„Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie mam sobie nic do zarzucenia” - stwierdził wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski, pytany w Polsat News o to, czy reakcja jego oraz podległych mu służb na katastrofę ekologiczną na Odrze była wystarczająca. Zapewnił również, że przedsiębiorcy poszkodowani wskutek sytuacji na rzece mogą liczyć na odszkodowania, a konkrety w tej sprawie poznamy zapewne w pierwszej połowie trwającego tygodnia.
CZYTAJ TAKŻE:
„Jest to przygotowywane w resorcie finansów oraz MKiŚ”
Zapytany o odszkodowania dla przedsiębiorców, którzy ponieśli straty wynikające z sytuacji związanej z zanieczyszczeniem Odry, Jarosław Obremski podkreślił, że przewidziane są dla nich rekompensaty.
Jest to przygotowywane w resorcie finansów i ministerstwie klimatu i środowiska
— zapewnił wojewoda dolnośląski.
Jak wskazał, proces przyznawania odszkodowań związanych z katastrofą ekologiczną na Odrze będzie podobny do postępowań przygotowawczych w przypadku podtopień.
Kiedy będzie można spodziewać się w tej sprawie bardziej konkretnych informacji? Polityk zapewnił, że już w pierwszej połowie bieżącego tygodnia.
Reakcja wojewody na pierwsze informacje o śniętych rybach w Odrze
Wojewoda był pytany również o to, jak ocenia działanie swoje oraz podlegających mu służb w związku z zanieczyszczeniem Odry.
Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Pod względem zarówno merytorycznym, jak i formalnym
— zapewnił.
Obremski powiedział, że na dolnośląskim odcinku Odry pod koniec lipca nastąpiła „jedna bardzo trudna sytuacja”.
Dostaliśmy wiadomość o masowym śnięciu ryb w okolicach Oławy. Pierwsze przypuszczenie mówiło o tym, że mamy czynienia z próbą zatrucia jakimś nielegalnym zrzutem z jakiegokolwiek zakładu na dolnośląskim odcinku Odry. Zostały podjęte dosyć intensywne działania
— poinformował.
Jak dodał, 3 sierpnia przyszło „zdziwienie”, gdyż to wówczas „okazało się, że tym czynnikiem, który mógł zabijać ryby, był nadmiar tlenu”.
Była to sytuacja zupełnie nadzwyczajna, ale nadal szukano jakiejś firmy, która by zrzuciła dosyć dużą ilość utleniaczy
— wskazał gość Polsat News.
Nie udało się znaleźć sprawcy, ale wtedy, około 9-10 sierpnia zaczęło docierać do wszystkich w Polsce, że mamy do czynienia ze zjawiskiem braku pewnej ciągłości. Że w różnych miejscach pojawiają się te same parametry rzeki
— powiedział.
Spór Obremskiego z Ozdobą
Zarzuty pod adresem wojewody dolnośląskiego formułowali politycy Solidarnej Polski, m.in. wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba, a także minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Sekretarz stanu w MKiŚ nie zgodził się z decyzją premiera o odwołaniu Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, oceniając ją jako „emocjonalną” i „błędną”.
Wiceszef resortu klimatu i środowiska Jacek Ozdoba odniósł się na konferencji do zdymisjonowania przez premiera Mateusza Morawieckiego Głównego Inspektora Ochrony Środowiska Michała Mistrzaka.
Ocenił, że Mistrzak został „emocjonalnie odwołany” i jego zdaniem także błędnie, bo już 3 sierpnia informował on wojewodę i wojewódzkich inspektorów ochrony środowiska o konieczności podjęcia działań we współpracy z innymi służbami.
Główny Inspektor Ochrony Środowiska nie jest organem, który ma możliwość działalności w terenie na podstawie przepisów prawnych. To wojewoda nadzoruje, ponosi odpowiedzialność i podejmuje działania w pełni, jeżeli chodzi o zarządzanie kryzysowe
— podkreślał Ozdoba.
