Dlaczego wy się tak cackacie z tymi obmierzłymi pisiorami, podczas gdy trzeba ich załatwić bez cienia litości – to wypadkowa głosu platformerskiego „ludu” podczas spotkań z Donaldem Tuskiem, np. tego w Kluczborku (8 października 2022 r.). Oznacza to, że strategia Tuska przynosi efekty. Strategia polegająca na tym, że trzeba się zemścić na obecnie rządzących, a nawet na każdym, kto wykazuje choćby cień sympatii do nich. A szczególnie trzeba się zemścić na tych, którzy w mediach opisują strategię odwetu Tuska, jego kolegów i zwolenników. I w Kluczborku Tusk przyznał, że trzeba z tym coś zrobić.
Od powrotu do polskiej polityki Donald Tusk właściwie przygotowuje swoich zwolenników do rewolucji na ulicach i „ludowej sprawiedliwości”, czego konsekwencją będą represje, samosądy, „komisje krzywd” (pomysł Rafała Trzaskowskiego z kampanii prezydenckiej w 2020 r.), procesy pokazowe, łącznie z jakąś formą powtórki z Trybunału Norymberskiego oraz coś w rodzaju obozów odosobnienia. A jeśli sytuacja wymknęłaby się spod kontroli, o co na ulicy łatwo, mogłoby się zdarzyć nawet coś w rodzaju powtórki z Nocy św. Bartłomieja (z 23 na 24 sierpnia 1572 r.), nocy długich noży w czerwcu 1934 r. w Niemczech, a nawet pacyfikacji Wandei (w latach 1793-1794) czy czerwonego terroru od lipca do września 1918 r. w Rosji.
Na razie otwarcie mówi się o scenariuszu z „wyprowadzaniem” urzędników, szefów instytucji, dziennikarzy i pracowników mediów publicznych. Ale to tylko przygotowanie opinii publicznej do działań znacznie radykalniejszych. Nawet takich, gdy poleje się krew. Buduje się klimat, jaki znamy z 1934 r., gdy 12 lipca tamtego roku powstało Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Początkowo miało tylko izolować „osoby zagrażające bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu”. A gdy już było, stało się najważniejszym ogniwem prześladowania politycznych przeciwników i zemsty na nich. Tym użyteczniejszym narzędziem, że do Berezy trafiało się na podstawie decyzji administracyjnej i bez prawa apelacji.
Klimat Berezy Kartuskiej buduje od lat idol i oficjalny patron PO - Lech Wałęsa. To on nawoływał do wyrzucania ludzi obecnej władzy przez okna. Także wywodzący się z PO prezydent Bronisław Komorowski nawoływał do „walenia dechą” politycznych przeciwników. 2 kwietnia 2017 r. szef Klubu Parlamentarnego PO Sławomir Neumann (w programie Bogdana Rymanowskiego „Jeden na jeden”) zaproponował rozwiązanie problemów z PiS „bejsbolem”.
Po 10 maja 2020 r. Rafał Trzaskowski wielokrotnie zapowiadał, że gdy tylko wygra wybory prezydenckie, zacznie robić „porządek”. Kazał się pakować dziennikarzom TVP, zapowiadając likwidację TVP Info, „Wiadomości” i publicystyki. Do tego dochodzi chęć likwidacji IPN, czyli wymazywania przywróconej pamięci historycznej. „Porządek” wdrażany byłby również w środowisku nauki i kultury. Już w 2009 r. ówczesna minister nauki z PO, Barbara Kudrycka, zleciła kontrolę na Wydziale Historycznym UJ, gdyż nie spodobała się praca magisterska Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie.
Już wygranie wyborów przez Zjednoczoną Prawicę, jak najbardziej demokratyczne, było zbrodnią. Dlatego wszystkim, którzy podnieśli swoje łapska na święty porządek, w którym rządzić mogą tylko liberałowie i lewica, należy te łapska odrąbać. W stylu, w jakim towarzysz Józef Cyrankiewicz chciał odrąbywać ręce powstańcom Poznańskiego Czerwca 1956 r. i tym, którzy ich wspierali. Samo to, że znienawidzona „hołota” spod znaku obecnie rządzących ma jakieś prawa obywatelskie, w tym prawo głosu i tym głosem może „oświeconą elitę” odsunąć od władzy, stanowisk oraz apanaży woła o pomstę do nieba. W tym aspekcie demokracja kompletnie się nie sprawdza, co znowu jest powodem ogromnej frustracji, złości i wściekłości. A to z kolei uzasadnia fizyczną rozprawę z tymi nie tylko podobywatelami, ale wręcz podludźmi. I oświecone platformerskie masy liczą na to, że szybko nadejdzie dzień zemsty na sympatykach PiS oraz czas oczyszczenia z nich, bo dłużej tak żyć się nie da.
