Tylko dramatyczne wydarzenie mogło wstrząsnąć Polakami, uświadomić im upadek demokracji, zdeptanie konstytucji i prześladowanie bojowników.
No i jest skandal, a nawet kilka. Co to bowiem znaczy, że jakaś prokuratura postawiła właśnie zarzut? Jerzemu S. postawiła. Jakiemu Jerzemu S.? Tak to można mówić o kimś, kto panu Jerzemu do pięt nie dorasta. I jeszcze ten złośliwy szczegół, że chodzi o „znanego aktora z Krakowa”, i że jest on o coś podejrzany. Przecież w Krakowie jest tylko jeden naprawdę znany aktor – Jerzy Stuhr. A jeśli jest o coś podejrzany, to tylko o posiadanie geniuszu. Skracanie nazwiska tego przezacnego człowieka to okrucieństwo i kpina.
Jakimś prokuratorom może się wydaje, że nie chodzi o geniusza, tylko o jakiegoś Lutka Danielaka, osobnika naprawdę wrednego. Tyle tylko, że to postać filmowa. Wszyscy, którzy Jerzego Stuhra znają, doskonale wiedzą, że nie ma on z granym przez siebie Lutkiem Danielakiem nic wspólnego. Żeby zohydzić pana profesora Jerzego Stuhra, bo ktoś taki nie może nie być profesorem, jakieś kreatury zmyśliły cytat z aktora Romana Wilhelmiego. A przecież pan Roman o panu Jerzym w życiu nie powiedziałby, że to „największy zawistnik i sk…n w środowisku aktorskim, który dla kariery zrobi najgorsze świństwo”.
Aktor, scenarzysta i reżyser, Maciej Domański, opowiedział historię, która rozwiewa wszelkie wątpliwości na korzyść pana profesora. Otóż Roman Wilhelmi początkowo odrzucił propozycję zagrania głównej roli w serialu Jana Rybkowskiego i Marka Nowickiego „Kariera Nikodema Dyzmy”. Ale ostatecznie ją jednak przyjął. Maciej Domański tak to zapamiętał:
Powiedziałem mu, że postąpił słusznie, ponieważ producenci filmu znaleźli już właściwego Dyzmę. Błysnęło mu oko i z niecierpliwością zapytał: kto? Pomyśl tylko – jeśli nie ty, to jest tylko jeden aktor, który zrobi to dobrze – Jerzy Stuhr. Blefowałem oczywiście. Godzinę później Roman przyjął rolę, która zapewniła mu nieśmiertelność.
Czy tak by się stało, gdyby Roman Wilhelmi miał coś do Jerzego Stuhra? Nigdy w życiu.
Wróćmy teraz do zarzutu postawionego jakiemuś Jerzemu S. Otóż tylko komuś anonimowemu można postawić zarzut „prowadzenia auta w stanie nietrzeźwości”, za co grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności. No i Jerzy S. stawił się 29 listopada 2022 r. w Prokuraturze Rejonowej Kraków-Krowodrza. Został przesłuchany w związku z tym, że 17 października 2022 r. miał prowadzić auto pod wpływem alkoholu. I już mamy pierwszy gruby nietakt. Oto Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie, zamiast odnieść się do Jerzego S., powiedział, że „aktor przyznał się do zarzucanego mu czynu”. Może i jakiś Jerzy S., też jest aktorem, ale nie może to być pan profesor i rektor Jerzy Stuhr.
Zupełnie bez sensu zachował się sam pan profesor i rektor umieszczając 18 października 2022 r. na Facebooku swego syna, aktora Macieja Stuhra taki oto wpis:
Bardzo żałuję i przepraszam, że wczoraj podjąłem tę najgorszą w moim życiu decyzję o prowadzeniu samochodu. Deklaruję pełną współpracę z organami powołanymi do wyjaśnienia wczorajszego incydentu. Jednocześnie chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji.
Trudno uwierzyć w przyznanie się do winy, chyba że chodzi o to, iż pan profesor Stuhr chciał przerwać nagonkę na siebie i swoją rodzinę, szczególnie żonę, rzekomo z nim jadącą feralnego poniedziałku (wiadomo: „Nie lubię poniedziałku” i wszystko jasne). Dlatego potwierdził coś, czego nie mógł zrobić. Wolał się poświęcić niż narażać bliskich na hejt i okrutne ataki, łącznie z lustrowaniem rodziny do kilku pokoleń. Tak postępują tylko ludzie odważni i szlachetni zarazem.
Istnieje jeszcze taka możliwość, że pan profesor (i rektor) Jerzy Stuhr zagrał największą rolę w swoim życiu. Od dawna wiadomo, że pan profesor cierpi (i daje temu wyraz dla powszechnego dobra i nauki) z powodu tego, co strasznego wyprawia obecna władza z Polską, z Krakowem, z demokracją, z samym profesorem, z jego synem doktorem i z ich rodzinami. Profesor (podobnie jak jego syn doktor) miał odwagę władzę bezpardonowo obnażać, za co spotykał go niebywały hejt. Ale sprawy Polski i demokracji nie posuwały się do przodu.
Gdyby przyjąć, że pan profesor zagrał rolę życia, to prawdopodobny scenariusz byłby taki, że specjalnie wypił jakieś wino i wsiadł za kierownicę, a potem zaczepił (najdelikatniej jak tylko mógł) ramię motocyklisty lusterkiem auta (zapewne chciał zaczepić o jakąś blachę). Wtedy wskazanie alkomatu, że miał 0,7 promila byłoby nawet prawdziwe. Ale to drobnostka wobec większego dobra, wyższej konieczności i działania w szlachetnym celu. Tylko tak dramatyczne wydarzenie mogło wstrząsnąć Polakami, uświadomić im upadek demokracji, zdeptanie konstytucji i okrucieństwo, jakie spotyka odważnych bojowników o wolność i praworządność, czyli głównie profesora Jerzego i doktora Macieja.
Profesor Jerzy Stuhr osiągnął swój cel i wstrząsnął Polakami. Tylko ktoś niewrażliwy mógłby powiedzieć, że wstrząs wynikał z tego, iż „nawalony gwiazdor spowodował wypadek, pewnie przekonany, że takim jak on wszystko wolno”. Nic bardziej mylnego. Profesor położył na szali cały swój ogromny dorobek, prestiż i status społeczny, żeby zwrócić uwagę na sprawy ważne dla Polski i Polaków. Co tam ważne. Najważniejsze! I chwała mu za to. A ten prokurator to jeszcze beknie za bezsensowną gorliwość i te językowe dziwactwa. A my mówimy tylko: „Dziękujemy Ci Profesorze! Jesteś darem niebios. Tacy jak Ty wskazują drogę. Tacy jak Ty pozwalają przetrwać. Wspaniale grasz tę swoją życiową rolę. I nie rezygnuj, choćby mieli Cię złapać z zawartością 2,7 promili”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/624213-prof-jerzy-stuhr-zagral-role-zycia-ratujaca-honor-polakow