„Nurzałem się głęboko w bagnie i ciemności fałszu” – pisał szczerze o sobie Augustyn z Hippony. Wspierał manichejczyków, groźnych schizmatyków, którzy wymieszali chrześcijaństwo z religiami wschodu i z buddyzmem, a mimo to został wielkim świętym Kościoła katolickiego (prawosławia zresztą też). Inny znów filar wiary, Ignacy Loyola, do trzydziestki był hazardzistą i prowadził dość zbójecki tryb życia. Mimo to od ponad czterech wieków jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych świętych. Jak to możliwe? Odpowiedź jest bardzo prosta: zmierzono nie tylko ich winy, ale również zasługi – te zaś dominowały ich życie i były wzorem dla wielu, wielu pokoleń.
Tak, nawet święci popełniali poważne błędy, ale one zostały im wybaczone, nie one przesądziły o przejściu do historii tych wielkich ludzi. Tych oraz wielu innych postaci, bo ani Augustyn, ani Ignacy nie są jedynymi takimi przykładami. Kościół wybaczał, surowe komisje beatyfikacyjne i kanonizacyjne znajdywały olbrzymią przewagę cnót nad niedoskonałościami. Co innego jednak nasza prawicowa, określająca się jako konserwatywna (a więc ponoć respektująca także zasady wiary i Kościoła) strona sceny politycznej. Ona nie wybacza. Nie kładzie na szali błędów oraz zasług. Mamy właśnie tego kolejny dowód, który dotyczy Barbary Nowak, kurator oświaty z Krakowa.
Z tego Krakowa, w którym od ładnych kilkunastu lat panoszą się potomkowie PZPR i Unii Wolności, skrajni liberałowie i neomarksiści, gdzie prastary uniwersytet jęczy pod jarzmem zdegenerowanej formy lewicy, czyli genderystów, i gdzie PiS przegrywa z kretesem wybory za wyborami. Jestem krakusem i mogę osobiście obserwować, jak to miasto lewaczeje z roku na rok. Tam jednak Barbarze Nowak udaje się od lat pozostać niezłomną i waleczną obrończynią normalności, po prostu normalności, bo już nie chodzi o najwyższe ideały prawicy i konserwatystów. Dożyliśmy takich czasów, że szczytem konserwatyzmu staje się to, co zawsze było zwyczajną normalnością.
Barbara Nowak chce uchronić przed seksualną deprawacją naszą młodzież i dzieci, tak, dzieci! Nie udawajmy, że nie wiemy, co się dzieje, nie udawajmy, że nie wiemy, iż już w przedszkolach próbuje się wprowadzać szkolenie w masturbacji. Barbara Nowak jest osobą, która mówi tej seksualizacji dobitnie: nie!
Kurator z Krakowa z całych sił, przez całe swoje życie, próbuje zasiać w sercach młodych Polaków choć trochę patriotyzmu. Nie udawajmy również, iż nie wiemy, jakie to stało się trudne. Niech się nikomu też nie wydaje, że za to spływają na nią i na jej podobnych jakiekolwiek laury. Prędzej baty, niż wawrzyny. Tymczasem walka o prawdziwie polskie oblicze szkół powinna być obowiązkiem każdego członka wielomilionowego obozu patriotycznego w Polsce, nie tylko kuratorów oświaty. Cóż jednak widzimy? Niektórzy stojący na świeczniku reprezentanci tego obozu zupełnie bezmyślnie strzelają do obrończyni polskości i moralności.
Jakiegoż to niewybaczalnego przestępstwa dopuściła się ta kobieta? Nim odpowiem na to pytanie, powinienem zaznaczyć, że nie jestem żadnym zwariowanym antyszczepionkowcem, że broniłem szczepień w niejednym tekście, że doskonale rozumiem, iż uratowały one miliony ludzkich istnień. Nie przeszkadza mi maseczka i ją noszę. Ale z powodu pandemii nie zwolniłem się z myślenia. Tak samo jak i Barbara Nowak, która stwierdziła, że „mówimy o szczepionkach, których konsekwencje – tego eksperymentu – nie są do końca stwierdzone”. A co, są stwierdzone?
