Ta rocznica umknęła niezauważona. Ponad dwadzieścia lat temu Czesław Jerzy Małkowski został Prezydentem Olsztyna. Było to jeszcze w czasach, gdy prezydentów wybierała rada miasta, a główni politycy samorządowi nie rządzili jednoosobowo, lecz byli przewodniczącymi zarządu miasta, a kluczowe decyzje były podejmowane kolegialnie.
Skąd w ogóle wziął się Czesław Jerzy Małkowski (pierwszego imienia bardzo nie lubi, dlatego zwykle używa drugiego – Jerzy)? Zostawmy jego wielokroć opisywaną pezetperowsko-cenzorską przeszłość. Do „demokratycznej” lokalnej polityki wkroczył w 1998 uzyskując z listy SLD mandat radnego Rady Miasta Olsztyna. Rok nie minął, gdy dzięki bezwzględności, cynizmowi i chorobliwej żądzy władzy został przewodniczącym Rady Miasta. Wówczas był już sekretarzem Rady Wojewódzkiej SLD. Przypomnijmy, że były to czasy szczytów potęgi SLD, a to oczywiście obok wspomnianych wcześniej cech charakterologicznych powodowało, że „Jurek” na fotelu przewodniczącego rady nie zamierzał poprzestać.
Jak wspomniałem, w tamtych czasach prezydenta wybierała rada miasta. W kadencji 1998-2002 początkowo większość stworzyła Akcja Wyborca Solidarność z Unią Wolności. Szybko jednak sympatie UW przesunęły się do SLD. Plan działaczy Unii Wolności polegał na tym, że UW odstępuje od koalicji z AWS w Sejmiku, jak również w Radzie Miasta Olsztyna i przechodzi na stronę SLD. Marszałek Województwa z ramienia AWS – Jerzy Szmit miał zostać odwołany, na jego miejsce miał wejść Andrzej Ryński z SLD. Z funkcji przewodniczącego Rady Miasta Olsztyna odwołany miał zostać Zenon Procyk, a jego stanowisko miał objąć Czesław Jerzy Małkowski. Z Zarządu Miasta miał zostać również odwołany Ryszard Sosnowicz z AWS.
Porwanie Olsztyna
Co ciekawe na stanowisku Prezydenta Olsztyna pozostał Janusz Cichoń z UW. Jednak w zarządzie miasta SLD-owcy mieli większość i to oni, a nie Prezydent Cichoń mieli ostanie słowo. Z politycznego punktu widzenia rozbicie koalicji z AWS, Unii Wolności nic nie dało. Dlatego można postawić tezę, że olsztyńska UW była głęboko zanurzona w postkomunistycznym lokalnym układzie i dobrze się w tym czuła. Gdybyśmy chcieli przymierzyć to do bliższych czasów to UW patrzyła na AWS tak jak PO na Prawo i Sprawiedliwość: gdy po wyborach w 2005 roku można było zawiązać koalicję PO-PiS, Tusk i jego kamaryla nie mogła przełknąć sytuacji, w której Prezydentem RP będzie Lech Kaczyński, a rząd będą tworzyły dwie równorzędne partie.
Kiedy Małkowski został przewodniczącym Rady Miasta szybko zorientował się, że wbrew pozorom ma bardzo dużą władzę. Rola Cichonia malała, a Małkowski rósł w siłę. Mimo, że funkcja przewodniczącego Rady Miasta była pełniona społecznie – Małkowski codzienne ratuszu spędzał wiele godzin. Przyjmował interesantów, obiecywał załatwienie ich spraw, wzywał urzędników i wydawał im polecenia. Zaliczał imprezy, gdzie zawsze przemawiał, schlebiał, rozdawał kosze kwiatów, czekoladek. Każdy mógł liczyć na dobre słowo, zainteresowanie i zapewnienie, że jego sprawą Pan Przewodniczący osobiście się zajmie.
Układ i rozstanie
Dla wtajemniczonych było jasne, że zmiana na stanowisku Prezydenta Olsztyna stawała się jedynie kwestią czasu. Formalnie doszło do niej 10 października 2001 roku. Czesław Jerzy Małkowski został Prezydentem Olsztyna. Natychmiast na stanowisko Zastępcy Prezydenta do spraw gospodarczych powołał Piotra Grzymowicza. Szybko utarła się opinia, że Małkowski zajmuje się polityką, załatwianiem „różnych spraw” i organizowaniem zbiorowej rozrywki, a Grzymowicz jak mróweczka ciężko pracuje, aby to jakoś funkcjonowało. Trzykrotnie rezygnował z mandatu radnego, aby mógł stanąć u boku Małkowskiego jako jego zastępca. Współpraca obu panów świetnie działała do 2007 roku, kiedy doszło do zaskakującego rozstania. Grzymowicz twierdził, że złożył rezygnację. Małkowski, że odwołał swojego zastępcę sugerując, że Grzymowicza po prostu wyrzucił. Obaj na temat przyczyn konfliktu milczą. Podobnie jak Cichoń nie lubi mówić o swojej rezygnacji, która otworzyła drzwi do kariery Małkowskiemu.