Zapytany o ewentualne „błędy premiera Mateusza Morawieckiego” Ziobro zaznaczył, że „nie rozważamy błędów, mówimy tylko o pewnej presji, w której znalazły się różne osoby”.
Wszyscy byliśmy pod wielkim wrażeniem tej katastrofy ekologicznej, która nastąpiła, niezależnie od tego, co przyniosły ustalenia (…). Ta wielka presja i te wymysły rodem z głowy pana Donalda Tuska - to wszystko tworzyło atmosferę, która skłaniała do szybkich decyzji
— podkreślił.
Minister sprawiedliwości stwierdził, że „chłodna ocena tej sprawy wymaga rzetelnej i uczciwej oceny działań i zaangażowania bądź zaniechania każdego z urzędników”.
Jeżeli jest tak, jak mówi wiceminister (klimatu i środowiska Jacek - PAP) Ozdoba, że w tej sprawie jedynym organem, który podejmował działania był Główny Inspektor Ochrony Środowiska - a jest tutaj główną ofiarą, w sensie politycznym, tej sytuacji - to myślę, że ta sprawa wymaga dalszego ciągu, żeby wobec tych, którzy rzeczywiście zaniechali swoje obowiązki, konsekwencje zostały wyciągnięte
— mówił Ziobro.
Wyjaśnił, że upływ czasu pozwala na „uczciwą i merytoryczną” ocenę przebiegu zdarzeń, a także na wyciągnięcie konsekwencji wobec organów, które nie wywiązały się ze swoich obowiązków.
Zdaniem Ziobry „reakcja pewnych organów na poziomie wojewódzkim powinna być szybsza”.
Główny Inspektor Ochrony Środowiska dowiedział się o tych zdarzeniach nie od organów administracji wojewódzkich, które na miejscu mają możliwości zbadać ten problem, tylko dowiedział się o tym z mediów. I natychmiast kiedy się dowiedział podjął działania
— zaznaczył.
Aspekty właściwej lub niewłaściwej reakcji organów państwa na to zjawisko będą przedmiotem i odrębnym wątkiem postępowania karnego prowadzonego przez prokuraturę. Będziemy oceniać, również od strony prawno-karnej, a być może też i od strony sygnalizowania nieprawidłowości wyniku śledztwa, jakie zostanie przeprowadzone, braku właściwej reakcji organów państwa
— mówił.
Obremski odnosi się do zarzutów
Wojewoda dolnośląski w przesłanym PAP oświadczeniu podkreślił, że „ma wrażenie, iż minister Ziobro został wprowadzony w błąd przez ministra Ozdobę”.
3 sierpnia wojewódzcy inspektorzy ochrony środowiska, wojewódzcy, nie tylko dolnośląski, ale także w Katowicach i Opolu, otrzymali informację z GIOŚ o tym, że mają podjąć intensywne działania w celu znalezienia przyczyny, która powoduje śmierć ryb w Odrze. Więc nie jest prawdą, że było pismo kierowane bezpośrednio do wojewodów i było wydawane jakiekolwiek polecenie wojewodom, było to tylko dla naszej wiedzy. Tym niemniej jednak, wydawało nam się, że to pismo nie ma żadnego wpływy na to, co dotychczas było robione, ponieważ od 28 lipca codziennie WIOŚ we Wrocławiu, w koordynacji z wicewojewodą Jarosławem Kresą i innymi inspekcjami zespolonymi, podejmował działania związane z problemem ekologicznej katastrofy na Odrze, a więc podjęliśmy te działania na tydzień wcześniej niż zwrócił się z tą prośbą do nas GIOŚ
— powiedział Obremski.
Według Obremskiego, „pismo GIOŚ wynikało z presji” służb wojewody.
Bo już 31 lipca w rozmowie telefonicznej wiceszef WIOŚ informował Głównego Inspektora o problemie martwych ryb w Odrze, i raczej mieliśmy do czynienia z pewnym procesem decyzyjnym, który według nas trwał zbyt długo, co nie wpływało na działania WIOŚ, sanepidu i Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego, które już w tym czasie podejmowały wszelki możliwe działania
— mówił wojewoda dolnośląski.
