Uwielbiam wzmożenia ludzi uważających się za elity, czyli przeróżne apele. Są tak trywialne, jakby pisały je zakochane pensjonarki. A ich wartość bywa mniejsza niż wartość papieru, na którym są drukowane (albo energii potrzebnej do ich napisania przy pomocy komputera). Zwykle są autorstwa jakiegoś profesora, ale poziom jest dostosowany do podpisujących się pod tymi apelami aktorów. Zresztą nakręceni profesorowie też tracą 99 proc. swego zmysłu krytycznego i analitycznego, więc również zachowują się podjarane pensjonarki.
W demokracji pisanie górnolotnych apeli uważam za efekt nieprzepracowania tego faktu, że komuna już nie istnieje i listy otwarte oraz apele są po prostu śmieszne. Są wyrazem bezradności ludzi, którzy przede wszystkim (poza aktorami) powinni wiedzieć, co zrobić, a nie co napisać, żeby jakoś poradzić sobie z frustracją. Apele to po prostu czysta dziecinada, a ich styl urąga nawet przeciętnej inteligencji.
Omawiany tu apel napisał prof. Paweł Śpiewak, socjolog, który zachowywał rozsądek, gdy nie angażował się w politykę (jako poseł PO) lub nie chciał zbawiać Polski i świata. Tym razem znowu się zaangażował i znowu chce zbawiać. Razem z osobami nazywającymi się „uczestnikami grupy dyskusyjnej Forum Długiego Stołu, środowiskiem naukowym i prawniczym oraz z aktywistami organizacji obywatelskich”. Jeśli tekst faktycznie wyszedł spod ręki prof. Śpiewaka, to jest to masakra intelektualna, moralna i estetyczna. I nie tłumaczy tego dostosowanie treści do większości tych, którzy apel podpisali, choć nie da się ich nazwać orłami, jakkolwiek by nie kombinować.
Powiadają autor i sygnatariusze apelu, że „Polska pod rządami prawicy została całkowicie zdewastowana zarówno w wymiarze gospodarczym, systemowym, jak duchowym”. Całkowicie to zostali zdewastowani autor i sygnatariusze. Ich zdolności poznawcze, etyczne i estetyczne zostały zdewastowane. Jak na tak trudne czasy, Polska ma się całkiem dobrze, o czym autor i sygnatariusze powinni wiedzieć, bo podobno są ludźmi światowymi i potrafią porównać choćby elementarne wskaźniki i dane.
Niczym twórcy chińskiej rewolucji kulturalnej autor i sygnatariusze apelu zauważają, że „konieczna jest wielka zmiana”. Zwykle zaczynająca się od „odbudowy” (tu „porządku prawnego”, „silnej, odpartyjnionej gospodarki”). W istocie zwykle kończy się taka „wielka zmiana” zniszczeniem wszystkiego, co funkcjonowało i zamienieniem tego jakimś niewydolnym, moralnie ohydnym i estetycznie żenującym totalitaryzmem, dla jaj nazywanym demokracją i to nareszcie w wersji prawdziwej.
Jak się jest nabuzowanym emocjami na poziomie rozdygotanej pensjonarki, to się oczywiście nie myśli o logice czy logicznym wynikaniu. I choć nie ma żadnego związku logicznego między demokracją a „jedną listą wyborczą”, autor i sygnatariusze się przy tym upierają. Gorzej nawet – istnieje związek logiczny między „wielką zmianą” jako wielkim zamordyzmem, a „jedną listą wyborczą”. Wszystkie totalitaryzmy, w tym te mające na koncie największe zbrodnie, opierały się na jednej liście wyborczej. W totalitaryzmie kulawym (z wyjątkiem lat 1945-1956, gdy zamordyzm był wzorcowy), jakim była PRL, też funkcjonowała jedna lista – Frontu Jedności Narodu (teraz pewnie powinna się nazywać listą Frontu Jedności Obywateli).
Podobno „jest politycznym i moralnym nakazem, by partie opozycyjne zdołały ową wspólną listę wyborczą powołać i odnieść zdecydowane zwycięstwo nad PiS”. Wyborcze zwycięstwo nad kimkolwiek nie jest moralnym nakazem, bo jeśli wybory są demokratyczne, to każda polityczna siła ma takie samo prawo moralne, żeby je wygrać, czyli nie jest one dla nikogo zarezerwowane na wyłączność. A skoro opozycja w wyborach startuje i chce oraz może jej wygrać, to nie istnieje żaden moralny nakaz, żeby tak się stało. Wystarczy, że istnieje taka możliwość.