W 2002 roku – w pierwszych bezpośrednich wyborach prezydenckich Małkowski został wybrany w drugiej turze minimalną przewagą kilkuset głosów po walce z Jerzym Szmitem. W następnych wyborach 2006 również wygrywa, ale już w pierwszej turze (drugi był ponownie Szmit). Z fotela Prezydenta zmiata go dopiero seksafera półroczny areszt i wreszcie referendum.
Referendum
O wyniku referendum, na mocy którego został ostatecznie odwołany zadecydował jego osobisty błąd. Sprawą oczywistą jest, że najważniejszym zadaniem dla organizatorów referendów, jest zapewnienie odpowiednio wysokiej frekwencji. W tym referendum wzięło udział 43 658 olsztynian co dało frekwencje na poziomie 32,38%. Próg frekwencji zapewniający ważność stanowiło 35 391 uprawnionych. Za odwołaniem Małkowskiego oddano 23 343 głosów, a za pozostawieniem go na stanowisku głosów było 18 348, głosów nieważnych oddano 467.
W trakcie kampanii referendalnej, Małkowski bez końca powtarzał, że jest niewinny, a do swoich zwolenników zaapelował, aby głosowali przeciw odwołaniu. Wynik pokazał, że popełnił katastrofalny błąd. Gdyby wezwał do bojkotu referendum (a miał wówczas bardzo silnie zmotywowany elektorat), osiągnięcie progu ważności referendum byłoby niemożliwe a on, mimo że przebywał wówczas w areszcie pozostałby Prezydentem Olsztyna.
Być może Małkowski był pewny, że referendum wygra i wróci na białym koniu. Zawsze wykazywał się przebiegłością i sowiecką chytrością. Tym razem zgubiła go pycha.
W kilka miesięcy później w 2009 roku Piotr Grzymowicz, po raz pierwszy został wybrany Prezydentem Olsztyna. W wyborach startował jako kandydat PSL z poparciem swojego komitetu. W drugiej turze wysoko pokonał kandydata PO. Z ciekawostek – w czasie kampanii wyborczej do Olsztyna zawitał ówczesny wiceprzewodniczący PO Janusz Palikot, wsparł swojego kandydata. Na konferencje prasową przyniósł arbuza i porównał go z Grzymowiczem „z wierzchu zielony w środku czerwony”. Grzymowicz mocno się obraził, choć nie wiadomo czemu i po wygranych wyborach zawiązał koalicję z Prawem i Sprawiedliwością. Po roku ponownie musiał stanąć do wyborów, bo skończyła się poprzednia kadencja. Tym razem role odwróciły się kandydował ze swojego komitetu – a PSL już musiał zadowolić się rolą popierającego. Co jednak najważniejsze – w wyborach po raz pierwszy walczył z nim Małkowski.
Kabarecik ze stałym programem
W pierwszej turze wygrał Małkowski przed Grzymowiczem. No i zaczęło się. Małkowski był wtedy oskarżony o gwałt i przestępstwa natury gospodarczej oraz korupcyjnej. W takiej sytuacji szybko stał się łatwym obiektem ataku propagandy oficjalniej i nieoficjalnej. Z poparciem dla Grzymowicza pospieszyły różne postacie z lokalnymi celebrytami na czele. Przesłanie było proste jak „ktoś taki” jak Małkowski może zostać prezydentem.
W odwiedzi Małkowski zastosował strategię „zgranej płyty”. Może z milion razy powtórzył, że jest niewinny oraz, że padł ofiarą spisku grupy złych ludzi, a poza tym kocha wszystkich, swoją żonę, Matkę Boską, Olsztyn, Olsztyniaków i różaniec.
Panowie ten polityczny kabarecik powtarzali trzykrotnie: w 2010, 2014 i 2018 roku. W pierwszej turze grany jest spektakl Małkowski reanimacja, odżywają nadzieje jego zwolenników na powrót człowieka karnawału. Na końcu jednak wygrywał człowiek z betonu.
