Nic, co poniżej nie jest żartem, jajcarstwem, nie pochodzi z Mrożka, z kabaretu, nie nawiązuje do „Przygód dobrego wojaka Szwejka”, choć może nawiązywać do „Paragrafu 22”. To jest prawdziwa opowieść o polskim sądownictwie i naszym środowisku akademickim. Warto więc podziękować Violetcie Szostak, że to wszystko w „Gazecie Wyborczej” opisała (16 czerwca 2022 r.), choć zapewne nie było jej intencją pokazanie, że dwa bardzo ważne i wpływowe instytucje życia publicznego oraz środowiska w Polsce są w stanie, jaki się fizjologom nie śnił – jak powiedziałby Ferdek Kiepski (w zastępstwie niejakiego Szekspira).
Profesor z UAM w Poznaniu Tadeusz Żuchowski został uznany winnym w procesie wytoczonym mu przez profesor z Uniwersytetu Szczecińskiego, Ingę Iwasiów. „Winny” profesor ma opublikować wyrok w miesięczniku „Forum Akademickie” i wywiesić go na miesiąc na tablicy ogłoszeń w Instytucie Historii Sztuki UAM, gdzie pracuje, oraz w Instytucie Literatury i Nowych Mediów Uniwersytetu Szczecińskiego - miejscu pracy prof. Iwasiów. No i ma wpłacić 2 tys. zł nawiązki na rzecz stowarzyszenia Regionalny Kongres Kobiet w Szczecinie. Ma też zapłacić 5 tys. zł grzywny i zwrócić koszty postępowania sądowego.
Niezapomniany Jan Kaczmarek napisał o takich sytuacjach (antycypując), że „to są historie porno-brutalne, co krew ścinają i jeżą włos”. Ten znakomity artysta już nie żyje, więc nie grozi mu pozew od jakiejś „brzydkiej Kryśki”, być może z tytułem profesora, która tekst piosenki pod takim właśnie tytułem uznałaby za „nacechowany złośliwością” i „mający na celu obrażenie”. Mało tego, mogłaby uznać taki tekst za poniżający, nawołujący do przemocy i przemoc fizyczną uzasadniający. Ale piosenkę Jan Kaczmarek napisał w czasach, gdy za takie sprawy jeszcze nie wleczono do sądów.
Historia, która skończyła się wyrokiem skazującym w czerwcu 2022 r. rozpoczęła się 23 października 2020 r. Podczas demonstracji w Szczecinie (jednej z wielu organizowanych wtedy w związku z wyrokiem TK w sprawie aborcji), Inga Iwasiów, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, pisarka, stwierdziła: „Nie mam nic mądrego do powiedzenia i nie jak profesorka, tylko kobieta powiem: ‘jebać i wypierdalać’”. Inga Iwasiów była z tego powodu bardzo z siebie dumna, a wypowiedzi dla mediów żałowała tylko, że nie ona jest autorką tych wspaniałych haseł.
5 listopada 2020 r. podczas posiedzenia zespołu humanistycznego Rady Doskonałości Naukowej (online z powodu pandemii, z udziałem 20 profesorów) prof. Tadeusz Żuchowski z Instytutu Historii Sztuki UAM odczytał oświadczenie, że rezygnuje z zasiadania w radzie. Powód: „Przede wszystkim nie akceptuję wulgarności i chamstwa w życiu publicznym, a takim było wystąpienie prof. Iwasiów 23 października na wiecu w Szczecinie. Nie chcę uczestniczyć w obradach, podejmować kolegialnych decyzji, jeżeli w Zespole Humanistycznym są profesorowie, którzy wypowiadając się publicznie, używają języka rynsztokowego. Nie rozstrzygam, czym spowodowana jest koprolalia pani profesor Iwasiów, czy zaburzeniami chorobowymi, czy brakiem wychowania, ale według mnie takie zachowanie zarówno uwłacza etosowi profesora, jak i szkodzi wizerunkowi RDN”.
Prof. Inga Iwasiów wysłuchała słów prof. Żuchowskiego, ale nie zareagowała, bo - jak raz - zerwało jej się połączenie. Ale nic innego jej się nie zerwało. „Nie miałam jak zareagować, nie wiedziałam, co się tam dalej dzieje, czy jest jakaś dyskusja, czy ktoś wziął mnie w obronę, ktoś postanowił napiętnować. Mogę śmiało powiedzieć, że to były jedne z gorszych momentów mojego życia. Przez półtora roku po tym przed każdym posiedzeniem RDN odczuwałam lęk. I cały czas pamiętam o tym, że ludzie, z którymi pracuję, usłyszeli, że jestem osobą zaburzoną psychicznie” – tłumaczyła prof. Iwasiów.