„Moralny nakaz” w kontekście użytym przez autora i sygnatariuszy apelu jest zwykłym szantażem. A szantaż to coś brzydkiego. Z kolei „polityczny nakaz” to przekonanie o istnieniu historycznego determinizmu i obowiązku podporządkowania mu się. Liberałowie i lewicowcy najwyraźniej chcą być kontynuatorami bolszewików, którzy historyczny determinizm uznawali za takie samo prawo, jak prawa fizyki, co jest piramidalną bzdurą.
Jak już się zabrnie w szantaż i historyczny determinizm, to trzeba głosić pseudo-aksjomat, że „jednolity blok wymaga (…) ruchu obywatelskiego, wsparcia licznych, niezależnych środowisk zawodowych, społecznych”. Zamordyści zawsze chcieli mieć wspólników (im więcej, tym lepiej), więc za ich „jednolitym blokiem” zawsze stał jakiś ruch. Nazwa to tylko etykieta, więc zamordyzm może swobodnie funkcjonować pod szyldem „obywatelskości” czy „niezależności”. Gdy się tworzy „jednolity blok” (pojęcie totalitarne), to nawet semantycznie nie ma w nim miejsca dla „obywatelskości” i „niezależności”. Po co więc takie głupoty wypisywać i podpisywać?
Autor i sygnatariusze apelu zarzekają się, że „nie chodzi tylko o zastąpienie jednej formacji nową, nawet formacją o dobrych demokratycznych intencjach. Chodzi o przemyślany i ugruntowany w społecznej debacie program, którego podstawą jest odbudowa państwa prawa”. Nie chciałbym robić autorowi i sygnatariuszom apelu przykrości, ale projekt III Rzeszy był uzasadniany „odbudową państwa prawa”. A jak to się potoczyło, to wszyscy wiedzą.
Autor i sygnatariusze apelu domagają się „planu odzyskania władzy przez siły demokratyczne”, co „w nieodległej przyszłości” ma stanowić „projekt rządzenia”. Nudne jest już przypominanie, że „siły demokratyczne” („obóz demokratyczny”) z największą determinacją, czyli po trupach tworzył sowiecki agent Bolesław Bierut. Wspomagany przez UB, NKWD, GRU i Smiersz. Można mieć tylko nadzieję, że te nowe „siły demokratyczne” nie będą chciały rządzić tak jak Bierut i jego siepacze, choć ludzie tych „sił” są tak żądni krwi, że nadzieja może być płonna.
Ponoć „władza musi wrócić do ludzi i stać się dla nich przejrzysta”. Wypisz, wymaluj – jeden z postulatów bolszewików. Dyrdymałki o tym, że za „programem” powinny „stać realne społeczne siły, doświadczenia zawodowe i intelektualne wielu poważnych grup społecznych oraz opinia publiczna” to tylko ornament bez żadnego znaczenia. Zamordyści wręcz lubują się w ornamentach, czego najlepszym dowodem konstytucje Związku Sowieckiego i PRL. Ornamentem ma też być „obywatelski ruch wspierający wspólną listę i porozumienie partii opozycyjnych”. To przypomina z kolei bzdurne hasło z czasów PRL: „Naród z Partią, Partia z Narodem”.
Na koniec autor i sygnatariusze przyznają się do „bezsilności i frustracji”, ale chcą się przełamać, czyli poprowadzić lud na barykady. A poprowadzą m.in. Leszek Balcerowicz, Seweryn Blumsztajn, Barbara Engelking, Jacek Fedorowicz, Władysław Frasyniuk, Andrzej Friszke, Agnieszka Holland, Krystyna Janda, Krzysztof Janik, Ryszard Kalisz, Paweł Kasprzak, Krystyna Kofta, Maja Komorowska, Ireneusz Krzemiński, Waldemar Kuczyński, Wojciech Lemański, Marta Lempart, Olgierd Łukaszewicz, Krzysztof Materna, Stanisław Obirek, Maja Ostaszewska, Monika Płatek, Andrzej Rozenek, Andrzej Rychard, Wojciech Sadurski, Andrzej Seweryn, Paweł Śpiewak, Magdalena Środa, Dorota Stalińska, Mariusz Szczygieł, Wanda Traczyk-Stawska, Krystyna Zachwatowicz-Wajda i Wiktor Zborowski. Uraaaa!!!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/622639-elity-sie-wzmogly-czyli-w-powietrzu-wisi-nowy-zamordyzm