Zaraz po wyborach Panowie zajmują swoje pozycje. Grzymowicz robi swoje interesy jako Prezydent, a Małkowski wspiera go w Radzie Miasta i korzysta z ochrony i swoich starych wpływów.
Dla Małkowskiego poczucie bezpieczeństwa i parasol jaki nad nim jest utrzymywany to wystarczający argument, aby popierać Grzymowicza we wszystkim – ale głównie przy uchwalaniu budżetu i w głosowaniach nad absolutorium. Oczywiście Grzymowicz jako lider fanatycznej, antyrządowej opozycji, może również liczyć na pełne poparcie Małkowskiego.
Dwóch Panów korzystając ze swoich układów i zbiegu okoliczności rządzi przez ponad dwadzieścia lat Olsztynem. Zabetonowali olsztyńska scena polityczną. Wbili w świadomość i chyba już podświadomość Olsztynian, że rywalizacja o funkcję Prezydenta może się rozgrywać tylko między nimi: Grzymowiczem i Małkowskim.
Już dość?
Czasami słyszę głosy, że Grzymowicz już nie będzie kandydował w najbliższych wyborach, że jest zmęczony, że ma już dość, chce odpocząć albo będzie się ubiegał o mandat posła, lub senatora.
Zacznijmy od Senatora. Grzymowicz ma ze Staroń bardzo dobre relacje i nie zrobi takiej przykrości swojej koleżance. Co jednak znacznie ważniejsze Lidia Staroń nie wyobraża sobie, aby ktoś mógłby ją zastąpić na fotelu sanatora w naszym okręgu. Jeżeli ktoś spróbuje to po prostu wydrapie mu oczy, „bombę pod dom podłoży nawet zabytkowy”.
No a Sejm? Pytanie kto przygarnie Grzymowicza? PO ma dzisiaj trzech posłów a jest jasne, że tego stanu nie utrzyma. Wobec tego ktoś musiałby ustąpić miejsca Grzymowiczowi: Cichoń? Papke? A może ta Pani z Ełku, która otrzymała mandat po zmarłej Wasilewskiej. Bardzo ciekawych namawiam, żeby sami zapytali.
Na tym samym elektoracie chce wypłynąć Hołownia, a tam już zameldował się Maksymowicz, zaraz będzie Wypij, są też lokalni liderzy tej struktury. Idziemy dalej. Tak miłe sercu Grzymowicza PSL może liczyć na góra jeden mandat w okręgu. No to spójrzcie na Pasławską: ona na pewno chętnie ustąpiłaby miejsca Grzymowiczowi (cha! cha!). Idźmy dalej: Lewica, czyżby sekretarz generalny tej partii Marcin Kulasek chciał być aż tak uprzejmy? A może warto zapytać Konfederację, czy przygarną zwolennika Hołowni, PO, Trzaskowskiego, klęczącego przed UE, budowniczego spalarni odpadów i tramwajów.
Ponadto wybory parlamentarne odbędą się w pierwszej kolejności. Ewentualny sukces wyborczy Grzymowicza, mandat senatorski lub poselski oznaczałby, automatyczne zakończenie pełnienia funkcji Prezydenta Olsztyna. Komisarza wyznaczyłby obecny Premier. Chyba nie muszę pisać, czy olsztyński układ może sobie na tom pozwolić.
Toksyczny związek
Stawiam sprawę jasno: Grzymowicz z Małkowskim stanowią nierozerwalną parę. Zabetonowali olsztyńską politykę. Grzymowicz zgodnie z prawem może jeszcze raz kandydować i oczywiście to zrobi, jeżeli tylko będzie w stanie podpisać zgodę na kandydowanie. Podobnie Małkowski. Status wiecznego kandydata na prezydenta, pewny fotel radnego miasta, funkcjonowaniem w układzie radzącym bez ponoszenia tego kosztów, a jednocześnie wianuszek wielbicieli wpatrzonych w Jurka jak w obraz.
Olsztyn potrzebuje zmiany. Nowego spojrzenia, nowego oddechu, nowej perspektywy, nowej wizji rozwoju. Wyjścia z kolein sennego miasteczka średniej wielkości, którego szczytem ambicji jest wybudowanie linii tramwajowej albo spalarni odpadów.
Olsztyn może być metropolia, ale musi pożegnać obu Panów.
Tekst ukazał się na łamach portalu OPINIE OLSZTYN, najchętniej czytanego propolskiego portalu w regionie
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/577669-o-dwoch-takich-co-ukradli-olsztyn