Kreml podejmuje kolejne starania dla umniejszenia historycznego znaczenia Rosji - ta wojna toczy się nie tylko na styku pozycji artyleryjskich, w salonach Europy ale i w warstwie tożsamości narodowych Europy Wschodniej. Jednak Putin, otwierając ten front zmagań z Kijowem, ryzykuje podcięcie egzystencjalnych korzeni swojego imperium.
Z inicjatywy Jewgienija Fiodorowa z partii „Jedna Rosja” w Moskwie rozgorzała dyskusja nad anulowaniem sowieckiej decyzji o uznaniu niepodległości państw bałtyckich. Przekorny Kijów, a konkretnie rada miasta, odpowiedział unieważnieniem decyzji księcia Jurija Dołgorukiego o założeniu Moskwy w 1147 roku. Bo jeśli rosyjskie imperium chce się pojedynkować na prawa historyczne, to wtargnęło właśnie na bardzo grząski dla siebie grunt, wszak Kijów w zeszłym tygodniu obchodził 1540 rocznicę założenia miasta, gdy zaś stolica państwa carów istnieje od 875 lat, a więc krócej niż Ryga czy Puck.
W oficjalnej ideologii państwa rosyjskiego Ukraina nie istnieje jako siedziba odrębnego narodu, stąd te usiłowania zdeprecjonowania narodu ukraińskiego i putinowskie wyliczanki ileż to nasz wschodni sąsiad ma zawdzięczać Moskowii. Nawet sama inwazja z 24 lutego została uzasadniona przez prezydenta Rosji długim historycznym wykładem, a ideolodzy największego państwa świata pośpieszyli z pomocą w udowadnianiu wyższości Moskali nad innymi krajami, w których używa się języka rosyjskiego.
Nie jest to tylko zwarcie salonowych intelektualistów. Zwykli Ukraińcy także odnotowują pewne napięcie w zakresie polityki historycznej - niektórzy świadomie nie używają pojęcia „Rosjanin” w określeniu wroga, by jednak zostawić otwarte drzwi dla ludzi rosyjskojęzycznych, którzy odrzucają dziedzictwo kremlowskiej tyranii na rzecz… no właśnie - czego?
Tymczasem wiemy, że rosyjski świat ma swoją kolebkę nie w Moskwie, założonej jako baszta do szachowania księstwa riazańskiego, ale w Kijowie, od którego tak wiele dobrego dla Europy Wschodniej się zaczęło: i chrzest, i tradycje handlowe, i szkolnictwo (Akademia Kijowsko-Mohylańska w Rzeczpospolitej). Jeśli więc putinowcy wygrażają swoją potęgą historyczną, to łatwo przeciw nim wyciągnąć mocne dokumenty nie tylko ze stolicy Rusi Kijowskiej, ale z Krakowa czy Wilna, którym Moskwa kiedyś podlegała. Określanie Rosji jako historycznej prowincji, symbolu zacofania i despotyzmu, nie jest nowe. Latem 2011 ukraiński politolog Oleg Soskin, stwierdził nawet, że Kreml ukradł nazwę państwa właśnie Ukrainie - chodzi o główny człon nazwy („rus”), skoro Ruś Kijowska istniała od wczesnego średniowiecza, a sama Moskwa pojawiła się po prostu w dobie kryzysu cywilizacyjnego centrum Europy Wschodniej.
Megalomania rosyjska jest nieuzasadniona nie tylko w zakresie oceny własnej siły militarnej („druga armia na świecie”), czy politycznej („restytucja ZSRS”) ale też historycznej - Moskwa jawi się jako uzurpator dziedzictwa ruskiego, zaś wielcy wojownicy Imperium biją się nie za odwieczne prawa swej ojczyzny i narodu tylko za pralkę i muszlę klozetową. Wielkie kłamstwo historii, jakim jest Rosja, jest właśnie obnażane na oczach samych członków rosyjskojęzycznego świata. Ten wizerunkowy kryzys może się przerodzić w coś o wiele większego…
CZYTAJ WIĘCEJ:
CZY JEST MOŻLIWY ROZPAD FEDERACJI ROSYJSKIEJ?
OBEJRZYJ NIESAMOWITĄ RELACJĘ SPOD IRPIENIA. 2 MIESIĄCE TEMU ROSJANIE DOKONYWALI TAM LUDOBÓJSTWA, A DZIŚ…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/602370-wojna-dwoch-rusi-kijowskiej-i-moskiewskiej-o-tozsamosc