Deputinizacja w wydaniu Tuska i PO wygląda tak, jakby dekomunizować antykomunistów, a komunistów chronić.
To, co na końcu zapewne miało być tym komunikatem, który powinno się zapamiętać. I z końcowego wystąpienia Donalda Tuska na konferencji Platformy Obywatelskiej poświęconej bezpieczeństwu wynikają dwie rzeczy. Obie są problemem PO, ale zostały tak przedstawione, jakby partia Tuska nigdy z nimi nie miała kłopotu, choć miała. Natomiast Tusk i PO chętnie pomogą rządzącym obecnie w Polsce z problemami Platformy się uporać, żeby wyszło na to, że to rządzący je mają. To tak, jakby dekomunizacji dokonywano wśród antykomunistów, a denazyfikacji wśród antynazistów.
Dwa wielkie zadania, które Donald Tusk stawia przed PiS to deputinizacja i wybór przyszłości, czyli wypranie przeszłości. Oba zadania ściśle się zresztą z sobą wiążą. Tusk mówił:
„W Budapeszcie stojąc kilkaset metrów od Orbana mówiłem o konieczności deputinizacji polityki polskiej i europejskiej”.
Orban jest tu na wabia ze względu na skojarzenia. EPL deputinizować nie trzeba, albowiem należące do niej rządzące przez lata w swoich państwach partie z Niemiec, Austrii czy Holandii nigdy z Putinem nie współpracowały. To Marsjanie, a nie oni pomagali Rosji i Putinowi budować Nord Stream 1 i 2 i ładować setki miliardów euro na konta moskiewskich mętów i bandytów najgorszej kategorii.
To nie PO nałożyła razem z Gazpromem gazową pętlę na Polskę do 2037 r. Zrobiło to PiS i nieprawdą jest, że to partia Jarosława Kaczyńskiego doprowadziła do tego, że od 2023 r. nie musimy kupić od Rosjan nawet takiej ilości gazu, która wystarczy do napełnienia jednej zapalniczki. To nie Tusk z Sikorskim normalizowali od 2008 r. stosunki z Rosją, robili reset („z taką Rosją, jaka jest” – jak mówił Donald Tusk, a była tylko bandycka) i uważali, że nie ma żadnych powodów, by rosyjski kapitał nie mógł przejmować strategicznych firm w Polsce. Trzeba zdeputinizować PiS za to, że Platforma te wszystkie rzeczy robiła i się putinizowała.
Deputinizacja PiS z powodu putinizacji PO ma służyć temu, żeby wybrać przyszłość, czyli wyprać przeszłość. Tusk posunął się nawet do tego, że powołał się na Ukraińców, którzy rzekomo poprzez niego domagają się w Polsce jedności, bo cała Ukraina jest zjednoczona. To już bardzo grube przegięcie, szczególnie ze względu na tragedie rozgrywające się na Ukrainie, brutalnie zaatakowanej przez Rosję. Sam Tusk wywiódł już logicznie konieczność zglajchszaltowania w Polsce telewizji, czyli TVN-nizacji TVP z tego, że w wojennej Ukrainie telewizje zlikwidowały wcześniejsze podziały i różnice. Tusk mówił:
„Gdy przyszedł moment próby, to wszystkie telewizje ukraińskie połączyły się w de facto jedną stację, budują autentyczną jedność”.
Jest faktem, że za rządów Tuska też wszystkie telewizje w Polsce tworzyły „jedną stację” i nadawały przekaz PO. Tyle że to nie przypominało wojennej Ukrainy, lecz Rosję Putina.
W przypływie wyjątkowej łaskawości Donald Tusk nie powołał się na prośby z Ukrainy, by wezwać rząd Mateusza Morawieckiego do zajęcia się uchodźcami. Wiadomo przecież, Tusk to wiele razy podkreślał, że rząd nie robi nic, natomiast wszystko robią pojedynczy Polacy i samorządowcy. Najwidoczniej rząd przebrał za samorządowców, żołnierzy WOT, Straż Graniczną, strażaków, policjantów, kolejarzy, lekarzy, pielęgniarki i inne grupy I PO nie głosowała specjalnej ustawy o pomocy uchodźcom, którą poparła, a jeśli nawet, to przygotowały ją krasnoludki.
„Mieli ponad 100 dni i wiedzieli, że będą setki tysięcy uchodźców i nic nie zrobili”
— perorował Tusk, który tak wielu dni nie miał, a jak wiadomo wszystko zrobił, czyli rząd przyszedł na gotowe. No bo ktoś musiał zrobić to, co jest zrobione, a o czym były premier nie ma bladego pojęcia. Nie ma, bo on nigdy nie wiedział, co się robi w kryzysowych sytuacjach.
Z czystej skromności Donald Tusk nie wspomniał, jaki jest rezultat załatwiania przez niego (od około pół roku) zablokowanych pieniędzy dla Polski (z KPO, Funduszu Odbudowy i nowego unijnego budżetu). Zapewne je załatwił, a teraz zmęczony po ciężkiej harówie łaskawie oddał już rządowi „twarde oczekiwanie konkretnych i masywnych decyzji o obecności wojsk NATO na terenie Polski”. W tym celu mają nacisnąć na prezydenta Bidena. To Tusk nie może? A przecież długo Polaków przekonywał, że nikt nie ma lepszych relacji z prezydentem USA niż on.