Na to, że nad opozycją krąży widmo krwi wskazywało już opracowanie Centrum Badań nad Uprzedzeniami - „Polityczna polaryzacja w Polsce – jak bardzo jesteśmy podzieleni”, opublikowane w styczniu 2019 r. Centrum działa na wydziale psychologii UW i kieruje nim dr hab. Michał Bilewicz. Po opublikowaniu badania Michał Bilewicz mówił: „Coś jest nie tak z nami, z ludźmi identyfikującymi się z opozycją demokratyczną [zwolennicy PO, PSL, SLD, .Nowoczesnej i partii Razem], że nienawiść, zamiast być skierowana przeciw rządzącym, obraca się przeciw współobywatelom”.
To „coś nie tak” odnosiło się do „temperatury uczuć wobec przedstawicieli ‘drugiej strony’”. Znacznie bardziej negatywnych uczuć po stronie zwolenników opozycji: minus 6,29 pkt. (zwolennicy PiS) do minus 14,93 pkt. (zwolennicy opozycji) - w skali od zera do minus 50. Znacznie większy po stronie zwolenników opozycji okazał się poziom dehumanizacji oponentów politycznych: 2,69 pkt. (zwolennicy PiS) do 3,72 pkt. (zwolennicy opozycji) - w skali 1-9. Dehumanizacje mierzono metodą Noura Kteily i Emila Bruneau. Polega ona na tym, że pokazuje się sylwetki „jak z Darwina”, czyli od małpy do wyprostowanego człowieka. I badani wskazują, czy przeciwnik polityczny to w pełni rozwinięty człowiek, czy bardziej małpa.
Michał Bilewicz próbował tłumaczyć zaskakujące wyniki tym, że „zawsze, kiedy się robi badania grup, które mają władzę, i grup, które nie mają władzy, grup większościowych i mniejszościowych, dyskryminowanych i dyskryminujących – to stosunek grup mniejszościowych i nie mających władzy jest bardziej negatywny wobec tych, które mają władzę i dyskryminują niż na odwrót”. Tyle tylko, że opozycja nie jest w Polsce żadną mniejszością i nie jest w żaden sposób dyskryminowana, a wręcz przeciwnie – bardzo często to ona dyskryminuje zwolenników PiS, także jako władza lokalna, nie wspominając o mediach czy instytucjach nauki i kultury.
Nie jest więc tak, że tylko „rządzony i dyskryminowany absolutnie nie żywi żadnych pozytywnych uczuć wobec tych, którzy władzę mają, bo to demobilizuje, zmniejsza zaangażowanie w walce o twoje prawa” – jak chce Bilewicz. Opozycja jest w dużym stopniu rządzącym i często dyskryminuje. Prawdą jest natomiast, że „coś jest nie tak z (…) ludźmi identyfikującymi się z opozycją demokratyczną, że nienawiść (…) obraca się przeciw współobywatelom”. I to jak się obraca!
Michał Bilewicz stwierdził, że „trzeba się zastanowić, czy język, którym mówimy o PiS, nie skupia naszej niechęci na elektoracie zamiast na politykach”. To chyba żart. To nie niechęć, a zwykła nienawiść. I nie powinna się skupiać na nikim, czyli także nie na politykach. Zamienia się bowiem w napiętnowanie, odczłowieczanie i wskazywanie, po kogo przyjść – także poprzez wskazówki na domach. Nie ma żadnej przesady w tym, że to już przerabiano: na początku lat 30. w Niemczech.
Zrewoltowana ulica zaczyna od piętnującego i wykluczającego języka (tak było podczas protestów organizowanych przez Ogólnopolski Strajk Kobiet i Martę Lempart). A potem chodzi o taki scenariusz, jaki można było obserwować od 15 marca 2022 r. na Sri Lance. Tam tłum wtargnął do domów i urzędów w imię zdemaskowania nienależnego bogactwa ludzi władzy. Przemoc wobec rządzących czy tylko osób z nimi powiązanych lub o to podejrzewanych ma być uzasadnioną sprawiedliwością ludową i wstępem do zastraszenia społeczeństwa przed wyborami.
