„Mam nadzieję, że sytuacja międzynarodowa uspokoi się w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze – liczę, że uda się porozumieć z Komisją Europejską i Unią Europejską i że obecne, nawet wewnętrzne kłopoty, jakie przeżywa choćby Parlament Europejski, związane z korupcją jego wiceprzewodniczącej, może skłonić instytucje unijne do bardziej sprawiedliwej oceny sytuacji w Polsce” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Arkadiusz Jabłoński, socjolog z KUL.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Jaki był rok 2022 dla Polski i Polaków, ale także dla rządu Prawa i Sprawiedliwości?
Prof. Arkadiusz Jabłoński: Bardzo, bardzo trudny. Wydaje się, że do czasów popandemicznych i związanych z tym kłopotów doszła wojna. To spowodowało wzrost inflacji, jeszcze większy wzrost kosztów życia przeciętnego obywatela. Wydaje się, że do tej pory rządzącemu Prawu i Sprawiedliwości udało się w miarę skutecznie zaradzić największym problemom, tzn. nie dopuścić do szalejącej inflacji oraz nie doprowadzić do takiego, subiektywnego nawet, poczucia daleko idącego zubożenia poszczególnych obywateli czy społeczeństwa jako całości. To, co pokazują statystyki, jest oczywiście obiektywne. GUS podaje poziom wzrostu cen i inflacji, natomiast wydaje się, że to jeszcze nie przełożyło się aż tak bardzo na obniżenie poziomu życia ludzi i wydaje się to dolegliwością, która jeszcze nie musi prowadzić do zmiany stylu życia, konsumpcji.
Jeśli chodzi o kwestie pozagospodarcze, to Prawo i Sprawiedliwość, mimo konfliktów wewnętrznych wciąż utrzymuje spójność, co pokazują poszczególne głosowania. Pewnym problemem jest natomiast chyba ciągle ten brak możliwości dogadania się z KE i ciągle niekorzystne dla nas decyzje instytucji unijnych.
Oczywiście, jest jeszcze wojna i zaangażowanie Polski w pomoc Ukrainie. Z jednej strony jest to bardzo dobrze widziane zarówno przez Polaków, jak i opinię międzynarodową, z drugiej budzi pewne obawy, zastrzeżenia związane z kosztami, jakie ponosi Polska, podejmując te inicjatywy, bez rekompensaty ze strony unijnej.
A co może nas czekać w polityce w nowym, 2023 roku?
Mam nadzieję, że sytuacja międzynarodowa uspokoi się w podwójnym znaczeniu. Po pierwsze – liczę, że uda się porozumieć z Komisją Europejską i Unią Europejską i że obecne, nawet wewnętrzne kłopoty, jakie przeżywa choćby Parlament Europejski, związane z korupcją jego wiceprzewodniczącej, może skłonić instytucje unijne do bardziej sprawiedliwej oceny sytuacji w Polsce.
Druga sprawa to wojna, ale pod tym względem jestem optymistą. Ukraińcy już prawie rok powstrzymują agresję Rosji, co jest dobrym sygnałem pozwalającym przypuszczać, że nastąpi zakończenie tego konfliktu. Miejmy nadzieję, że na warunkach korzystnych dla Ukrainy, choć, niestety, nie wykluczam sytuacji, w której Ukraina z różnych względów – przede wszystkim tych finansowych, wynikających z ponoszonych wskutek rosyjskiej agresji strat gospodarczych – będzie zmuszona przez instytucje międzynarodowe do rozejmu na mniej korzystnych warunkach. Dla Polski jednak będzie to oznaczało tak czy inaczej, że zmieni się otoczenie zewnętrzne, finansowe i to może wpłynąć korzystnie.
A jakie prognozy na nowy rok miałby Pan dla opozycji?
Opozycja powinna się ogarnąć i przestać grać tylko na antyPiS, starając się za wszelką cenę udowadniać, że obecny rząd jest niekompetentny, nieuczciwy, skorumpowany, poddany różnego rodzaju nepotyzmom. Bo wszystkie te zjawiska, nawet jeśli występują, to na o wiele mniejszą skalę niż miało to miejsce za czasów rządów PO-PSL i próbując to ujawniać w istocie sami strzelają gole do własnej bramki, bo wystarczy przypomnieć, w jaki sposób sami traktowali instytucje państwowe, spółki państwowe, w jaki sposób dysponowali różnymi stanowiskami oraz: za jakie (i skąd przychodzące) pieniądze, podejmowali takie czy inne decyzje. AntyPiS na dłuższą metę opozycji się nie opłaca.
