Że film jest słaby, że nie klei się nawet fabularnie, że powtarza nawet drugorzędne wątki pierwszego „Wesela” Smarzowskiego, że jest łopatologiczny, dosłowny, posklejany scenami z banalnych wyobrażeń autorów szkolnych akademii - to jedno. Niech sobie recenzenci zgrzytają zębami.
Warto jednak przyjrzeć się treści, „zaspojlerować” mówiąc filmowym slangiem. Będzie z tego kilka korzyści, bo nieoglądający dostanie przebieg akcji, a oglądającemu to nic nie zaszkodzi - fabuła nie ma w tym filmie żadnego znaczenia.
Ta opowieść jest po prostu wyrzygiem, a przy wymiotowaniu nie trzeba chyba martwić się brakiem znajomości przebiegu. Jeśli komuś się wydaje, że słowo „antypolski” czy „goebbelsowski” zatraciło na znaczeniu, to po prostu polecam zobaczyć to na własne oczy - albo sprawdzić w poniższym opisie.
Fabuła
Mamy więc prawie stuletniego dziadka, mamy więc zbliżające się Wesele, a ojciec rodziny (Więckiewicz), właściciel zakładu ubijającego świnie próbuje ubić interes z Niemcami. Niemcy, jako naród świetnie zorganizowany i uczciwy, przejrzeli zamierzony przekręt i odmawiają finalizacji umowy, więc Polak - nieznający języków prawicowiec, wymyśla intrygę skompromitowania elokwentnych gości z Zachodu. Skorumpowana policja konfiskuje Niemcom samochód, a oni zmuszeni są być na polskim weselu.
Stuletni dziadek jest weteranem Podziemia, jadąc na wesele załatwił się w spodnie, bo wszystko co polskie musi być brudne. Dziadek ma retrospekcje i widzi konkretną ciągłość między weselem 2021 roku a jego młodością z czasów wojny. Film jest więc poprzeplatany scenami z współczesnej mu miejscowości i miejscowości sprzed 80 lat.
Przedwojenni Polacy Smarzowskiego to ONRowcy zabraniający kupować u Żydów, ale bohater zakochuje się w Żydówce. Żydzi są czyści i mądrzy, Polacy prymitywni i głupi, przy zabijaniu świni tańczą jak małpy i piją wódkę. Ksiądz na Mszy ślubnej mówi podrasowanym kazaniem arcybiskupa Jędraszewskiego i dziadkowi przypomina się przedwojenne kazanie przeciwko Żydom.
Ojciec panny młodej ściągnął tych Niemców na wesele, a dziadkowi się oni mylą z przedwojennymi - czyli kulturalną rasą panów, jedynie epizodycznie zaznaczających swą obecność.
W dziadkowych wspomnieniach wchodzą Sowieci, kilku Żydów (czy nawet tylko jeden-dwóch) współpracują z bolszewikami, reszta jest sceptyczna, ale jak wchodzą Niemcy to w Polakach wybucha największy gniew przeciwko Żydom.
Gdy Niemcy siedzą przy stole na uboczu i rozprawiają o muzyce Wagnera, Polacy jako największa dzicz bije pałkami spędzonych na rynek Żydów. Bohater (dziadek w młodości) postanawia uratować ukochaną i jej rodzinę, więc gdy Polacy - całe miasteczko - prowadzą Żydów na spalenie w stodole, okrutnie ich bijąc i szarpiąc, bohater bije ich mniej, by kilkoro ściągnąć na bok i uratować.
To ważne - Polak ratuje Żydów przed Polakami Smarzowskiego, ale też ich bije.
U Smarzowskiego wszyscy Polacy nienawidzą Żydów, a w podpalaniu stodoły biorą udział uśmiechnięte szczerbate kobiety i brudne polskie dzieci. Jedna z palonych Żydówek przeżywa coś w rodzaju szalonego katharsis, patrząc w niebo i śmiejąc się z tragedii. Tymczasem bohater Smarzowskiego ratuje rodzinę ukochanej i przetrzymuje ją w stodole, Żydzi obiecują mu a to pieniądze gminy, które wcześniej ukryli, a ojciec ukochanej wysyła ją na seks z chłopakiem, by mu tym zapłacić za ratunek.
