinowskich czołgów. Ukraińcy się ze zdradą rozprawiają sztywnym postępowaniem według procedur (raz może widziałem żołnierza, którzy cisnął złapanym dywersantem o podłogę mocniej niż powinien), ale trzeba też przyznać - rozprawiają się za późno.
Dziś zdrajca, jutro „ot, niczego sobie człowiek”?
Choćby człowiek się starał i odwracał uwagę najróżniejszymi sztuczkami, to nie da się odciągnąć uwagi od zagadnienia potencjalnej zdrady w Polsce. Zresztą z jakiegoż innego powodu ta wojna jest nam tak bliska i przez miażdżącą większość Polaków rozumiana, jeśli nie przez podobieństwo spraw Rzeczpospolitej i obawa przed podobnym scenariuszem w Polsce? A w Polsce, jak zawsze, kwestia zdrady jest lekka i przylepna jak tekturowa etykietka na weselnych otrzęsinach. Zofia Kossak pisała o tym jako o wadach narodowych, najpierw że łatwo oskarżamy o zdradę, później, że szybko o niej zapominamy.
Pochopność w rzucaniu lekkomyślnych oskarżeń, szafowanie słowem: zdrajca, łatwość, z jaką podobne oskarżenie jest uogólniane.
I dalej:
Drugą cechą, stanowiącą tylko pozorne przeciwieństwo pierwszej jest szybkie oswajanie się z lekko rzuconym najobrzydliwszym zarzutem. Łatwość przywyknięcia, zapomnienia. Dziś zdrajca godzien szubienicy, jutro, ot, niczego sobie człowiek. Kiedyś podobno pobłądził, ale ostatecznie po co mu to wypominać?
I tak kręci się to dziś, gdy ponadnarodowe instytucje oferując niezwykle wysokie wypłaty werbują wysokich przedstawicieli kraju na swoją służbę, gdy summa summarum Rzeczpospolita wybaczyła eSBekom i ich współpracownikom, gdy dawniej, jeszcze dawniej i najdawniej Targowiczanie wszystkich wieków tak często kończyli balując w swoich pałacach, zbudowanych na upuszczeniu krwi narodowej wspólnocie. Może dla kogoś jest oczywiste, że dopiero wojna otwiera oczy na wymiar i koszta narodowej zdrady. Sama Zofia Kossak (czy Jarosław Marek Rymkiewicz w „Wieszaniu”) pisali jednak, że Polak to i zdradę wojenną wybaczy, zapomni. Rachunki za tę tolerancję zapłacą i ci, którzy by chcieli zdrajców ukarać zawczasu.
CO ROBIĄ ZDRAJCOM UKRAIŃSCY MUNDUROWI? ZOBACZ W PROGRAMIE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/630524-co-ukraincy-robia-ze-zdrajcami-a-co-z-nimi-robia-polacy