Zamiast przeżywać ciągle rozczarowania, przeradzające się jakże często w straszne męki z powodu przyjęcia na siebie roli mesjasza, który wyrwie Polskę z rąk zbrodniczego Jarosława Kaczyńskiego, Donald Tusk ze swoją wyobraźnią, talentem do tworzenia świata nieistniejącego, mógłby zrobić wielką karierę w modnym ostatnio gatunku scenicznym, stand-upie. Każda wielka platforma cyfrowa z pocałowaniem w rękę nagrywała by chętnie jego występy, zatrudniając go u siebie jako stałego stand-upera.
Ostatnio w jednym z wywiadów ze sprzyjającą mu dziennikarką, zaprezentował fragment programu zatytułowanego „Media publiczne prześladują opozycję”. - W takich to właśnie koszmarnych czasach przyszło działać partiom politycznym, kiedy po raz pierwszy w dziejach Polski media publiczne są wykorzystywane do tego, by dręczyć i szykanować opozycję - zapowiedział swój program.
Istotnie, mógłby to być iskrzący się błyskotliwymi anegdotami z życia wziętymi, gdyby rozwinął scenariusz, zabawiając publiczność zgromadzoną na jego występie. Przypomnijmy kilka z nich, stosunkowo świeżych, bo tegorocznych.
Zaszczuwany jest Sławomir Nowak, o którym media publiczne rozgłaszają, że ma lepkie ręce do łatwych pieniędzy. Cała operacja pomyślana jest jako próba uderzenia rykoszetem w autora występu, jako mentora politycznego, promotora i wychowawcy jego „złotego dziecka”.
Jakże dokuczliwy staje się terror nawołujący niewinnego marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego do poddania się procedurze pozbawienia go immunitetu, pod pretekstem zarzutów o przyjmowanie łapówek od pacjentów i ich najbliższych, w zamian za uprzywilejowaną opiekę w szpitalu. Media publiczne mają w tym jeden cel. Poprzez zaszczucie człowieka, skłonienie go do podjęcia desperackiego kroku zrzeczenia się immunitetu, poddaniu się trybowi sądzenia, tylko po to, by pozbawić demokratycznej opozycji Senacie przewodnika, który winduje Izbę Wyższą na najwyższe stopnie parlamentaryzmu w Europie.
Niebywałej skali nagonkę, niczym na ranną zwierzynę, przypuściły media publiczne na samego autora stand-upu, kiedy na początku lipca zasugerował, że w zasadzie jego partia sama wymyśliła program 500 Plus, a jego następczyni na stanowisku szefa rządu Ewa Kopacz była bardzo bliska by ten program wprowadzić.
Media publiczne cynicznie wykorzystały brak koherencji między dwoma głównymi postaciami tej przypowieści. Otóż niedostatki pamięci Ewy Kopacz sprawiły, że całkiem niepotrzebnie, swego czasu jako premier zarzekała się, że na program 500 Plus pieniędzy nie ma i nie będzie. Inni znowu mówią, że to Donald Tusk nie pamiętał tamtych sprzed lat słów Ewy Kopacz.
Jakkolwiek nie brzmiałaby prawda, stand-upera spotkały ze strony mediów publicznych ogromnie nieprzyjemne represje. Ich opowiedzenie w szczegółach byłoby doskonałym finałem występu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/577105-donald-tusk-w-roli-stand-upera