Wizyta sowieckiego dyplomaty na wyspie Langeland jesienią 1981 roku była dla duńskiej policji wystarczającym sygnałem, że Arne Herløv Petersen, znany pisarz i działacz społeczny, współpracuje z KGB.
Rosjanin przejechał ze stolicy ponad 200 kilometrów do prywatnej rezydencji autora powieści i lidera ruchów pokojowych w kraju, aby spędzić z nim wieczór przy kieliszku i rozmowach o konieczności rozbrojenia nuklearnego, bez którego - jak twierdził KGBista - światu grozi zagłada.
Wkrótce potem, w listopadzie 1981 roku, aktywistę aresztowano a Władimira Mierkułowa, funkcjonariusza sowieckich służb działającego pod przykrywką stanowiska w ambasadzie, wydalono z kraju. Ku zdziwieniu Amerykanów, bacznie rejestrujących działalność rosyjskiej agentury w Europie, Petersona wkrótce wypuszczono z aresztu, a władze wycofały oskarżenie. Petersen do dziś twierdzi, że padł ofiarą spisku ze strony antykomunistycznych władz Danii.
Pięć lat później sowiecki szpieg Oleg Gordijewski, który zbiegł na Zachód, wyznał profesorowi Christopherowi Andrew, że osobiście brał udział w kierowaniu Petersenem jako agentem wpływu na tamtejszą opinię publiczną. Rosjanin twierdził, że pisarza w 1973 roku zwerbował Leonid Makarow, który go potem przekazał Stanisławowi Czebotokowi. Ten ostatni został wydalony z Danii, gdy okazało się, że zanadto zaprzyjaźnił się z duńskimi politykami. Sprawa się wydała, gdy Czebotok stał się uczestnikiem wypadku, jadąc samochodem, prowadzonym przez parlamentarzystkę radykalnej lewicy Metą Ditzel. Sowieccy oficerowie zmieniali się więc dość często, ale nadzór nad Petersenem pozostawał nienaruszony. Podczas procesu okazało się, że duńskie służby założyły w domu pisarza podsłuchy, z których raczej wynikała naiwność niż świadoma współpraca z Kremlem. Według Amerykanów współpraca Petersena z KGB zaczęła się już w 1970 roku.
Czym się zajmował agent wpływu
Na czym polegała działalność Petersena, objęta tak czułą troską przez agentów KGB?
Pisarz był organizatorem ruchu na rzecz powołania „Skandynawskiej Strefy Bezatomowej” i inicjatorem wielu akcji społecznych skierowanych przeciwko amerykańskiej obecności w Europie. Uzasadniona obawa przed konfliktem nuklearnym zamieniła się w nagonkę na Pakt Północnoatlantycki i politykę Waszyngtonu. Aktywność Petersena wzrosła po tym jak 20 marca 1981 roku Leonid Breżniew wezwał świat do zamrożenia zbrojeń nuklearnych. Z Łubianki popłynęły w świat instrukcje jak urabiać opinię publiczną, by wymusić na rządach zgodę na taką politykę. Latem 1981 roku Petersen zorganizował w Kopenhadze wielki „marsz pokoju”, a do kampanii rozbrojeniowej zaprosił znane osoby świata mediów - ówczesnych celebrytów. Po głośnym aresztowaniu Petersena wszyscy zgodnie wyznali, że o sowieckich kulisach sprawy nie mieli pojęcia, więc nie można ich winić. Skandal był opisywany nawet w amerykańskiej prasie.
Pisarz współpracował także ze Światową Radą Pokoju, na czele której stał komunista, Hindus Romesh Chandra. Organizacja była już wtedy na tyle skompromitowana, że Andropow nakazał tworzenie gremiów satelickich, aby „propokojowe” inicjatywy nie były sygnowane przez Radę.