Taka zniewaga i trauma nie mogły pozostać bez reakcji, tym bardziej że „moja osobista krzywda, bardzo realna, jest jedną z motywacji podjęcia tej sprawy. Drugą jest przekonanie, że ten istniejący w środowisku akademickim łańcuch bezkarnego umniejszania kobiet, przywoływania do porządku, dycyplinowania, trzeba przerwać”. W sądzie trzeba przerwać. Z powodu wielkiej krzywdy wyrządzonej pani Iwasiów. A ona nie mogła „przecież inaczej”: „Nie można inaczej, bo inaczej już było. Wychodziłyśmy na ulice z transparentami ‘Prawa kobiet prawami człowieka’, a potem wołałyśmy ‘Mamy dość!’ - nie dotarło. „Je…ać” i „wypie…alać” dotarło i nie mają cienia racji ci, „którzy próbują przywołać do porządku nie tylko mnie, ale i cały ten protest, mają wyobrażenie społeczeństwa jako niedojrzałych uczestników imienin u cioci”. Nigdy więcej imienin u cioci.
9 czerwca 2022 r. w Sądzie Rejonowym w Poznaniu zapadł wyrok. Prof. Iwasiów musiała pozwać prof. Żuchowskiego, gdyż ten „działając z góry powziętym zamiarem, publicznie pomówił Ingę Iwasiów o takie postępowanie i właściwości, które mogły poniżyć pokrzywdzoną w opinii publicznej oraz narazić ją na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego oraz pełnienia funkcji członka Rady Doskonałości Naukowej poprzez sugerowanie choroby psychicznej, »koprolalii«, »chamstwa« oraz braku wychowania”.
Prof. Tadeusz Żuchowski tłumaczył w sądzie, że przeżył „zaskoczenie, zdziwienie, szok, a przede wszystkim rozczarowanie”, gdyż nie wyobrażał sobie, że „tak może się zachować członek RDN w miejscu publicznym. Jego „idealistyczne wyobrażenie o RDN legło w gruzach. To był powód mojej rezygnacji z członkostwa w tym gremium. Nie toleruję chamstwa, nie toleruję wulgarności w życiu publicznym. To pierwsze rozumiem jako brak wychowania. To drugie jako używanie mowy sprośnej. Język wulgarny kierowany do oponentów nie prowadzi do porozumienia, ale do konfliktów”. Dlatego zarzucił profesor Iwasiów używanie koprolalii. „Koprolalia - wyjaśniał - oznacza zarówno używanie języka wulgarnego, jak i same słowa wulgarne. Nie było dla mnie ważne, jaki był powód użycia koprolalii przez prof. Iwasiów, czy chodziło o figurę retoryczną, czy przypadek z zakresu psychiatrii”. Nie interesowały go też „poglądy polityczne”.
Prof. Iwasiów musiała pozwać prof. Żuchowskiego, gdyż usłyszała, że jest „osobą niemoralną, sprośną, nieprzyzwoitą” Wprawdzie wcześniej mogła „mieć nadzieję, że to emocje kierowały prof. Żuchowskim, a nie wyrozumowana postawa, w ramach której automatycznie przyznaje sobie prawo do oceniania mnie i odbierania mi prawa do funkcjonowania w świecie zawodowym”, ale potem doszła do wniosku, że to nie emocje. Bo jak inaczej można było postąpić, gdy, „jeden profesor drugiej osobie pełniącej podobne funkcje mówi, co można, a czego nie można”. Kiedy „mówienie o kimś, że jest zaburzony psychicznie, niewychowany i chamski, nie podlega limitom. Natomiast limitom podlega performatywna działalność strajkowa”. Performatywna!
Zbrodnia to niesłychana (jakby co, to słowa niejakiego Mickiewicza), albowiem „sprzeciw prof. Żuchowskiego z całą pewnością ma charakter paternalistyczny, opiera się na poczuciu posiadania władzy. Władzy sądzenia tego, co jest dobre, a co złe, przywoływania do porządku”. Jak coś jest jasne „z całą pewnością”, to wiadomo, że prof. Żuchowski powinien „beknąć” i nic mu nie pomoże „postawa, którą można byłoby nazwać altruistyczną agresją”. Altruistyczną agresją był rezygnacja z zasiadania w RDN, bo w ten sposób takie osoby jak prof. Żuchowski podstępnie „powołując się na swoją wielką ofiarę, w gruncie rzeczy robią w ten sposób krzywdę, wywierają nacisk. (…) W każdej wypowiedzi, którą tu słyszę, nadal czuję się osobą, którą odsyła się do jakiegoś miejsca naprawy, którą się wyklucza, wymazuje, umniejsza”. A jak można „wymazywać” i „umniejszać” osobę właściwie doskonałą?
