Nie ma lepszego kubła zimnej wody dla Polaków niż incydent podczas premiery filmu o Zygiebojmie. Reżyser Brylski zarzucił władzy, że upolitycznia jego dzieło i on się od tego odcina. Pytanie jest jednak szersze - od czego odcinają się polscy filmowcy?
O WYDARZENIU CZYTAJ WIĘCEJ:
Reżyser „Śmierci Zygielbojma” uderzył w rząd i Polską Fundację Narodową
Reżyser tłumaczył w sposób absurdalny, że w jego filmie nie zostały poruszone żadne aspekty współcierpienia Polaków, a jest to absurdalne dlatego, że jeśli w filmie o Zygielbojmie, który był przekonany o współcierpieniu Polaków, nie ma mowy o tym, że Zygielbojm był przekonany o współcierpieniu Polaków to w takim razie nie jest to film o Zygielbojmie.
Sam polityk żydowski tak bowiem napisał tuż przed samobójstwem:
ludność polska udziela wszelkiej możliwej pomocy i współczucia dla Żydów. Solidarność polskiej ludności ma dwa aspekty: po pierwsze jest to wspólne cierpienie, a po drugie wspólna walka przeciwko nieludzkiemu okupantowi. Walka z prześladowcami jest ciągła, wytrwała, w konspiracji i toczy się nawet w getcie, w warunkach tak strasznych i nieludzkich, że są one trudne do opisania lub do wyobrażenia. (…) Ludność żydowska i polska pozostaje w stałym kontakcie, wymieniając prasę, informacje i rozkazy. Mury getta nie oddzieliły w rzeczywistości ludność żydowską od Polaków. Polskie i żydowskie społeczeństwo wciąż walczy razem o wspólny cel, tak jak walczyło przez wiele lat w przeszłości.
Incydent z reżyserem Brylskim jest więc kolejnym przykładem potwierdzającym tezę - uwaga - że nie dożyjemy „hollywoodzkiego” filmu na temat polskiej historii. Od lat mamy takie marzenie i wielu Polaków oczekuje, że taki obraz powstanie, by przemówić do milionów widzów na całym świecie. Widać jednak po raz kolejny, że nie mamy kim takiego filmu zrobić. Pasikowski przybija Polaka lubiącego Żydów do stodoły, Smarzowski pokazuje Polaków jako brudnych antysemickich prymitywów, Gliński (reżyser, brat wicepremiera) przedstawia w „Kamieniach na szaniec” ślubowanie Armii Krajowej jako leśną zabawę w ganianego z Niemcami, Skolimowski gra Jana III Sobieskiego w polsko-włoskim filmie, w którym łamaną angielszczyzną woła do książąt niemieckich: „aj noł hał tu łin dis batl” („wiem jak wygrać tę bitwę”), a w „Bitwie Warszawskiej” Natasza Urbańska sama z karabinem powstrzymuje bolszewicką nawałę.
Kto jeszcze wierzy, że z taką kadrą reżyserko-scenarzystową damy radę stworzyć film o dumie i polskich sukcesach, niech już dosłownie wsadzi głowę w kubeł zimnej wody i obejrzy wyżej wymienione filmy. Rzeczpospolita Polska trzeciej dekady XXI wieku nie ma kadr, które by mogły to udźwignąć - reżyserzy są albo mierni i nie dadzą rady, albo Polski nie lubią i dadzą radę tylko zohydzić historię, albo są nieźli i Polskę lubią, ale jej nie rozumieją.
Można się czepiać ministra Glińskiego, że ta informacja w napisach filmowych jakoby był pomysłodawcą obrazu, była niepotrzebna (wicepremier winien stawiać pomnik Bitwy Warszawskiej, a nie pomnik siebie samego), to jednak nie on jest winien temu, że hollywoodzki - czyli nakręcony z rozmachem i dumą - obraz nie powstanie. Dwa pokolenia artystów uczone przez wychowanków Wandy Jakubowskiej, reżyserki, której scenariusze poprawiał sam Józef Stalin, aktorzy maszerujący w pierwszych szeregach pochodów pierwszomajowych, Tajni Współpracownicy SB i członkowie nomenklatury PRLowskiej przekazali swoją wiedzę i światopogląd następnej generacji, podrasowanej jeszcze lewackimi modami z kuźni Herberta Marcusego. Odrywania przez 75 lat od polskiego kodu kulturowego nie da się zmazać nawet całą dekadą przywracania prawdy.
Kto jeszcze wierzy, że z trzech pokoleń takich reżyserów, da się znaleźć ekipę, która nakręci polski „hollywoodzki” obraz niech do tego wiadra zimnej wody dorzuci jeszcze pół kilo kostek lodu. Naprawdę bez tych złudzeń o polityce historycznej i kulturalnej będzie nam się rozmawiało łatwiej i bardziej efektywnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/572691-kubel-zimnej-wody-czyli-o-czym-nam-powiedzial-pan-brylski