Tu nie trzeba sobie nic wyobrażać, sprawa jest arcyboleśnie prosta. Gdybyśmy pół roku temu nie powstrzymali potoku nielegalnych imigrantów z Białorusi Polska byłaby dziś wyłączona z gry. Dziesiątki tysięcy przybyszy z Bliskiego Wschodu w obozach dla „uchodźców” przynieśliby nam katastrofę humanitarną sterowaną z Kremla. Wśród imigrantów byli przeszkoleni przez rosyjskie służby prowokatorzy - to dawałoby Putinowi suwak, którym podkręcałby napięcia, od tylko drobnych zamieszek, po włączenie trybu bitew ze zdezorientowanymi z podżeganymi „turystami Łukaszenki”.
Dziś prezydent Zełeński zwrócił się z prośbą do Bukaresztańskiej Dziewiątki o bycie rzecznikami pomocy ze strony NATO. Co by mógł odpowiedzieć mu Andrzej Duda, gdyby obrazki policji pacyfikującej wzniecających pożary w obozowiskach obiegały światowe media? Czy Polska mogłaby wysłać broń Ukrainie, gdyby pompowani przez agenturę wpływu tłumy aktywistów urządzały spektakle na granicy? W jakimś stopniu Polska stałaby się zakładnikiem tandemu Putin-Łukaszenka i każdy suwerenny ruch niezgodny z interesem Kremla uruchamiałby imigranckie narzędzie. Nie trzeba pytać co zrobiłaby wtedy totalna opozycja - do wymiany rządu w Kijowie Putin potrzebuje stu tysięcy żołnierzy, w Warszawie wystarczyłby Onet, Wyborcza, TVN24 i oczywiście kabareciarze z opozycji.
Ale to nie koniec. Jesienią zeszłego roku Zbigniew Parafianowicz z Dziennika Gazety Prawnej zauważył, że koczowanie imigrantów stałoby się wyzwaniem dla… NATO. Dziennikarz nazwał potencjalne obozowiska tysięcy ludzi „republiką namiotową” - nawiązując do „republik separatystów”. Parafianowicz zwrócił uwagę, że NATO nie ma scenariusza w którym miałoby odbijać państwa bałtyckie jadąc czołgami przez ogarnięte chaosem pola namiotowe z imigrantami. Czy gdyby kryzys imigracyjny rozlał się po Podlasiu zagrożona byłaby dziś Litwa, Łotwa i Estonia?
Dziś wiemy, że Putin byłby do tego zdolny i wiemy, że Scholz cynicznie odmówiłby pomocy - choć może Bramę Brandenburską podświetliłby na jakieś przyjazne kolory. Opluwane polskie wojsko i policja, protesty na ulicach w „obronie” humanitaryzmu, porównywania Polski do obozu koncentracyjnego - bylibyśmy na prostej drodze do gigantycznego kryzysu.
Ale z drugiej strony wiemy też, że plany Kremla przerastają naszą wyobraźnię - to co opisałem powyżej, to byłby tylko pakiet minimum. Jak jeszcze „turyści Łukaszenki” posłużyliby pułkownikowi Putinowi?
Nie ma co pytać, trzeba tylko stosować się do jednej prostej zasady - nawet w najbardziej niepozornej i błahej sprawie, nawet przy morzu łez i słodkich spojrzeń, kotów wędrujących z Afganistanu czy choćby z Władywostoku, aktorom, statystom i funkcjonariuszom z Putinlandu nie ustępować nawet o centymetr. Dobrze że tak się stało tym razem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/587102-pamietacie-usnarz-gorny-polska-miala-byc-sparalizowana