Obremski podkreślił, że „to nie GIOŚ nas informował o klęsce na Odrze tylko my wcześniej informowaliśmy GIOS”.
Po drugie pismo nie było poleceniem dla wojewodów było tylko informacją, że wojewódzcy inspektorzy mają z należytą starannością próbować ustalić przyczyny śmierci ryb w Odrze
— wskazał wojewoda.
Według Obremskiego „najbardziej zagadkowe” jest to, że rząd i premier „tak późno zostali poinformowani przez GIOŚ o sytuacji, która była sytuacją klęski ekologicznej nie w jednym miejscu, nie lokalnie, ale na dużym odcinku Odry”.
To wydaje się mi w tej chwili pytanie kluczowe i być może te nieprawdziwe informacje ministra Ozdoby wynikają z kwestii przesunięcia odpowiedzialności za zaniechania w jego resorcie
— dodał wojewoda dolnośląski.
Czy premier został poinformowany za późno?
Czy można było już wcześniej poinformować o całej sytuacji premiera? Obremski odpowiedział, że na Dolnym Śląsku skala problemu była wówczas mniejsza.
Dla mnie WIOŚ jest tym, czym GIOŚ dla ministra klimatu. Mnie wtedy nie było, (dlatego) mój zastępca został powiadomiony, że dzieje się nietypowa rzecz na Odrze, ale jednocześnie, że skala tego zjawiska jest skalą, z którą radzi sobie starostwo powiatowe. W związku z tym była to rzecz lokalna
— wyjaśnił.
Rozmówca Polsat News wskazał, że jego urząd nie miał wówczas wiedzy, że „sprawa jest dużo szersza” i postrzegał ją jako lokalną. Śnięte ryby, jak dodał, pojawiały się wówczas wyłącznie w okolicach Oławy.
Dopiero później, około 9-10 sierpnia, pojawiło się jakieś zakłopotanie, że mamy do czynienia ze śniętymi rybami w starorzeczach Odry, w jakichś wąskich zatokach, które są mocno zazielenione
— powiedział Jarosław Obremski, wskazując, że w kolejnych dniach, tj. 10-11 sierpnia, w województwie lubuskim mieliśmy już do czynienia z „masowym pomorem ryb”.
Kto i kiedy popełnił błąd?
Polityk zaznaczył, że nie zgadza się z zarzutami, jakoby poszczególne instytucje, przekazując sobie nawzajem informacje, stosowały coś, co można nazwać „spychologią”.
My mamy ogląd sytuacji na Dolnym Śląsku. Podsumowując to, co się zdarzyło: śnięte ryby w tym regionie to jest pięć procent tego wszystkiego, nieszczęścia, katastrofy ekologicznej, która miała miejsce na Odrze. Nasz odbiór dotyczył części Odry i był związany z jednym uderzeniem w Oławie pod koniec lipca
— wyjaśnił.
Jak powtórzył, zarówno on sam, jak i podległe mu służby, nie mieli wówczas informacji o tym, że skala problemu może być szersza.
O tym powinien powiadomić GIOŚ i coś takiego zrobił, bo wysłał od razu informację do trzech województw
— podkreślił Obremski, zastrzegając przy tym, że GIOŚ przez tydzień nie poinformował jednak swojego przełożonego - minister klimatu i środowiska, Anny Moskwy - przez tydzień.
I to uważam za błąd
— ocenił.
Mój WIOŚ poinformował mnie, że lokalnie mamy kłopot i na poziomie starostwa jesteśmy sobie w stanie z tym problemem poradzić, a na tę chwilę szukamy sprawcy nieszczęścia
— podkreślił Jarosław Obremski.
aja/Polsat News, PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/611412-obremski-w-sprawie-odry-nie-mam-sobie-nic-do-zarzucenia