Sędzia Igor Tuleya musi być niepocieszony. Po tym jak został przywrócony do orzekania, stracił status „męczennika”, a i jego celebryctwo świeci już mniej atrakcyjnie. Dlatego w wywiadzie dla „Newsweeka” opowiadał o swoich rzekomych traumach i szykanach, których miał być celem w czasie, gdy był zawieszony w obowiązkach sędziowskich”.
CZYTAJ TAKŻE:Tuleya wrócił do pracy w sądzie i znów histeryzuje: ”Niszczenie praworządności ma charakter systemowy”
„Bardzo pilnowałem, żeby nie wpaść w depresję. Zmuszałem się, żeby wstać z łóżka. Myślałem, że jeszcze tylko tego brakuje, żeby wyrosła mi tutaj piramida kartonów po pizzy, którą zamawiałbym przez telefon. To byłoby coś strasznego – mówi Igor Tuleya w wywiadzie dla „Newsweeka”.
Rosła piramida?
– dopytywała zmartwiona Renata Grochal.
Czasami rosła, nie powiem. Zdarzały się momenty, że coraz trudniej było mi wstać, nawet tak fizycznie
– przekonywał.
Przemoc fizyczna?
Tuleya miał być także ofiarą przemocy fizycznej. Wprawdzie nic nie wiemy, by kiedykolwiek składał doniesienie o takim przestępstwie, ale prowadząca wywiad nie pomyślała, by zadać takie pytanie.
Wyzwiska to było coś normalnego; ty chu…u, ty kur…o, peowski sędzio, ubeku, szmato, sprzedawczyku. Ludzie nie mają żadnych oporów, biorą przykład z polityków, których oglądają. Ostatnia szarpanina to było lato, godzina 17, przed pocztą przy al. Solidarności. Podszedł facet w moim wieku, około pięćdziesiątki. Najpierw były wyzwiska, później wymierzył mi cios pięścią w twarz. Gdybym nie zasłonił się ręką, dostałbym w szczękę
– wyliczał sędzia Tuleya.
Pytany czy bał się ulicznych reakcji, stwierdził, że nie.
Bał się pan później wychodzić na ulicę?
– dopytywała Renata Grochal.
Właśnie nie, nie czuję strachu. Czasami oglądam się za siebie, ale bez przesady
– odpowiadał odważnie sędzia Tuleya.
Tuleya nie krył, że Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN , która odwiesiła go w orzekaniu, w jego mniemaniu „nie jest sądem”. To ciekawa opinia, gdyż to właśnie dzięki niej mógł on wrócić do pracy w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Sędzia z „Iustitii” jest też przekonany, że jego powrót do pracy wiąże się z KPO.
Zdecydowanie tak. Nie wiadomo oczywiście, jak długo będę w moim wydziale macierzystym, bo wszystko się może zdarzyć. Natomiast to, że zostałem odwieszony akurat teraz, to nie jest przypadek. Izba Odpowiedzialności Zawodowej nie jest niezależnym sądem, jestem przekonany, że ma terminarz dostosowany do kalendarza politycznego. Jak trwają negocjacje z instytucjami europejskimi, to myślę, że mój powrót do pracy wpisał się w jakiś argument, który może być użyty
– mówił Tuleya w „Newsweeku”.
Sędzia Igor Tuleya wraca do orzekania, ale widać, że brakuje mu „męczeńskiego” klimatu, który próbowano wokół niego wytworzyć. Dziś to szeregowy sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie. Taki sam, jak setki innych. Pewnie dlatego daje do zrozumienia, że jego przykład miał mieć wpływ na negocjacje Polski z Komisją Europejską. Pewnie udzieli jeszcze kilku wywiadów, ale sam chyba rozumie, że kombatanckie opowieści, to jednak nie to samo sędziowska partyzantka na pikietach ulicznych.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/626847-tuleyi-brakuje-statusu-meczennika-opowiada-o-traumach