Marek Kuchciński, który ma objąć stanowisko szefa Kancelarii Premiera RP jest ponownie atakowany pomówieniami sprzed lat.
Były Marszałek Sejmu RP odnosi się do rewelacji tygodnika NIE w specjalnym oświadczeniu.
CZYTAJ TAKŻE: Ważne oświadczenie przyszłego szefa KPRM! Kuchciński: Rewelacje łączące z moją osobą jakąkolwiek nieobyczajność, są kłamstwem
Po raz pierwszy Kuchcińskiemu zarzucono kontakty z nieletnią Ukrainką w 2019 roku, wpisywało się to w ciąg kampanii wyborczych do europarlamentu i późniejszą, jesienną do Sejmu i Senatu. Przypominamy fragmenty jedynego wywiadu prasowego, w którym ówczesny Marszałek Sejmu odnosił się do pomówień tygodnika Urbana. Z Markiem Kuchcińskim rozmawiali Marek Pyza i Marcin Wikło.
Tygodnik „Sieci”: Były funkcjonariusz CBA Wojciech J., a za nim tygodnik „Nie” Jerzego Urbana stawiają panu ciężkie zarzuty obyczajowe. Czy cokolwiek w tych rewelacjach jest prawdziwe?
Marek Kuchciński: To kłamstwo od początku do końca. Nie ma w tym ziarna prawdy. To okropne pomówienia, w najgorszym – chciałoby się użyć słów nieparlamentarnych – wydaniu.
Czy zna pan Daniela Ś., byłego ważnego policjanta CBŚ z Podkarpacia, dziś rzekomo mającego sieć agencji towarzyskich w regionie? Jest przedstawiany jako gospodarz wielu imprez, na których mieli bywać politycy różnych partii.
Nie znam tej osoby. W ogóle personalia pojawiające się w tych doniesieniach są mi zupełnie obce.
A czy był pan kiedykolwiek w zamku w Dubiecku? To tam miało dojść do nagrania taśm, o których pisze „Nie”.
Jeden raz w restauracji na obiedzie z żoną i dziećmi. Przejazdem.
Dopytujemy o szczegóły, bo sprawa nabrała rozgłosu i dotyczy drugiej osoby w państwie. Intryga jest rozpisana szeroko i bezpośrednio wskazuje na pana. Aż trudno uwierzyć, że ktoś – niczym kamikadze – idzie na czołowe zderzenie z marszałkiem Sejmu, nie mając żadnych dowodów.
W przypadku tego środowiska to nie pierwszy raz, więc niespecjalnie mnie to zaskakuje. Natomiast ordynarna formuła i przedstawione pseudozarzuty mnie zirytowały. Uważam, że instytucje państwa polskiego, odpowiedzialne za bezpieczeństwo funkcjonariuszy publicznych, powinny energicznie się zajmować takimi sprawami i szybko je wyjaśniać. A pomawiający i rozpowszechniający oszczerstwa powinni być równie szybko pociągani do odpowiedzialności karnej.
Dlatego złożył pan zawiadomienie do prokuratury dotyczące przestępstw gazety i byłego funkcjonariusza? To chyba jedyne, co można zrobić, by bronić się przed takimi zarzutami, niepopartymi żadnymi dowodami…
…bo żadnych dowodów nie ma. Nie jestem pierwszym pomówionym w ten sposób. I zwykle różne oskarżenia puszcza się mimo uszu. Mówi się, że polityk powinien mieć grubą skórę. Ale z roku na rok jest coraz gorzej. Osoby publiczne są atakowane w coraz mniej wybredny sposób. Uważam, że trzeba reagować. Ludzie, którzy mają wpływ na kształtowanie opinii publicznej, muszą szanować słowo. Jeżeli stawiane są publicznie takie zarzuty, muszą być poważne dowody. W tym przypadku to wyssana z palca insynuacja. Tak obraźliwa, że nie można było milczeć, uznając to za żart primaaprilisowy lub wybryk niewiarygodnej gazety.
Ale to, co się rozlało, zwłaszcza w mediach społecznościowych, już trudno odwrócić.