W tle zawsze gdzieś wylezie złowroga mizoginia, bo przecież „umniejsza się głównie kobiety”, a „w strukturze uniwersytetu relacja władzy przebiega przez granice płci”. A przecież „prof. Żuchowski nie jest ani moim ojcem, ani patronem duchowym, jest moim kolegą z pracy. Jego altruistyczne postawienie się ponad mną, wyjaśnianie poprzez własny światopogląd tego, czego mi robić nie wolno, uważam za absolutnie niedopuszczalne”. Wiadomo, że kobiecie i profesorce, choćby ze względu na dekady dyskryminacji, nie wolno niczego nawet sugerować, a tym bardziej wyznaczać jej jakieś kulturowe normy. Toż taka kobieta jest i musi być „poza dobrem i złem” – jak można by powtórzyć za niejakim Nietzschem. Każdy, kto to robi dopuszcza się zbrodni paternalizmu i hierarchizmu. Dlatego musi zostać ukarany.
„W ocenie sądu doszło niewątpliwie do przekroczenia przez oskarżonego granic dozwolonej krytyki swobody wypowiedzi, albowiem wypowiedź oskarżonego była nacechowana złośliwością i w ocenie sądu miała na celu obrażenie Ingi Iwasiów” – powiedziała 15 czerwca 2022 r. sędzia Karolina Świderska. Teraz blady strach powinien paść na wszystkich posługujących się złośliwością, czyli głównie ironią. A już kpina i sarkazm powinny być karane wieloletnim bezwzględnym więzieniem. I trzeba by natychmiast usunąć z bibliotek i księgarń utwory posługujące się ironią, kpiną czy sarkazmem.
Jak zaznaczyła sędzia Świderska, „poprzez sugerowanie posiadania przez nią [prof. Ingę Iwasiów] choroby psychicznej, koprolalii, braku wychowania i zaburzeń nerwowych”, oskarżony, „musiał co najmniej liczyć się z tym, iż treść jego listu może naruszyć dobre imię Ingi Iwasiów i poniżyć ją na forum Rady Doskonałości Naukowej”. Okazuje się, że nie każde „posiadanie” jest korzystne, nawet gdy się w sądzie nie posiada znajomości poprawnej polszczyzny.
Proces i skazanie prof. Żuchowskiego zdemaskowały „mechanizm”, w którym „mężczyźni nie tylko ‘objaśniają nam świat’, ale też zwalczają kobiety, które nie chcą słuchać ich tyrad i przestrzegać narzuconych zasad. Nazywa się nas zaburzonymi - i tu wstawia się wymiennie - np. czarownicami, wariatkami, osobami o niskim statusie. Zredukowanie mojego udziału w proteście do niegrzecznego zachowania jest umniejszaniem celów Strajku Kobiet, ale także ustawianiem mnie w pozycji osoby, która z niewiadomych przyczyn używa brzydkich słów. Czuję się przedstawicielką innych kobiet”.
Kara jest stanowczo za łagodna, skoro oskarżony prof. Żuchowski bezczelnie umniejszył wiekopomną, awangardową rolę prof. Iwasiów i ograniczył ją do „niegrzecznego zachowania”. To straszne. Wniosek na przyszłość jest taki, że żadna kobieta i rewolucjonistka w jednym, a do tego jeszcze profesorka, nigdy i pod żadnym warunkiem nie może być przedmiotem jakiejkolwiek ocennej wypowiedzi. Po prostu nie wolno wygłaszać takich opinii. Nigdy i nigdzie, a tym bardziej w środowiskach nauki. Kto to słyszał, żeby w nauce i wokół niej była wolność słowa.
Wolność, w tym wolność słowa, polega wszak na tym, że uświadamia się i akceptuje to, czego nie wolno mówić. Gdyby każdy mógł mówić to, co mu się żywnie podoba, nie byłoby żadnej wolności. Marksiści słusznie mówili, że wolność to uświadomiona konieczność. W tym kontekście wyrok na prof. Żuchowskiego jest stanowczo za łagodny. Oskarżycielka powinna apelować i domagać się co najmniej 25 lat bezwzględnego pozbawienia wolności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/603102-koniec-wolnosci-slowa-nie-tylko-na-uniwersytecie