Powiedziała głośno to, co wszyscy myślimy, czy się szczepimy, czy nie. To są naturalne rozważania i naturalne lęki; jeśli tego nie rozumie minister zdrowia, to co on rozumie przez pojęcie „zdrowie”? Do czego my dochodzimy w tej pandemii? Przecież świat nauki jeszcze nie stwierdził, że wraz z rozwojem wirusa zanikają nasze szare komórki. Jeśli więc ktoś nie posługuje się nimi, to widocznie wcześniej już ich nie miał. Osobiście uważam na przykład, iż poważnym błędem było nazywanie wstrzykiwanych nam specyfików szczepionką, zamiast po prostu nazwać je niezbędnym lekarstwem ratującym życie, lekarstwem, które jeszcze nie raz i nie dwa trzeba będzie zażywać, może niebawem wcale nie w formie zastrzyku. Antyszczepionkowcy nie mieliby wówczas żadnej pożywki.
Tymczasem nie kto inny jak właśnie politycy, jak ministrowie zdrowia w wielu krajach świata, a za nimi media, rozbudzili w ludziach najpierw panikę a potem olbrzymią nadzieję na rozwiązanie ostateczne i szybkie. Takiego rozwiązania ewidentnie nie ma, każdy to widzi. To jednak oczywiście nie może oznaczać, że nie trzeba się ratować – w sposób taki, jaki akurat jest możliwy. Z ludźmi trzeba o tym rozmawiać, dyskutować, tłumaczyć im, słuchać ich argumentów i wątpliwości, a nie działać według marksistowsko-leninowskich metod zarządzania społeczeństwem: kto próbuje myśleć inaczej, niż rozporządzono, tego jeśli nie do paki, to co najmniej zdymisjonować! Zamiast dyskusji mamy straszenie ludzi i prymitywną a także wyjątkowo nudną propagandę.
Przykład prezydenta
Jeśli minister zdrowia Adam Niedzielski – przecież nie żaden medyk, lecz specjalista od finansów! – uznał się za reprezentanta świata nauk medycznych, to niech spróbuje wytłumaczyć choćby przypadek głowy naszego państwa, Andrzeja Dudy. Pod koniec października 2020 r. zaraził się on covidem, przeszedł chorobę łagodnie, nabył przeciwciał. Zdaniem tegoż świata nauki, oraz świata polityków, po upływie pół roku powinien był się zaszczepić. Prezydent chcąc dać przykład narodowi oczywiście zrobił to. Potem zgodnie z procedurami zaszczepił się drugi raz, i potem trzeci raz. A na końcu 5 stycznia 2022 r. ogłoszono, że znów złapał wirusa.
Proszę nie myśleć, że chcę przez to powiedzieć, że Pfizer, AstraZeneca i inne te specyfiki są nieskuteczne. Nie o to chodzi. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na początek tej historii: ktoś przeszedł chorobę wirusową, więc ma przeciwciała. Świat nauki mówi różne rzeczy, ale także to, że takie przeciwciała powinno się mieć już bardzo długo a najprawdopodobniej do końca życia, tak samo jak w przypadku wielu innych chorób zakaźnych. Ale rzecz jasna nikt nie daje takiej gwarancji w przypadku covida, bowiem upłynęło za mało czasu, żeby można było to potwierdzić statystycznie i wyrokować coś autorytatywnie. Można by jednak po pół roku robić ozdrowieńcom ponowne badania i stwierdzać, czy ktoś ma wciąż przeciwciała, czy nie ma. Jeśli wciąż ma, to po co go od razu szczepić? Po co szczepić odpornego, tudzież jeszcze odpornego? Następne pytanie do ministra, ale nie tylko do niego: czy zdrowym jest, czy jest uodporniającym szczepienie się w sytuacji, gdy posiada się naturalne przeciwciała, na dodatek zdaniem naukowców inne w swej strukturze niż te pozyskiwane w wyniku szczepienia?