Polacy Smarzowskiego, po spaleniu stodoły, chcą więcej krwi. Brat bohatera zapowiada, że jedzie do Jedwabnego na powtórkę. Ostatecznie jednak ginie z rąk Niemców, głupi Polaczek.
We współczesności dziadka dzieje się nie lepiej. Zdradza on ojcu panny młodej, że jest adoptowany, ten się dowiaduje od księdza homofoba-geja, że to prawda. Ksiądz homofob-gej, to ten od kazania arcybiskupa Jędraszewskiego, który korzysta z drogiego samochodu młodej pary, by z młodym zagranicznym mężczyzną pojechać na plebanię.
Goście Wesela Smarzowskiego to prymitywne Polaczki. Nie wiedzą jak się zachowywać przy Murzynie, są wieśniakami, kibolami, nawet dzieci opowiadają rasistowskie wierszyki i śpiewają antysemickie piosenki, koledzy pana młodego to kibole z wytatuowanymi swastykami na plecach, oczywiście wszyscy tańczą, piją i się rozbierają. Prymitywne zabawy są ustylizowane na szarże ułańskie czy husarskie, czyli polski patos przenika się - wiadomo - z największym prostactwem.
Ojciec panny młodej płaci polskiej dziewczynie, by uwiodła Niemca i nagrała kompromitujące sceny. Naiwny, kulturalny Niemiec, uwierzył w jej zakochanie, dał się nabrać a potem zaszantażować.
Ojciec panny młodej sprawdza, kto jest jego biologiczną matką i okazuje się, że to komunistyczna sędzia.
Polacy jako świnie
Jako że prowadzi on brutalny ubój świń, jest szantażowany przez anonima, którzy żąda pieniędzy.
Jeśli ktoś myśli, że brakuje jeszcze seksu ze świnią, to informuję, że nie brakuje. Pracownicy ojca panny młodej tańczą ze świniami, a złapany szantażysta (polski neonazista) jest zamykany z wielkim knurem, który go gwałci. Panna młoda i jej matka postanawiają jednak uciec - nie tylko od pana młodego i rodziny, ale w ogóle z Polski - do Irlandii. To jedyne w 100% pozytywne postacie, no, może jeszcze dziadek, ale przecież za chwilę umrze. Wszyscy więc na miejscu to Polacy-świnie, a ci dobrzy Polacy uciekają od Polski. Więckiewicz oszukuje pracowników-Ukraińców, polscy pracownicy ich nienawidzą, bo imigranci lepiej pracują.
W scenach z wesela pojawiają się, wklejone jak w amatorskim filmiku szkolnym, sceny wypowiedzi Piłsudskiego czy Dmowskiego, a stary Żyd (w tej roli śp. Krzysztof Kowalewski) mówi, że były dwie stodoły - w jednej płonęli Żydzi, a w drugiej się ukrywali.
Jeśli ktoś myśli, że jest to już dno wciskania Polaków w gnój, to pora na finał filmu. Dziadek zdradza adoptowanemu synowi, że jego ubojnia świń leży na miejscu polskiej zbrodni na Żydach i azjatyccy nielegalni imigranci odkopują szczątki, a Polak znajduje także jakąś cenną błyskotkę.
To ciekawe że reżyserzy Goebbelsa czy sowiecki twórca Michaił Romm w swoich filmach sprzed 80 lat pokazywali część mieszkańców Polski pozytywnie. Smarzowski nie certoli się - Polacy to świnie, naziści, prymitywy, antysemici, prostytutki, rasiści, homofoby i męscy szowiniści. Ten lekko pozytywny element - panna młoda z matką i dziadek - odchodzą z polskiego świata, a i tak żyli tutaj wbrew Polakom.
Już nawet po tym scenariuszu - kilka epizodów i wątków pominąłem, ale powtarzam przekonanie: fabuła nie ma żadnego znaczenia - widać jakość tego dzieła.
Składam wyrazy podziwu recenzentom, którzy ten film próbują bronić, oby Wam lustra nie pękały, gdy będziecie się w nich przeglądali.
Jest jednak dobra strona tego, że polscy twórcy potrafią skierować ściek ze swoich głów do współczesnej kultury. Mamy do czynienia z najbardziej zakłamanym i najgorszym z możliwych wyobrażeniem o Polakach. Nic gorszego już nas nie spotka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/569868-wesele-smarzowskiego-czyli-kto-ukradl-tasmy-goebbelsowi