Zemsta i odwet wiszą w Polsce w powietrzu od 2016 r., czyli od „zbrodniczego” przejęcia władzy przez tych, którym tego nie wolno było zrobić. I zaczęła się od tzw. puczu sejmowego (16 grudnia 2016 r. – 12 stycznia 2017 r.). Donald Tusk był wtedy jeszcze przewodniczącym Rady Europejskiej, więc tylko sprawował nadzór nad tą próbą rewolucji. Brudną robotę wykonywali inni. 16 lipca 2017 r. na wiecu Komitetu Obrony Demokracji ówczesny przewodniczący PO Grzegorz Schetyna mówił: „Obiecuję jedno: że po wyborach ich rozliczymy”. 1 lipca 2017 r. straszył: „Odpowiecie za to wszystko, co dzisiaj robicie”. Podczas tzw. Marszu Wolności 6 maja 2017 r. groził: „Chcę wyraźnie powiedzieć, że po zwycięskich wyborach ci wszyscy, którzy łamali prawo, odpowiedzą za to. Rozliczymy ich!”. 6 maja 2017 r. Schetynę wsparł ówczesny szef klubu PO Sławomir Neumann: „Możemy solennie obiecać, że Polacy was rozliczą! (…) Odpowiecie najpóźniej po dniu wyborów! Polacy was ocenią, a niezawisłe sądy was osądzą. (…) Chcę powiedzieć urzędnikom, członkom PiS-u, nie wszyscy (…) zdołacie uciec”.
25 marca 2018 r. Schetyna napisał na Twitterze: „Dziś deklaruję: Platforma nie powtórzy błędu i postawi przed wymiarem sprawiedliwości tych, którzy łamali prawo. Muszą to wiedzieć”. 27 marca 2018 r. powtórzył: „Publicznie zapowiedziałem, że wszyscy, którzy łamią dziś w Polsce prawo, konstytucję, demokrację zostaną osądzeni”. 25 stycznia 2019 r. Robert Biedroń mówił w „Dzienniku Gazecie Prawnej”: „Najpierw powołam Komisję Prawdy i Pojednania na wzór tej, która powstała w RPA po zniesieniu apartheidu. Chciałbym, by zostały wyjaśnione wszystkie przypadki nadużycia prawa, złamania konstytucji przez PiS i żeby osoby za to odpowiedzialne postawiono przed Trybunałem Stanu”. Robert Biedroń nie zrozumiał, na czym polegała komisja w RPA, w której działali przecież także ci, którzy oddawali władzę, i to dobrowolnie. Biedroń myślał o komisji będącej czymś takim jak Trybunał Norymberski.
Donald Tusk nadał scenariuszowi zemsty i odwetu nową dynamikę, a jego spotkania ze zwolennikami pokazują, że i oni dojrzeli nawet do Nocy św. Bartłomieja. Lud platformerski pod wodzą Tuska dojrzał do tego, co stało się z jakobinami podczas rewolucji francuskiej. Tam początkowo niegroźny Klub Bretoński (powstały w 1789 r.), przemianowany na szczytne Stowarzyszenie Przyjaciół Konstytucji ewoluował w skrajnie radykalną dyktaturę. Najpierw tylko straszono rządzących żyrondystów (konserwatystów, przedstawicieli inteligencji i burżuazji, którzy początkowo byli prawym skrzydłem jakobinów), potem ich masowo aresztowano, a wreszcie brutalnie się z nimi rozprawiono, wielu po prostu pozbawiając głów.
Jakobini działali w sytuacji zewnętrznego zagrożenia i im było ono większe, tym silniejszy był terror wewnętrzny. Lud platformerski i jego wódz też kreują obraz Polski zagrożonej, nie tylko zewnętrzną agresją, choć ta jest bagatelizowana mimo tego, co Putin robi na Ukrainie. Jako najważniejsze zagrożenie przedstawiane jest wykluczenie ze wspólnoty europejskiej wskutek trzymania się idei suwerenności i pełnego samostanowienia. To zbrodnia, której zapobiec może tylko pójście razem z Niemcami ku Federacji Europejskiej. A tych, którym się to nie podoba, trzeba zdeptać i zniszczyć, choćby polała się krew. Ale to krew oczyszczająca i wolnościowa. No i to krew wrogów, a kto by się nimi przejmował.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617471-lud-platformerski-dojrzal-do-nocy-sw-bartlomieja