Ale Petersen pełnił jeszcze inne funkcje na rzecz polityki Moskwy. W 1979 roku wydał książkę „Zimni wojownicy”, w której przedstawił anglosaskich polityków konserwatywnych jako bezdusznych, rasistowskich wyzyskiwaczy. Dostało się nie tylko premier Margaret Thatcher ale też jednemu z przywódców Partii Republikańskiej Barry’emu Goldwaterowi. W innych książkach, artykułach, a nawet powieściach, Petersen stopniowo zohydzał świat anglosaski, przedstawiając go jako zagrożenie dla pokoju i dla Europy. Trudno takiej aktywności nie zaklasyfikować jako typowej agentury wpływu tudzież środków aktywnych - reżyserowanej z Moskwy operacji zmieniania postaw społeczeństwa.
Wciąż mało wiemy
Mimo że od tej historii minęło już 40 lat w całej tej opowieści nadal brakuje odpowiedzi na wiele pytań. Czy pisarz poszedł na współpracę z duńskimi służbami? Czy brał pieniądze od Rosjan? Na ile świadomie realizował wytyczne KGB? Gordijewski twierdzi, że niektóre jego prace były pisane przez komunistycznych ghostwriterów, jednak Gordijewskiemu także nie można do końca wierzyć. Były KGBista ujawnił kulisy wielu akcji szpiegowskich, ale były to operacje dziwnie przedawnione lub drugorzędne, o Petersenie opowiadał przecież 5 lat po jego zdemaskowaniu. Czy dlatego przesunął o 3 lata datę werbunku Petersena, że w latach 1970-1973 doszło do czegoś ważnego?
Skuteczność agentury wpływu zasadza się na tym, że realizatorzy rosyjskiej polityki często są bardzo luźno związani ze swoimi „oficerami prowadzącymi”. Często myślą, że to oni prowadzą jakąś grę ze służbami, że po odniesieniu osobistych korzyści, uwolnią się z pętli wywiadu niczym iluzjonista podczas cyrkowej sztuczki. Na współpracę idą zazwyczaj ludzie, którzy nie czują spełnienia zawodowego, a mała pomoc - promocja, pieniądze, przychylność jakiegoś wydawnictwa, mediów czy wpływowego człowieka - mogą im dać wymarzony awans czy popularność. Niektórzy faktycznie nie zdają sobie sprawy że ten i ów życzliwy pan pomaga im nie ze szczerej sympatii ale z precyzyjnej misji zawodowej.
Wreszcie w teatrzyku służb biorą udział niczego nieświadomi ludzie, często o dobrych intencjach. W końcu dla celebrytów „marszu pokoju” ważne było zapobieganie wojny, a nie pokrywane w tej agendzie wątki antyamerykańskie czy prokomunistyczne.
Zapóźnieni i nieodporni
Skuteczność metody zarządzania obcym społeczeństwem przez charyzmatycznych liderów o pięknych postulatach nie przedawniła się. Problem polega na tym, że ten schemat jest w Moskwie wciąż udoskonalany, a przecież od tamtego przypadku minęło 40 lat, dwa pokolenia, jedna rewolucja technologiczna i podpięcie się ludzkości do internetowych urządzeń.
Dlatego w dłuższej perspektywie nie ma innej metody obrony przed zewnętrzną manipulacją jak społeczna edukacja i zwiększanie świadomości o tym problemie. Kilka lat temu Litewski Departament Bezpieczeństwa Państwa wydał niewielką broszurkę informującą o metodach werbowania przez rosyjskich szpiegów. Zwyczajnie chodziło o to, by jakiś nowy Petersen nie dał się oczarować „życzliwemu” nieznajomemu, a także by jakiś inny aktywista mógł dostrzec polityczną przemianę i aktywistyczne wzmożenie takiego „Petersena”.Brakuje tego w Polsce.
To właśnie z obserwowania takich przypadków i rosnącego zagrożenia ze strony rosyjskiej dezinformacji warto spróbować rozprzestrzeniać podstawową wiedzę na temat zewnętrznych inspiracji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/575875-historia-sowieckiego-agenta-wplywu-arne-herlva-petersena