To jest kłopot. Dlatego postanowiłem stanowczo zareagować, domagając się nie tylko przeprosin, lecz również zadośćuczynienia na rzecz jednej z organizacji charytatywnych. Natomiast sprawa ma szerszy kontekst, z którym państwo polskie powinno sobie jakoś poradzić. Mam na myśli choćby rozwiązania, które gwarantowałyby większą odpowiedzialność za słowo. Szczególnie wtedy, gdy godzi się w dobro instytucji publicznych, a jedną z najważniejszych jest przecież Sejm.
Na ile ta sprawa dotknęła pana rodzinę? Czy to mogło zaważyć na skierowaniu sprawy do prokuratury?
A która rodzina przyjęłaby to ze zrozumieniem? Od dziesiątków lat jestem narażony na różne pomówienia. Polityka bywa niełatwa, niekiedy konfliktowa, prowokująca różne zachowania. Tym razem jednak zostały przekroczone wszelkie granice, które w przypadku polityków i tak są znacznie bardziej elastyczne. Czym innym są ostre – nawet bardzo ostre – polemiki, a zupełnie czym innym są kłamstwa i oszczerstwa tego rodzaju, którymi mnie obrzucono. Uznałem, że nie mogę tego puścić płazem i ze względu na rodzinę, i instytucję, którą kieruję.
Jakie znaczenie miało to, że autorem artykułu, pod przykrywką dziennikarską, jest czynny polityk, przedstawiciel Koalicji Europejskiej, Andrzej Rozenek? Reprezentant SLD, obrońca funkcjonariuszy komunistycznych służb, kandydat w ubiegłorocznych wyborach samorządowych w Warszawie.
Chodziło nie tylko o uderzenie w konkretną osobę, lecz także o osłabienie prestiżu instytucji. A to element walki politycznej – i kampanii do europarlamentu, i przygotowania gruntu przed kluczowymi wyborami krajowymi. Spójrzmy szerzej: różni ważni politycy prawicy są atakowani pomówieniami – od szefa służb Mariusza Kamińskiego, po prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego – do ataku na którego wykorzystuje się austriackiego biznesmena. Gdy mimo wielkiego zaangażowania to nie wychodzi, atakujący obierają sobie kolejny cel. To wszystko ma obniżyć wiarygodność PiS, a w konsekwencji doprowadzić do porażki wyborczej. Kłamstwo, dezinformacja, cyberataki – to się dzieje w mediach społecznościowych. Przeciwnicy używają i będą używać wszelkich metod, także tych najbardziej podłych i brudnych. Najbliższe miesiące to rywalizacja o przyszłość Polski. Mówimy tu o wyborze pomiędzy Polską nierówności, establishmentu, kast a Polską sprawiedliwą, nowoczesną, solidarną, realizującą testament Lecha Kaczyńskiego. Z jednej strony są ci, którzy dużo mówią, a następnie robią coś zupełnie innego. Z drugiej – politycy wywiązujący się ze swoich obietnic, programu, konsekwentnie realizujący plan dla Polski. Gdy nie ma realnych argumentów, zaczynają się te wirtualne – czyli kampania kłamstw, obelg i paskudnych insynuacji. To też najpewniej wyraz bezradności tej drugiej strony.
I w imię tej walki warto zaatakować człowieka, który nie jest „pisowskim jastrzębiem”, nie jest na pierwszej linii codziennego politycznego frontu?
Kieruję Prawem i Sprawiedliwością na Podkarpaciu od ponad 15 lat. Od tego czasu PiS wygrywa w moim regionie wszystkie wybory – parlamentarne samorządowe, prezydenckie. W konsekwencji konkurencja słabnie coraz bardziej i sporo osób przechodzi z innych ugrupowań do nas. Być może to też miało jakieś znaczenie. Ale wydaje mi się, że ważniejszym celem było osłabienie pozycji polskiego Sejmu. Jeżeli praca w parlamencie zostanie zdezorganizowana lub jego autorytet zostanie umniejszony, to korzyści z tego będą czerpać nasi przeciwnicy w kraju i za granicą, którzy nie chcą, byśmy przeprowadzali w Polsce zmiany.
Cała rozmowa ukazała się w tygodniku „Sieci” Nr 15 (333) 2019
CZYTAJ TAKŻE: W środę powołanie Marka Kuchcińskiego na szefa KPRM? Czy będą kolejne zmiany w rządzie? „Nikt nie zna dnia ani godziny”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617739-kuchcinski-w-sieci-o-rewelacjach-tygodnika-urbana