Po porozumieniu Pawła Kukiza z opozycją prawie pewne jest powstanie komisji śledczej ds. Pegasusa. A właściwie nie Pegasusa, tylko inwigilacji, skoro komisja miałaby przetrzepać okres od 2005 r. do współczesności.
Powstaje oczywiście problem, czy komisja jest w stanie cokolwiek sensownego zrobić przed upływem kadencji Sejmu, bo akurat takie komisje obejmuje zasada dyskontynuacji. A przebadać 16 lat to nie w kij dmuchał. Tym bardziej że materia jest w większości tajna i same procedury odtajniania dokumentów oraz zdejmowania klauzul chroniących tajemnice z konkretnych osób mogą zająć wiele miesięcy. Ale ważne, że jest entuzjazm.
Entuzjazm jest głównie dlatego, że wielu kandydatów do komisji pewnie myśli o pierwszej z nich (ds. afery Rywina), która wylansowała jej członków. Z grona własnych członków komisja na poważnie wylansowała Jana Rokitę, Zbigniewa Ziobrę i Tomasza Nałęcza. Potencjału komisji nie wykorzystał natomiast Ryszard Kalisz, ale był w niej krótko i został zastąpiony przez Anitę Błochowiak. Ona zaistniała całkiem nieźle, ale bardziej jako bohaterka tabloidów niż śledcza. I jako wynalazczyni „korytarzy pionowych”. Jeszcze bardziej tabloidowo zaistniała „pani od kurwików w oczach”, czyli Renata Beger (zastąpiła Piotra Smolanę). Następne komisje lansowały negatywnie, nawet jak niektórzy ich członkowie bardzo się starali, np. Roman Giertych w komisji ds. Orlenu.
Zawsze to, co pierwsze przynosi profity, a to, co epigońskie – niekoniecznie. Łatwiej jest podzielić los najnudniejszego szefa komisji śledczej w historii (Mirosława Sekuły, przewodniczącego komisji „hazardowej”), niż wybić się jak Jan Rokita albo chociaż Renata Beger. Gdyby Paweł Kukiz został szefem komisji „inwigilacyjnej”, byłoby poważnie i wesoło, ale czy coś by z tego wynikało, to już wątpliwe.
Komisja z Pegasusem w tle ma tę wadę, że dotyczy materii tajnej, przez co zdecydowana większość posiedzeń nie mogłaby być transmitowana. A komisje bez transmisji, to jak spektakle teatralne (rewiowe, kabaretowe) bez widowni. Bez transmisji nie ma lansu i nie funkcjonują w szerokim obiegu zabawne powiedzonka bądź wypowiedzi kompletnie „od czapy”. Bo tylko sytuacyjny kontekst je nagłaśnia. Komisje potrzebują widowni niczym Klaudia Jachira. I od komisji, i od panny Jachiry mało kto oczekuje czegoś więcej poza spektaklem. Może być on nawet marny, byle był.
Komisja „inwigilacyjna” bez widowni to czarna dziura. Nawet jak coś z niej wyjdzie (mimo tajności; a skądinąd czarne dziury też „parują”), nie zrobi odpowiedniego wrażenia. Bez widowni zapadnie się w sobie świadek (pokrzywdzony?) Roman Giertych, może wpaść w melancholię senator Krzysztof Brejza, a w jakieś natręctwa jego żona Dorota. Bez widowni straci cały swój wigor Michał Kołodziejczak z Agrounii. Nawet gdyby po posiedzeniach komisji te osoby starały się rekonstruować wydarzenia, będzie to trzykrotnie odgrzewany kotlet mielony, bo liczą się mimika, humor sytuacyjny, gestykulacja, słowotwórstwo.
Komisje nie dlatego ekscytują (może poza tą pionierską, a i to przez krótki czas), że dochodzi na ich posiedzeniach do jakichś fundamentalnych odkryć. One ekscytują na takiej samej zasadzie jak widowiska rozrywkowe: trochę cyrku, trochę kabaretu, melodramat, tragifarsa, szczypta groteski i jakieś skecze z elementami damsko-męskimi. Jeśli ktoś sądzi, że komisje to „Antygona”, „Medea”, „Ryszard III”, „Król Lear” czy choćby „Makbet”, to jest w „mylnym błędzie (jak mawia inny klasyk).
Komisje tak spowszedniały i stały się tak nudne, że nawet przesłuchania totalnych kłamców (tak ponurych, jak i wesołych) oraz osób o gorszej pamięci niż ma złota rybka (a wedle najnowszych badań ma ona pamięć około miesięczną) mało kogo ekscytują. Komisje to muszą być jaja, żeby ktoś się nimi zainteresował. I to jaja docenione na żywo przez widownię. A tu dochodzi jeszcze utajnienie, więc komisja ws. Pegasusa to przedstawienie z góry skazane na klapę i szybkie zejście z afisza. Chyba żeby było tak słabe, że samo nie dałoby rady zejść z afisza, co chyba kiedyś napisał Antoni Słonimski o pewnej sztuce.
Paweł Kukiz jako przewodniczący komisji zapewniłby jej pewien polot i nieprzewidywalność, bo to w końcu artysta i człowiek wrażliwy, także na punkcie naszej ojczyzny, ale kto by to docenił, jeśli nie byłoby transmisji. Nie mam nic przeciwko komisji ds. Pegasusa, ale gdyby nie zagwarantowano dobrego przedstawienia, to szkoda czasu. Byłbym zapewne w stanie się dowiedzieć, co się rozgrywa za zamkniętymi drzwiami, ale nie o mnie chodzi, lecz o widowisko. Bo tylko widownia nakręca kreatywność i na poczekaniu rodzą się piękne wisty. I nie tyle nikt by tego nie docenił, co nie byłoby okazji. Po prostu te wisty by nie powstały. A najwięcej można oczekiwać po Romanie Giertychu, który chyba chce zastąpić Stanisława Tyma. To oczywiście niemożliwe, ale same starania mogłyby być ciekawe.
Komisja – tak, tylko nie jakieś nudziarstwo bądź inny paździerz, lecz pełnokrwiste widowisko. Gdyby jeszcze w jej składzie znalazła się Klaudia Jachira, byłaby szansa na przyćmienie legendy Renaty Beger i Anity Błochowiak. Sejm musi się rozwijać, a nie stać w miejscu, także w kwestii komisji śledczych. Trzeba dać szansę wszystkim niespełnionym artystom i liczyć na to, że dodatkowo zabłyśnie ktoś, o czyich możliwościach komediowych dotychczas nie wiedzieliśmy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/585273-komisja-ds-pegasusa-tak-najlepiej-z-klaudia-jachira