Wojenna nawałnica dociera i do nas rykoszetem - rząd ma prawo obawiać się skali zimy, bo to od warunków pogodowych będzie zależało zapotrzebowanie na energię, będącą tak trudną gałęzią gospodarki po rosyjskiej inwazji i po unijnych regulacjach i fanaberiach. Czy jednak partia rządząca potrafi dotrzeć do milionów w wyborców z wyjaśnieniem złożonej sytuacji światowej o wymiarze historycznym?
Eksperci od marketingu politycznego wiedzą, że najbardziej skomplikowane kryzysy da się społeczeństwu prosto wyjaśnić. Umiejętność łatwego wytłumaczenia trudnych spraw charakteryzuje tych, którzy dobrze ją rozumieją. Do legendy komunikowania się ze społeczeństwem przeszedł J. F. Kennedy, który zapowiadał zwycięstwo USA w wyścigu kosmicznym. Jak jednak zrobić to w latach 60-tych, gdy umieszczanie obiektów na orbicie jawiło się jako czarna magia, a zwykły chruszczowowski Sputnik pikający co kilka sekund sygnałem dźwiękowym, jawił się jako tajna broń Sowietów? Kennedy jednak wiedział jak to zrobić i nie bez pomocy doradców od komunikacji nakreślił w przemówieniu z 12 września 1962 roku plastycznie zobrazowany cel o postawieniu, do końca dekady, człowieka na Księżycu.
Żaden rasowy polityk nie będzie się przecież komunikował z narodem liczbami, wykresami i fachowym słownictwem z zakresu technologii. Przywódca w jednym zdaniu pozostawił w głowach odbiorców prosty obraz, który był wyrazem sukcesu - co więcej, sukcesu, który wkrótce dało się osiągnąć i cały świat tę zapowiedzianą scenę mógł oglądać na żywo w telewizji.
Umiejętność prostego przekazu skomplikowanych technologii do perfekcji doprowadził Steve Jobs. Wystarczyła jedna jego prezentacja, by świat szalał na punkcie jego produktów. Zamiast operować liczbami określającymi pojemność jego nowoczesnych urządzeń przedstawiał je obrazowo i emocjonalnie. „Wszystkie ulubione piosenki zmieszczą się w twojej kieszeni” - tłumaczył sens produkowania ipodów.
Skomplikowane zjawisko w jednym, prostym do wyobrażenia haśle marketingowym.
Slogany wyborcze i hasła reklamowe są dziś właściwie oddzielną sztuką marketingową, ale charyzmatyczni liderzy wyczuwali to intuicyjnie już setki lat temu. Gdy Woodrow Wilson w 1916 roku po raz drugi kandydował na urząd prezydenta miał przed sobą zupełnie nowe wyzwanie. USA miały wkroczyć do europejskiej wojny, co dla zanurzonych w politycznym izolacjonizmie Amerykanów było historyczną rewolucją. „Wojna na Wschodzie, pokój na Zachodzie, niech Bóg błogosławi Wilsona” - wołali zwolennicy prezydenta. Ten tekst zresztą ma tak wiele wspólnego z dzisiejszą Polską, że warto by się nad nim pochylić. By zachować spokój nad Wisłą, trzeba wygrać wojnę nad Dnieprem - i choć przedstawianie polskich przywódców jako mężów opatrznościowych na dziejowym zakręcie może w postpolitycznym świecie byłoby zbyt patetyczne, ale nie bezzasadne.
Trudno wskazać jednak strategie komunikacyjną rządu Prawa i Sprawiedliwości. Z telewizji leją się pokrzepiające dane, z których trudno zwizualizować sobie nadrzędny cel polityki obecnych władz. A przecież tyle jest do pokazania - bezpieczeństwo Rzeczpospolitej nigdy nie było przedmiotem tak wielkiej troski i owe „nigdy” nie dotyczy jedynie historii najnowszej. Wzmacnianie armii, zwiększanie obecności NATO w naszym kraju, mur na granicy z Białorusią i wspieranie Ukrainy przeciw Rosji to twarde konkrety, konkrety, które proszą się o motto w stylu Kennedy’ego czy Wilsona. Pokusa powinna być tym większa, że bezpieczeństwo jest podstawową ludzką potrzebą a zagrożenie jest realne jak około lat czterdziestych XX wieku. Bez jasnej strategii politycy PiS uczestniczą w doraźnych ripostach PRowskich, obronie przed zarzutami opozycji, która za wszystkie trudności ekonomiczne obarcza ekipę rządzącą. Koalicja się broni dzielnie, ale - no właśnie - broni się, a nie atakuje. Doraźność, defensywa i polskie „jakoś to będzie” unoszą się w prawicowym przekazie.
A do wyborów został rok. Czy ktoś ocuci tam speców od PR?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617609-konkretnych-zaslug-rzadu-pis-nieumiejetnosc-pokazania