Zapewne niesiony własnym błyskawicznym sukcesem w sprawie blokowanych pieniędzy, Tusk popędza rząd w sprawie „uruchomienia mechanizmu solidarności europejskiej”. Swoich kumpli z Komisji Europejskiej nie popędza, choć to oni wszystko opóźniają, a nie polski rząd, ale kto by tam przejmował się drobiazgami. A może on po prostu nie ma już żadnych kumpli, skoro w kwietniu 2022 r. przestanie być przewodniczącym EPL? Kto by się przejmował kimś, kogo już właściwie nie ma?
Jak na zawodowego historyka przystało, Donald Tusk odpowiednio przekręcił cytat z marszałka Piłsudskiego: „Piłsudski powiedziałby dobitnie: naród wielki, tylko władza…”. Marszałek mówił o ludziach, a nie o władzy, a o narodzie, że wspaniały, a nie wielki. To jednak detal, bo nie ma takiego cytatu, którego Tusk nie byłby w stanie przekręcić i wypaczyć, żeby coś zmanipulować. Na przykład uznał, że władza nie zwalcza inflacji, a jeśli nie zwalcza, to jak polskie rodziny mają pomóc Ukraińcom. Rodziny wprawdzie pomagają w ogóle nie myśląc o cenach, ale Tusk myśli za nich, bo dla niego ceny zawsze były ważne, szczególnie ceny chleba. To znaczy ważne było, żeby je znać w czasie kampanii wyborczej, bo przecież nie po to, żeby były niższe. Niskie w kampanii źle się sprzedają.
Co Tusk by zrobił, gdyby w każdej polskiej sprawie nie odwołał się do argumentu z Ukrainy? Nic. Dlatego mówił o Ukraińcach:
„Chcemy wolności, demokracji, chcemy być w Unii Europejskiej. Oni chcą być tam, gdzie my jesteśmy - choć u nas ta obecność jest stale podważana”.
A co Donald Tusk zrobił, by stworzyć Ukrainie perspektywę szybkiego członkostwa? Nic. Pewnie dlatego, że rząd robi w tej sprawie wszystko, co możliwe i niemożliwe. A kto jest przeciw? Oczywiście kumple Tuska należący do EPL.
Zanim Tusk oświecił Polaków, czego on sam nie może bądź nie chce i czego wymaga od rządu, wystąpiło kilku polityków PO jeszcze bardziej od niego aroganckich i odjechanych. Najbardziej senator Marcin Bosacki, który okazał się miłośnikiem i adwokatem tych, których szczęśliwie pozbyto się ze służb mundurowych i dyplomacji, żeby im dłużej nie szkodzili. Dla Bosackiego to „wybitni generałowie” i „doświadczeni dyplomaci”. Zapewne np. gen. Mirosław Różański, czyli wojskowy, który w największym stopniu zniszczył wizerunek dowódcy jako człowieka poważnego. I pewnie dyplomata Tomasz Turowski, czyli agent i szpieg w Watykanie za czasów PRL oraz człowiek nie wiadomo komu służący przed i po katastrofie smoleńskiej. Tenże Bosacki stwierdził też, że „zdecydowana większość Polaków nie wie, jak się nazywa szef MSZ”. O tym, że Bosacki był dyplomatą na pewno nie wiedzą, a Sikorskiego pewnie kojarzą tylko z żoną i dworem oraz z megalomanią. A prof. Zbigniewa Raua na pewno nie kojarzą z wygłupami i pajacowaniem, co przynosi największą sławę. Ale czy warto o taką sławę zabiegać?
Sam Radosław Sikorski leczył swoje udręczone ego opowieściami o „nieuzgodnionych z nikim inicjatywach”. Tak nieuzgodnionych, że mówi się o nich na całym świecie, a najważniejsze osoby w UE oraz poszczególnych stolicach uznali pobyt premierów Polski, Czech i Słowenii w Kijowie za punkt odniesienia i uratowanie honoru Zachodu. Sikorskiego to musi wkurzać, bo żyje złudzeniami o swojej roli w 2014 r., choć był tylko statystą, w końcu pogonionym ze sceny.
Smutna to impreza, gdy trzeba własne grzechy przypisywać komuś innemu i poddawać go reedukacji, żeby z sobą nic nie zrobić. Nie było nawet cienia dowodu, że Tusk i wspólnicy coś zrozumieli z tego, jak byli przez Putina robieni w bambuko, wykorzystywani i ośmieszani, wierząc, że to oni mają wpływ na niego. Oczywiście nie są w stanie przyznać się do kardynalnych błędów i coś zrozumieć na przyszłość, więc reedukują tych, którzy nigdy nie dali z siebie zrobić idiotów i pajaców. Bo na ich tle są kompletnymi przegrywami i moralnymi bankrutami. Można urządzać imprezy kompletnie oderwane od rzeczywistości, tylko czy trzeba aż tak bardzo zabiegać o to, żeby to kojarzyło się z katastrofalną szopką Putina na moskiewskich Łużnikach (18 marca 2022 r.).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/590604-trudno-zrozumiec-dlaczego-po-tak-przeprowadzila-konferencje