Ukraiński żołnierz Oleksandr Mazur, tiktoker i influencer internetowy, opowiedział w mediach społecznościowych o konkretnym przypadku gdy ranny żołnierz musiał zapłacić za operację, a jeden transport pomocy humanitarnej nie dotarł do najbardziej potrzebujących. Ten problem faktycznie na Ukrainie istnieje, ale dodajmy do niego kilka ważnych kontekstów.
Tak, jest też problem z korupcją - ta systemowa patologia nie zniknęła z chwilą rosyjskiej inwazji. W natłoku absolutnie dramatycznych zadań frontowych nie sposób zająć się tymi przypadkami, ale konkretne nazwiska lądują w tym i owym zeszyciku, by znaleźć wyjaśnienia w odrobinę mniej gorącym czasie. Ale Mazur - słusznie wykorzystujący swoją pozycję „pozarządowego szeryfa” i płazujący konkretny oddział oskarżeniami - nie zarysował szerszej całości.
Wysyłany sprzęt czy pomoc humanitarna nie dociera na sam wschód także z innych, mniej złowieszczych, powodów.
Cztery powody…
Pierwszy wyjaśnił mi kapitan, zastępca dowódcy jednego z posterunków wojskowych w Donbasie. - My ty mamy jeden termowizor na 5-10 osób, a chłopaki pod Lwowem stoją obwieszeni najlepszym sprzętem - opowiadał. Pomoc która idzie jest filtrowana wedle potrzeb oddziałów, przez obszar których przechodzi transport. To nie jest „kradzież” w tym sensie, że urządzenia nie trafiają na sprzedaż ani w prywatnej kieszeni, choć jest to kiepskie dysponowanie zasobami. Pod Lisiczańskiem zwiadowcy mrużą oczy w nocy, czy oddział rosyjskich dywersantów właśnie nie celuje w nich zza ruin, a w spokojniutkiej Winnicy wojskowi są gotowi do najtrudniejszych potyczek z wrogiem.
Istnieją też autentyczne problemy logistyczne - jak na przykład rosyjska dywersja, agentura, przestoje i „wąskie gardła” transportu przy zniszczonej infrastrukturze.
Dodatkowo dowództwo rozlokowuje zasoby w sposób przewidujący (później przekonamy się czy prawidłowo) pewne długoterminowe efekty, co z perspektywy żołnierza pod Iziumem, który wypatrują czołgów z Polski, może być niezrozumiałe. Wojskowi na froncie wołają o „tu i teraz”, gdy sztab obmyśla plan na „tam i później”.
Ale tak, jest też problem nadużyć i kradzieży. W sklepie w Kramatorsku widziałem pasztety i konserwy z polskiej pomocy humanitarnej, mam też informacje o dwojgu członkach parlamentu, którzy wykorzystali swoją pozycję, by zatroszczyć się o swoją przyszłość w mało patriotyczny sposób.
Konkretne rozwiązanie
Przy czym przy tej nieefektywności trzeba zareagować realistycznie - bez rwania włosów z głowy, rezonowania rosyjskim defetyzmem czy taniego narzekactwa. Są w końcu tacy, którzy zamiast biadolić zakasali rękawy i przemknęli przez dziurawą organizację molochów pomocowych i sami dostarczają paczki wioząc je z Polski do samego adresata na froncie. Pomoc kościelna okazuje się mieć know-how godne najlepszych think tanków, bracia Kapucyni czy bracia Dominikanie docierają do konkretnych potrzebujących.
Grupa Transgraniczna brawurowo dowozi tony produktów pod sam ostrzał, gdzie nikt się nie zapuszcza, podobnie grupa Dwa Promienie, która precyzyjnie zbiera zapotrzebowanie z najbardziej oddalonych na Ukrainie miejscach. Bez wymówek, narzekania, poczucia bezradności. Ci ostatni zbierają teraz pieniądze na termowizory dla ukraińskich wojskowych, bowiem dowiedzieli się, że konkretnemu oddziałowi brakuje takiego sprzętu w ważnym miejscu w Donbasie. Jeśli ktoś nie ma pewności czy jego produkty trafią do właściwych rąk może po prostu wesprzeć tych, którzy się w tym wyspecjalizowali i robią to z ogromnym poświęceniem.
Byle nie narzekać. W toku rozgrywających się wielkich dzieł, małość biadolenia brzęczy gorzej niż donbaski komar w nocnym okopie.
Znany nam oddział w Donbasie bardzo potrzebuje termowizorów! Szykujemy już dla nich transport, więc prosimy o pomoc pod tym linkiem: https://zrzutka.pl/rbj9da Działamy już długo. Na 🇺🇦 dostarczyliśmy 12 termowizorów, 16 noktowizorów, 14 dronów, mnóstwo konserw i art. med!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/599072-ukrainiec-informuje-o-naduzyciach-w-przekazywaniu-pomocy