Obaj panowie - autorzy m.in. tekstów dla „Newsweeka” - nigdy ekspertami od spraw rosyjskich nie byli. W swoich pracach nie odwołują się do poważnych autorów i analiz, które by były w świecie specjalistów brane na poważnie. Rzeczkowski potrafi co najwyżej przytoczyć cytat z popularnych, ciekawych ale jednak powierzchownych i sensacyjnych, książek Wiktora Suworowa, Piątek odnosi się do prac na temat prania brudnych pieniędzy, ale sprzed 20 lat. Ich tezy - a te są przecież bardzo stanowcze, rewolucyjne, dramatyczne - nie są cytowane przez żadne think tanki czy analityków spraw Europy Wschodniej, jakby ich kolejne książki były baśniami z tysiąca i jednej nocy. Mają zresztą wiele ze wschodnimi opowiastkami wspólnego, zwłaszcza sensacyjność.
Kosmiczne tezy Piątka i Rzeczkowskiego
Obaj dziennikarze widzą Prawo i Sprawiedliwość jako partię ściśle oplecioną rosyjską agenturą, wspieraną przez rosyjską mafię Sołncewo i realizującą interesy Kremla. Tomasz Piątek zasłynął nawet z rozbudowanych diagramów, które łączyły poszczególnych ludzi na całym świecie w sieć, która miała udowodnić, że np. Antoni Macierewicz jest uzależniony od Władimira Putina. To „łączenie” polega na tym, że jeśli były minister MON zatrudnił kogoś, kto po kilku latach napisał na Facebooku coś pozytywnego o Putinie, to jest to dowód na wzajemną zależność. I tak oto na śmiesznym obrazku Piątka Antoni Macierewicz powiązany jest z Putinem poprzez pułkownika Krzysztofa Gaja. Faktycznie, szef MON za jego pomocą tworzył 6 lat temu Wojska Obrony Terytorialnej, więc jakiś poziom zaufania między Macierewiczem a Gajem jest, ale co ma łączyć pułkownika ze zbrodniarzem z Moskwy? Czy jakaś przeszłość agenturalna? Może szantaże, tajemnicze biznesy albo obecność na tych samych wydarzeniach politycznych? Nie - Gaj został uznany przez Piątka połączony z Putinem przez… antyukraiński komentarz z 2014 roku. Owszem, wypowiedź oficera, w której usprawiedliwiał atak sprzed 8 lat, nie była roztropna, ale nie jest tak, że każda głupia opinia na temat Europy Wschodniej oznacza bezpośrednią łączność z Władimirem Putinem. Ministrowie, politycy, liderzy partyjni współpracują z setkami czy tysiącami osób, więc w takim morzu ludzkiej aktywności zawsze znajdzie się pakiet dziwnych zachowań czy niestosownych opinii. Piątek zaś idzie tropem różnych postaci, które mniej lub bardziej otarły się o Antoniego Macierewicza i odnajduje jakieś drugorzędne wypowiedzi, które mają obciążać samego polityka PiS. Dodając do tego mroczny tytuł książki Piątka: „Macierewicz i jego tajemnice” rysowanie diagramów i przypadkowe cytaty brzmią tutaj jak zabawy nastoletniego stalkera a nie dziennikarstwo śledcze.
Waga „dowodów” Grzegorza Rzeczkowskiego jest jeszcze bardziej abstrakcyjna. Autor dwóch książek na temat PiS łączy obecną partię rządzącą z rosyjskim służbami za pomocą np. zeznań Marka Falenty i jego współpracowników ws. afery taśmowej. Kiedy jakieś zeznanie pasuje do tezy Rzeczkowskiego - dziennikarz ja szumnie „ujawnia”, ale gdy mają pogrążyć Donalda Tuska (o wręczeniu reklamówki z 600 tys. zł synowi byłego premiera) to nic o nich nie wie. W książce, w której obecny dziennikarz „Newsweeka”, rzekomo ujawnia jak to za podsłuchami w restauracji „Sowa i przyjaciele” stali Rosjanie pracujący na rzecz zwycięstwa PiS, autor powołuje się na wiele anonimowych źródeł z tajnych służb. Sekretnych informatorów trudno zweryfikować, nie da się sprawdzić czy w ogóle istnieją, nie da się też ustalić czy Rzeczkowski uniknął manipulacji, jakimi ludzie służb, zwłaszcza ci współpracujący z mediami, potrafią się posługiwać.