Ale opozycja powinna ogarnąć się także w takim sensie, aby nauczyć się myśleć bardziej w kategoriach racji stanu, a przy tym – umieć to zaprezentować. Do tej pory jest bowiem takie wrażenie, że próbują walczyć o władzę, jednak nie za bardzo wiadomo, jaki mają pomysł na Polskę. W tym względzie powinni postarać się, aby wskazać przynajmniej jakieś idee programowe, jakieś dalekosiężne cele, które mogłyby być dla Polaków atrakcyjne. Bez tego nie mają bowiem większych szans na ostateczne zwycięstwo z Prawem i Sprawiedliwością. Gdyby nawet arytmetycznie układałoby im się tak w sondażach, to ostatecznie, przy urnach wyborczych, Polacy zaczną myśleć o tym, co naprawdę zyskają, zmieniając władzę. Bez tych idei czy wskazań programowych trudno będzie znaleźć rację, żeby głosować na partie opozycyjne. Nawet, gdyby opozycja zyskała matematyczną większość, to stworzenie z tych różnych ugrupowań tworzących dziś opozycję jakiegoś spójnego rządu byłoby bardzo trudne. A gdyby nawet do tego doszło, byłoby to wręcz niebezpieczne, ponieważ mielibyśmy tylko i wyłącznie jakąś koalicję w stylu „kordonu sanitarnego” wokół PiS-u stworzoną tylko po to, aby powstrzymywać PiS od władzy. Jak przełożyłoby się to na rządzenie Polską? Aż strach pomyśleć.
Premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński niejednokrotnie podkreślali w ubiegłym roku, że trzecia kadencja rządu Zjednoczonej Prawicy jest jak najbardziej możliwa. Profesor Henryk Domański szacuje prawdopodobieństwo wygranej PiS w tegorocznych wyborach na ok. 60-65 proc. A jak Pan widziałby szansę na trzecią kadencję?
Teraz, po prawie trzech latach niekorzystnej sytuacji, gdy udaje się rządowi Prawa i Sprawiedliwości wybronić Polskę, a przy tym jeszcze utrzymywać poziom poparcia w granicach 35 punktów procentowych lub nawet więcej, to oznacza, że jest duży potencjał do tego, aby na wiosnę, gdy optymizm Polaków wynikający z zakończenia pewnych sporów, a być może także sytuacji wojennej, może wzrosnąć. Na tym kapitale można budować sensowną kampanię wyborczą. Jeżeli przy tym PiS zaprezentuje jakieś nowe pomysły związane nie tylko z polityką społeczną, ale również polityką rozwoju i wyznaczania kierunków rozwoju Polski, to jest ciągle duża szansa na to, aby zdobyć bezwzględną większość.
Jak Pana zdaniem ułożą się relacje w koalicji rządzącej? Czy Zjednoczona Prawica przetrwa? Różnice między Prawem i Sprawiedliwością a Solidarną Polską uwidoczniają się już nie tylko w tak poważnych sprawach jak Krajowy Plan Odbudowy i mająca doprowadzić do odblokowania miliardów euro dla Polski nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym, ale w tak błahych jak występ zespołu Black Eyed Peas na „Sylwestrze Marzeń” w TVP, który oburzył polityków Solidarnej Polski.
Widać, że mamy tutaj dwa skrzydła światopoglądowe – jeśli nawet nie więcej, ale te dwa są widoczne. To bardziej radykalne, reprezentowane przez Solidarną Polskę, próbuje – niekiedy wbrew zmianom kontekstów społecznych i politycznych, jakie ciągle się dzieją – trwać przy takim programie Prawa i Sprawiedliwości, jaki był sformułowany w 2015 r., czyli: że nie będziemy „klękać” przed instytucjami unijnymi i nigdy nie zrezygnujemy z pewnych pryncypiów, nawet w tak błahych sprawach, jak związanych z kulturą świętowania czy rozrywki będziemy dbać o wartości konserwatywne, nie poddając się tym bardzo niekiedy lewackim w swoim tonie przekazom tylko dlatego, że są popularne wśród społeczeństwa.
