Związek Sowiecki rozpadł się wzdłuż granic sowieckich republik - ile Ukraina i Kazachstan dostały w obrębie ZSRS, tyle zabrały w niepodległości. Problem Kremla polega na tym, że ich państwo przynajmniej z pozoru jest federacją a w poszczególnych regionach i tlą się tendencje do niezależności - i Moskwa o tym wie.
O jakie terytoria chodzi?
Tatarstan - władze republiki ogłosiły niepodległość już 30 sierpnia 1990, a dwa lata później odmówiły podpisania umowy federacyjnej z Rosją. Pracą postsowieckiej agentury i korumpowaniem elit udało się w 1994 roku wciągnąć kraj w skład państwa, ale na specyficznych, autonomicznych zasadach.
Czeczenia - jesienią 1991 roku, a więc jeszcze przed ostatecznym rozpadem komunistycznego imperium elity kraju ogłosiły powstanie Czeczeńskiej Republiki Ikczerii. Ruch zdławiono krwawymi wojnami, ale sprawa nie ucichła zupełnie - zwłaszcza na emigracji.
Baszkiria - w latach 90-tych Baszkirowie dwukrotnie podpisali z Moskwą układy o znacznej autonomii. Baszkirowie stanowią około 1/3 ludności swojej republiki, ale razem z braterskimi Tatarami są już większością wobec 36% Rosjan zamieszkujących ten region. Dodatkowo słowiańska i prawosławna ludność, jak wszędzie w Rosjiб przeżywa poważne kryzysy demograficzne i tendencje te mogą się zmieniać na jeszcze większą niekorzyść Moskwy.
Pozostałe terytoria - same elity kremlowskie wskazują na jeszcze przynajmniej dwa separatyzmy. Karelia i Tuwa posiadają niezbyt wpływowe, ale znamienne środowiska niepodległościowe. Dodatkowo w Dagestanie przez całe lata funkcjonowały grupy muzułmańskie, które nawet dokonywały napadów na ośrodki władzy państwowej. W Buriacji istnieją marginalne koncepcje panmongolizmu.
Strach Kremla
Sam Kreml odnotowuje ryzyko wzrostu znaczenia separatyzmów. Pisali o tym Artaszes Gegamian, Boris Tumanow, jeszcze w marcu wspominał o tym Dmitrij Miedwiediew.
Póki co Moskwa posiada narzędzia do pacyfikacji tendencji odśrodkowych, co najwyraźniej widać po Czeczenii Kadyrowa. Z drugiej strony narastające problemy wewnętrzne Rosji oraz naturalność idei narodowej, która do imperium przychodzi z wieloletnim opóźnieniem, pozwalają dostrzec w tym nadzieje na rozpad największego państwa świata. Dodatkowo rozbicie imperium „po szwach narodowych” nie jest ideą nową - w Polsce reprezentował ją książe Adam Czartoryski, rozumiał ją Józef Piłsudski. Rozumie ją wreszcie Władimir Putin, który jako mięso armatnie w inwazji na Ukrainę potraktował ludność peryferiów, zaś brak przedstawicieli społeczności Moskwy czy Petersburga wśród okupantów stał się tajemnicą poliszynela.
Minimalizm Zachodu
Propaganda rosyjska wskazuje USA jako potencjalnych sprzymierzeńców takich separatyzmów - niestety podejrzewa niesłusznie. Na Zachodzie, zwłaszcza w Europie, dominuje to samo przekonanie co w 1990 roku, że rozpad Sowietów, dziś Rosji, przyczyniłby się do destabilizacji i chaosu w nowych państwach. Rzeczywistość zweryfikowała te obawy, pokazując że to Rosja jest główną i jedyną przyczyną antagonizmów w regionie.
Wąskie horyzonty Europy nie dopuszczają jednak takiego wariantu jak rozpad Rosji. Szczytem osiągnięć Emmanuela Macrona jest zapuszczenie trzydniowego zarostu, zaś Olafa Scholza - wysłanie 5000 hełmów na Ukrainę i wstrzymanie (na pewno tymczasowe) inauguracji drugiej nitki Gazociągu Północnego. Rosja może przegra wojnę na Ukrainie, ale ocali swoją integralność terytorialną - aż do następnej, krwawej inwazji na kolejnego sąsiada.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/594552-rosja-moglaby-sie-rozpasc-ale-berlin-i-paryz-beda-ja-sklejac