Zarówno Piątek jak i Rzeczkowski korzystają też z jednej tezy, która zrobiła karierę wśród zachodnich, lewicowych komentatorów - o rzekomych powiązaniach Donalda Trumpa z Putinem. Rzeczywistość już dawno zweryfikowała te wyobrażenia, skoro poprzedni prezydent USA był jednym z najbardziej stanowczych wobec Kremla przywódców Białego Domu ostatnich dekad, wzmacniał wschodnią flankę NATO, nakładał sankcje na Nord Stream a za jego kadencji Putin nie ośmielił się wywołać żadnej nowej wojny. Liberałowie w Ameryce lubią jednak sukces wyborczy Trumpa przypisywać agenturze z Kremla, bo w innym wypadku musieliby przyznać, że ich elity po prostu okazały się słabe i bezradne wobec kandydata Republikanów - lepiej więc wszystko zwalić na Ruskich.
Ostatnim filarem argumentów Rzeczkowskiego - po wybiórczych zeznaniach, anonimowych informatorach i zachodnich wyobrażeniach o Trumpie - jest… Tomasz Piątek. To jemu autor dziękuje na końcu książki, to z nim publikuje niektóre teksty w lewicowej prasie, to na niego powołuje się w samej książce. Dodając do tego, że „dziennikarz śledczy” - jak sam siebie określa - w ocenianiu PiS powołuje się na ówczesnych polityków Platformy (np. Donalda Tuska czy Marka Biernackiego), „Baśnie tysiąca i jednej nocy” lądują na tej samej półce co Rzeczkowski i Piątek.
Tak oto autor książki powołuje się na polityków opozycji, oni potem powołują się na niego - i karuzela tych samowystarczalnych autorytetów się zamyka. Ale to nie koniec groteski.
Autorzy w swojej wcześniejszej karierze nigdy nie zajmowali się Rosją ani tajnymi służbami, tematami, które wymagają uważnych studiów, specyficznej metodologii i chociaż by znajomości języka rosyjskiego. Uznani eksperci od tych tematów dochodzili do swej pozycji latami, gdy tymczasem Tomasz Piątek stał się znawcą tematu pewnego dnia 2017 roku, gdy wydawnictwo wydało jego pierwszą książkę o rzekomych powiązaniach PiS z Rosją. Wcześniej dziennikarz był znany jako autor beletrystyki, m.in. z wątkami autobiograficznymi dotyczącymi uzależnienia od heroiny. Później Piątek współpracował z Rzeczkowskim, który także nagle stał się specem od rosyjskich operacji agenturalnych - bez cienia wcześniejszego doświadczenia w tym temacie. Trudno się oprzeć wrażeniu, że to tradycyjne u autorów związanych z opozycją uderzanie w PiS jest tutaj przyczyną, metodą i celem samym w sobie. Tomasz Piątek stwierdził nawet, że wstrzemięźliwa postawa władz RP wobec eksplozji w Przewodowie jest przygotowaniem do politycznej wolty - z proukraińskiej na antyukraińską. I tutaj dochodzimy do najbardziej jaskrawej bzdury zawartej w tezie o prorosyjskości PiS.
Postawa rządu RP po 24 lutego, czyli po wtargnięciu wojsk Putina na Ukrainę, została przez cały świat uznana za jednoznacznie antyrosyjską i proukraińską. Polska przekazała Kijowowi 300 czołgów zanim w ogóle Biały Dom rozeznał skalę determinacji Ukrainy do obrony a Unii Europejskiej do kunktatorstwa. Prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki stali się orędownikami pomocy dla Ukrainy wśród stolic Unii Europejskiej, minister Mariusz Błaszczak przyspieszył projekty wzmacniania polskiej obronności dla odstraszania Moskwy, zaś minister Michał Dworczyk organizował rządową pomoc humanitarną w bezprecedensowej na stary kontynent skali. Sam byłem świadkiem jak premierzy Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki spotkali się z prezydentem Wołodymyrem Zełeńskim w Kijowie w połowie marca, gdy Rosjanie stali na rogatkach ukraińskiej stolucy od północno-zachodniej strony.
Cały Kijów widział furię rosyjskiej artylerii, gdy konferencja prasowa premierów Polski, Czech i Słowenii była transmitowana przez media - najeźdźca wtedy rozpoczął intensywny ostrzał miasta, w ten sposób wyrażając swoje niezadowolenie z polskiego wsparcia. W rosyjskiej propagandzie nienawiść wobec Polski i polskiego rządu (sic!) wylewa się spod piór głównych propagandystów Kremla, a na samej Ukrainie każdy żołnierz wie, że władze RP wspierają ich walkę tak samo jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania.
Słowem: każdy człowiek wiedzący o rosyjskiej inwazji wie o determinacji partii rządzącej do powstrzymania Putina. Każdy - ale nie czytelnicy Piątka i Rzeczkowskiego.
OBEJRZY TAKŻE PRAWDZIWE OBLICZE ROSJI:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/628319-opowiesci-piatka-i-rzeczkowskiego-o-kosmitach-w-egipcie