Zajmowanie tego bardziej radykalnego, czy bardziej konserwatywnego skrzydła, nie oznacza, że musi dojść do rozpadu koalicji. To jest identyfikowanie się dwóch koalicjantów. Prawo i Sprawiedliwość, głosami swojego prezesa czy premiera, bardziej przyjęło taką koncepcję bycia partią umiarkowaną, która próbuje budować swoją taktykę polityczną, uwzględniając to, co jest możliwe, żeby ta polityka była osiąganiem celów możliwych, a nie tylko mierzeniem się z tymi najlepszymi, jednak niemożliwymi do osiągnięcia.
Czy to musi prowadzić do rozpadu koalicji? Niekoniecznie, tym bardziej, że interesy obu partii są w tym, aby pójść wspólnie do wyborów, bo tylko mogą na tym stracić – zwłaszcza Solidarna Polska, która może nie przekroczyć progu wyborczego i zniknąć ze sceny politycznej. Za to Prawo i Sprawiedliwość może stracić głosy niezbędne do uzyskania bezwzględnej większości. W interesie obu partii będzie wspólne budowanie list wyborczych. Liczę, że rozsądek Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry i Mateusza Morawieckiego będzie wystarczający do tego, aby nie doprowadzić do rozpadu.
Wśród zwolenników opozycji da się zauważyć radykalne postawy wobec PiS-u i oczekiwania na wielkie rozliczenia, wręcz wsadzanie do więzień nie tylko członków rządu czy prezesów instytucji, ale osób kojarzonych przez nich z PiS-em na wszelkie sposoby. Czy wygrana opozycji może doprowadzić do tego, że spór polityczny w Polsce zintensyfikuje się jeszcze bardziej?
Pewnie, że tak, to byłby dramat dla Polski. Jak już mówiłem, budowanie swojej pozycji tylko na antyPiS-ie będzie musiało prowadzić do tego, aby przynajmniej w pierwszych miesiącach władzy niby rozliczać się z PiS-em. I tak jak po roku 2007 ostatecznie okaże się, że właściwie nie ma z czego rozliczać, że bardzo często są tylko pozorowane formy oskarżeń.
Trzeba zresztą przypomnieć, że Prawo i Sprawiedliwość w 2015 r, też miało rozliczyć Platformę Obywatelską i dla części wyborców PIS-u to rozliczenie jest dziś bardzo skromne. Myślę, że teraz byłoby z tymi rozliczeniami jeszcze trudniej, a gdyby próbowano robić to na siłę, to wyłącznie niszczono by wymiar sprawiedliwości, powodując, że stałby się on faktycznie instytucją służącą wyłącznie rządzącym i kierowana przeciwko opozycji. Jest obawa, że również na forum międzynarodowym inicjatywy dotyczące wzmacniania polskiego potencjału energetycznego czy zbrojeniowego byłyby ograniczane, minimalizowane w imię tego, że bardziej solidaryzujemy się, współpracujemy z Europą i ciągle mamy czerpać gwarancje bezpieczeństwa czy rozwoju z tego, że jesteśmy bliscy Niemcom czy Francji. Mogłoby to także prowadzić do jakiegoś zachwiania współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, a w konsekwencji także do zmiany choćby stosunku do wojny na Ukrainie, a przynajmniej do czasu, aż będzie ona trwała w sposób bezpośredni.
Moje obawy wynikają też z braku jasnych przesłanek programowych, które mogłyby zainteresować komentatora, pokazać, że można coś zrobić inaczej, lepiej. Wszystko, co proponują do tej pory, to, żeby nie było tak, jak robi PiS.
Wystarczy spojrzeć chociażby na to, co dzieje się przy okazji fuzji Orlenu czy Lotosu, gdzie opozycja czepia się norm wymuszonych tak naprawdę przez Komisję Europejską i z tego robi „newsy” czy podstawy do rozliczenia, a w tle stoi sytuacja, w której za swoich rządów rozważali nawet możliwość sprzedania grupy Lotos Rosjanom. To jedynie budzi obawy, do czego może dojść, gdy będą po swojemu próbować wywracać stolik z rozwiązaniami, które pochodziły od rządu Prawa i Sprawiedliwości i działać jako antyPiS.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/628462-jaki-bedzie-2023-r-polityczna-prognoza-prof-jablonskiego