Patrząc na to w jaki sposób Ukraina z polską pomocą broni się przed Rosją, dyskretnie sprzęgniętą z Niemcami, trudno oprzeć się porównaniu do dawnej Rzeczpospolitej. Koncepcje Trójmorza, do tej pory rodzące się w bólach i instytucjonalnych imposybilizmach nagle dostały paliwo spontanicznego zaangażowania w pomoc dla walczącego wschodniego sąsiada. Jeden miesiąc polskiego wsparcia dla walczącej Ukrainy zrobił więcej niż władze kilku stolic przez lata budowania swych powiązań. Na całej szerokości 1500 kilometrów Ukrainy słychać przecież tę wdzięczność dla Polaków, a w tylu polskich domach słychać to ukraińską mowę, przeplataną z naszym współczuciem i poparciem.
Wspólnotowe przyspieszenie i tworzenie wielostronnych więzi polsko-ukraińskich mogłoby zaowocować politycznym sprzęgnięciem obu krajów, powstaniem nowego, liczącego się sojuszu. Z tak dużym krajem jak Ukraina bylibyśmy mocniejsi w niemieckiej Unii Europejskiej, z tak rozwiniętym krajem jak Polska Ukraina mogłaby naśladować dobre państwowe rozwiązania budowania swojej niezależności. Z męstwem Ukraińców i dynamiką Polaków byłby taki alians czymś więcej niż tylko sumą zasobów, nie wspominając już o perspektywach rozlania się tej formuły na inne kraje Trójkąta Lubelskiego, Grupy Wyszehradzkiej czy całego Trójmorza.
Mamy więc szansę, coraz częściej dostrzeganą przez komentatorów.
Ale równolegle do tej perspektywy stare dzwonki alarmowe odzywają się na biurkach Kremla i Bundestagu. Poróżnić nas, osłabić i zagłodzić - kołacze się w zawsze nam nieżyczliwych stolicach. Rodzą napięcia wstrzymanie przez niemiecką Komisję Europejską funduszy na odbudowę gospodarki po koronakryzysie z jednej strony, wielkie potrzeby związane z przyjęciem milionów uchodźców z drugiej. W zakątkach internetu pobrzmiewają obudzone zmory szczucia Polaków na Ukraińców „Wołyniem” czy Banderą. Przerażona widmem porozumienia wspólnotowego Czerska już wyszukuje incydenty nieżyczliwości, na których można by osnuć narrację o tych złych, faszystowskich Polakach, już rozdziela się państwo od społeczeństwa, jakoby to pierwsze nie pomagało, a ciężary wsparcia ponosiło tylko to drugie.
Nie bez znaczenia będą także ukraińskie i polskie słabości. Postsowiecki fatalizm Ukraińców i narodowa kłótliwość Polaków to miękkie podbrzusza rodzącej się współpracy. To także wrogowie będą wykorzystywać.
Stawka jest bardzo wysoka, bo istnieje ryzyko przebudowania tej części Europy. To też i środki do powstrzymania nas będą dużego kalibru. Można śmiało nastawić się na prowokacje, na podejrzanych „faszystów” z dwóch stron, na zaaranżowane incydenty antypolskie na Ukrainie albo antyukraińskie w Polsce, można spodziewać się niemieckich i brukselskich nacisków o kolejne, znikąd wyciągnięte, sprawy. Można pożegnać się z pieniędzmi z Unii (które sami podżyrowaliśmy), można wypatrywać już nowych desantów ekologów czy organizacji humanitarnych na granicy z Białorusią, protestów pod sejmem pod byle pozorem.
Preteksty się znajdą różne, ale cel będzie jeden - zgasić ideę współpracy. Mocarstwa w XVIII wieku też mieli całą talię szlachetnych powodów, dla których rozebrano Rzeczpospolitą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/594870-polska-ukraina-czy-bedzie-z-tego-nowa-rzeczpospolita