Pułkownik Jurij Maksimiw każe na siebie dość długo czekać, ale w ten wojenny czas można go zrozumieć - raporty nocnych patroli, ustalania grafików służby, głowa pękająca od spraw aprowizacyjnych i administracyjnych - biurokracja nie zwija się nawet, gdy nad miastem latają samoloty Putina. Najwięcej obowiązków dotyczy jednak mobilizacji - choć pierwsza fala ochotników jest już za nami, to do Kijowa wciąż dojeżdżają nowi „dobrowolcy”. Mężczyzna o śniadej cerze wyjątkowo się starał, by dziennikarz z Polski nie usłyszał jaką sprawę zgłasza. - Jestem snajperem… Walczyłem w Donbasie… Dopiero teraz udało mi się wrócić do kraju.
Ma niewiele ponad 40 lat, niski, czarny, milczący. Ale zgłaszają się też inni - całkiem siwy siedemdziesięciolatek nie usiedzi w domu. Ten to walczył jeszcze w Afganistanie - przyda się bardziej niż niejeden młody.
Oficerowie niechętnie udzielają wywiadów dziennikarzom, odsyłają do centrum prasowego, które na razie istnieje tylko na papierze albo za zamkniętymi drzwiami. Nie czas słodko trajkotać do gości z Zachodu, gdy nad głowami wyje alarm przeciwlotniczy.
-Jestem dziennikarzem. Dziennikarzem z Polski. Magiczne słowo działa od razu. - Jeszcze Polska nie zginęła - rzuca mi z uśmiechem Maksimiw. - Kiedy my żyjemy - odpowiadam jak odzewem na hasło. O tym jak Ukraińcy rzucają mi polskimi cytatami, datami i wydarzeniami z naszej historii, będzie trzeba napisać osobny tekst. Grunt, że słowo „z Polski” podziałało jak klucz do drzwi. Maksimiw zaczyna opowiadać…
Sześć dni temu mieliśmy tu atak dywersantów - pułkownik pokazuje ręką w stronę skrzyżowania Wasylenki i alei Zwycięstwa. - Około piętnastu osób, wcześniej rozlokowanych i pomieszkujących w okolicy, zebrało się nocą, chcąc zniszczyć tutejszy obiekt wojskowy - opowiada z zaangażowaniem.
Kijów jednak poszatkowany jest wartami armii, obrony terytorialnej, gwardii narodowej i policji, pierwszy wybuch granatu zaalarmował okoliczne jednostki.
Nasi ludzie szybko dotarli na miejsce i rozpoczęli ostrzał. Dywersanci nie zrealizowali celu, ale - niestety - uciekli.
Jak się okazało kilka godzin później rozpoczęli drugą akcję w innym rejonie miasta. Tym razem mieli jeszcze mniej szczęścia - zginęli w potyczce.
Zwykle dywersantów daje się pojmać przed akcją - co kilkaset metrów w metropolii o powierzchni 830 kilometrów kwadratowych są umocnienia obsadzone przez mundurowych. Żółta, czy też złota, przepaska na lewym ramieniu oznacza „swój”. Trochę na rozróżnienie od rosyjskiego munduru, trochę chyba na uwspólnienie znaków rozpoznawczych - jest tu dużo rodzajów jednostek, a przepaska jest wspólna dla wszystkich, nawet dla tych, dla których nie starczyło mundurów.
Godzina policyjna („komendancki czas”) trwa od 20.00 do 7.00, do człowieka, który nie zareaguje na wołanie służb można strzelać bez ostrzeżenia. Wszystkie osiedla, parki i ulice są gęsto przeczesywane przez rozmaite patrole. Na umocnieniach, skrzyżowaniach zawalonych betonowymi blokami i zaporami przeciwpancernymi, siedzi czasem ponad 20 osób - kontrolują ruch, sprawdzają okolicę, omawiają wojenne wiadomości.
Ilu mężczyzn w Kijowie ma broń - pół miliona? To cywilna armia wściekłych i psychicznie zmobilizowanych patriotów - jeśli Rosjanie tu wejdą, to bezpańskie psy będą miały pod dostatkiem ludzkiego mięsa z rosyjskich trupów.
Czasem łapiemy takich dywersantów za dnia. Wielu pochodzi z Azji Środkowej, np. jako obywatele rosyjscy pochodzenia tadżyckiego czy turkmeńskiego. Tutaj zapewniają, że przyjechali do pracy i zastała ich wojna, ale wystarczy zajrzeć w ich telefon…
Pułkownik opowiada o tym, co i Polacy już znają od nielegalnych imigrantów Łukaszenki - zdjęcia z kursów wojskowych, zapisy rozmów szkoleniowych i odbieranie poleceń przez komunikatory - dywersanci są mocni, póki się ich nie złapie, potem wiele wychodzi na jaw, bez szczególnych starań.
-A jak ich rozpoznajecie za dnia? - pytam i zaraz żałuję naiwności, bo przecież oficer nie opowie mi o słabych punktach przeciwnika, by ten mógł popracować nad kamuflażem.
Na moje faux pas pułkownik Jurij Maksimiw uśmiecha się dobrotliwie.
W każdym razie jesteśmy w tym rozpoznawaniu coraz lepsi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/588563-reportaz-szesc-dni-temu-mielismy-tu-atak-dywersantow