Ozdrowieńcy stali się jednak tematem tabu. Traktuje się ich – nie tylko w Polsce – w sposób czysto biurokratyczny. Procedury przewidują, że po pół roku osobnik, który przebył chorobę, nie ma prawa posiadać przeciwciał. Ale od początku pandemii minęło już prawie dwa lata, a wielu ludzi wciąż ma naturalne przeciwciała nabyte w wyniku przechorowania, ma je znacznie dłużej niż pół roku, dłużej niż rok – sam jestem takim przykładem. Złapałem wirusa stosunkowo dawno temu, wtedy, gdy jeszcze nawet Krystyna Janda nie mogła się zaszczepić. Dzięki Bogu przeszedłem go bardzo lekko, a przeciwciała mam natomiast do dziś, a więc od przeszło roku. Od maja co kilka tygodni robię sobie odpowiedni test, nieobowiązkowo; przeciwciał nie ubywa mi ani trochę.
Znam wielu ludzi w podobnej sytuacji, wszyscy ich znamy – ilu ich jest razem wziętych? Może miliony? Pewien problem z tym, że taki test kosztuje każdorazowo między 108 a 140 zł. W tym przypadku państwo nic nie funduje ani nie refunduje. A może właśnie na ozdrowieńcach powinno się opierać procedury antycovidowe, ich traktować w sposób uprzywilejowany?
Przecież dobrze wiemy, że dużo osób przeszło covida lekko, nie zgłaszając się do żadnych punktów medycznych czy sanitarnych. Potrafili też sami się izolować mając podejrzenie choroby. Nie istnieją jednak w żadnych statystykach. Dlaczego nikt nimi się nie interesuje, nie bada stanu ozdrowieńców? Może zresztą ktoś to bada, ale nic o tym nie wiemy, bo mamy wiedzieć tylko to, że się choruje, a nie to, że się również zdrowieje. To jest polityka strachu – wobec wielu ludzi zupełnie nieskuteczna, co widać na całym świecie. Konsekwencje choroby w sposób oczywisty nie są stwierdzone, pani Barbara Nowak potwierdziła tylko ten fakt.
Barbara Nowak sprzeciwiła się również obowiązkowi szczepień nauczycieli. Nie szczepieniu w ogóle, ale szczepieniu przymusowemu – to trzeba wyraźnie podkreślić. Wiadomo skądinąd, że za takim właśnie rozwiązaniem optował minister zdrowia, finansista Adam Niedzielski. Byłoby to rozwiązanie siłowe skutkujące oczywiście tylko lawiną protestów społecznych. Oświata to jednak nie wojsko czy policja, tam nie działa się według rozkazów. Czy Niedzielski nie widział dramatycznych scen, jakie rozgrywają się na ulicach Francji czy Holandii i w wielu innych miejscach? Permanentna rozróba na granicy z Białorusią to za mało? Mimo wszystko jest w Polsce za spokojnie?
Działania kurator Nowak
Trudno nie zgodzić się z Barbarą Nowak, gdy bierze ona w obronę szkoły i nie godzi się na traktowanie ich jako szczególnie niebezpiecznego pasa transmisyjnego wirusa. W czymże to szkoły są bardziej niebezpieczne np. od komunikacji masowej? Pełne ludzi każdego dnia autobusy i tramwaje na pewno lepiej transmitują covida niż obwarowane antyzakaźnymi procedurami placówki oświatowe. A tłumy przewalające się przez centra handlowe? Tam nawet obowiązku noszenia maseczki nikt nie egzekwuje. A samoloty? Za każdym razem nowy wariant covida przywożony jest do Polski samolotem, tak samo zresztą jest na całym świecie. Itd.
Jeżeli za takie wypowiedzi, jak Barbary Nowak, mamy dymisjonować porządnych i sprawdzonych ludzi, to co zrobić z tymi, którzy odpowiadają za zaniżenie pensji milionom ludzi i skompromitowały nasz rząd i Polski Ład?
Trzeba przyjąć do wiadomości, że stuprocentowa ochrona przed wirusem jest niemożliwa. Konieczne jest natomiast minimalizowanie skutków epidemii, co można uzyskać po pierwsze tylko wspólnym wysiłkiem, a po drugie – nie tylko przy pomocy koncernu Pfizer Inc. Z wirusem musimy żyć.
Wbrew wszelakim lewackim teoriom są jeszcze zjawiska, które ludzki rozum nie do końca ogrania i nie jest w stanie ich przewalczyć. I zawsze takie się pojawią, zawsze pojawi się coś nowego, groźnego. Świat nauki mówi, że wiek XXI będzie wiekiem wirusów i trochę potrwa zanim nauczymy się z nimi żyć i walczyć. W wieku XX nauczyliśmy się pokonywać bakterie, które wydawały się jeszcze groźniejsze, siały większe spustoszenie niż covid. Teraz przed ludźmi kolejne wyzwanie. Nie ma świata bez takich wyzwań, chyba że w marksistowsko-leninowskiej jego wizji albo w innych utopijnych koncepcjach.
Na koniec jeszcze jedno pytanie: kto wydał rozkaz do ataku na Barbarę Nowak? Wydały go media. Te wrogie całemu obozowi patriotycznemu, antypolskie mass media, zgromadzone w kilku rękach potężne publikatory. One robią nieraz większe roszady w naszych szeregach niż ci, którzy sprawują władzę. One atakują bezlitośnie i kłamliwie tak długo, aż władza się ugnie. Ugina się, bo myśli, że w ten sposób załatwia sobie święty spokój. Nic bardziej mylnego. Jest odwrotnie: każde ustępstwo jeszcze bardziej rozzuchwala łotrów – obserwujemy to każdego dnia. A kogo atakują? Ano właśnie przede wszystkim takie i takich jak Barbara Nowak: patriotycznych, odważnych, walczących o moralność narodu i jego tożsamość, zdecydowanych przeciwników genderyzmu.
To, że polityczno-mediowi wrogowie atakują naszych najlepszych ludzi, nie może dziwić. Dlaczego jednak nasi nie potrafią wziąć w zdecydowaną obronę atakowanych, wyważyć grzechy i zasługi – tego pojąć naprawdę nie jestem w stanie. Niektórzy nawet chyżo przyłączają się do tych ataków. W przypadku Barbary Nowak ruszyły z połajanką nawet osoby oderwane już od nadwiślańskiej rzeczywistości, zażywające dostatków w Strasburgu. To są dopiero rzeczy karygodne!
Sądzę, że sprawa ta jest szersza niż tylko przypadek Barbary Nowak. Zacni ludzie, chcący pracować uczciwie dla Polski i utrwalania wartości opartych na Dekalogu, nie czują parasola ochronnego ze strony rządzącej konserwatywnej partii. Dlatego zbyt rzadko decydują się na współpracę z prawicową władzą, słabo angażują się w przedsięwzięcia przez nią inicjowane. Wiedzą przecież, że zostaną z tego powodu zaatakowani przez lewackie do szpiku kości mass media włącznie z tzw. mediami społecznościowymi. Wiedzą też, że nikt nie będzie brał ich w obronę, nie będzie ich wspierał, a może nawet jeszcze dodatkowo dołoży. Gdyby nie takie – z gruntu bardzo szkodliwe – podejście, to tak potrzebne obozowi patriotycznemu w każdej dziedzinie życia kadry, byłyby na pewno dużo, dużo szersze, a kraj zdrowszy.
Leszek Sosnowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/581189-coz-strasznego-zawinila-kurator-nowak