Dyskusja wokół imigrantów zza białoruskiej granicy sprawnie została przekierowana na motyw zoofilski i niedolę muzułmańskich dzieci. Lapidarnie wspomniane „szkolenia wojskowe w Rosji”, które przeszli niektórzy z przybyszy, zostały zbagatalizowane. A przecież nie chodzi o szkolenie ze strzelania i musztry.
Właściwie bez echa przeszła opublikowana przez wydawnictwo Kasper w 2019 roku książka Jakuba Zielińskiego „Terroryzm w służbie Kremla”. Tymczasem Autor kompleksowo opisał system tworzenia przez Rosję i Związek Sowiecki międzynarodowej sieci terrorystycznej. Dzisiejsze wydarzenia do złudzenia wspominają schemat opisany przez socjologa.
Autor opisuje historię terroryzmu od czasów carskich, w których rewolucjoniści organizowali pierwsze zamachy na władze i urzędy. Jednak państwo komunistyczne z awanturniczych metod zrobiło wielopoziomową machinę. Sowieci na masową skalę zaczęli szkolić partyzantkę i wywrotowców z krajów łacińskich i afrykańskich.
Tworzenie łańcucha państw terrorystycznych
W 1964 roku rządy w Zanzibarze zostały przejęte przez Johna Okello i członków Zanzibarskiej Partii Narodowej. Przed swoim przewrotem Okello spędził na Kubie trzy lata, w czasie których przechodził szkolenie wojskowe. Podobnie Hawana szkoliła wielu innych członków ZPN. Zanzibar stał się bazą, na której Guevara szkolił kolejne armie wyzwoleńcze operujące na kontynencie afrykańskim, jednak Sterling (…) nie podaje lat, w których miało to miejsce. Już wcześniej na Kubie szkolili się „partyzanci” z Ghany, Nigerii, Konga, RPA, Kenii i kilku innych państw (…)). „Wyzwolenie” zawdzięcza Kubańczykom między innymi Gwinea Równikowa, gdzie chroniony przez kubańskich doradców Francisco Macias Nguema, rządzący od 1968 do 1979 roku, wymordował 50 tysięcy spośród 350 000 wszystkich obywateli.
Państwa komunistyczne czy socjalistyczne powstawały i upadały, ich potencjał rewolucyjny rósł i opadał, ale dużo lepszym podglebiem terroryzmu okazały się państwa islamskie. Oprócz antyamerykańskości łatwo tam było o wrogość do Izraela, zapewne swoją rolę odegrała pamięć o potędze świata muzułmańskiego i frustracja z powodu marginalizacji w polityce światowej. Kreml umiejętnie organizował więc nie tylko wsparcie wojskowe, ale zwłaszcza ideologiczne, kadrowe i propagandowe - wychowywał sobie wiecznych wrogów Zachodu. Doświadczenie południowoamerykańskie nie poszło na marne - GRU mogło przygotowywać terrorystów korzystając nie tylko z gotowych kursów, ale nawet z miejsc oddalonych od sowieckiej macierzy.
Szkolenia dla muzułmanów
Zieliński przytacza konkretne dane:
Przez obozy szkoleń dla terrorystów przewinęło się też wielu Palestyńczyków. Wizyty na Kubie składali zarówno przywódca Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jasir Arafat jak i George Habasz (…)). Na początku lat 70. w wielu krajach arabskich powstały obozy szkolące terrorystów gdzie instruktorami byli Kubańczycy (…). Takie szkolenia odbywały się między innymi w Jemenie, dokąd w 1973 roku, poza 40 kubańskimi instruktorami, przyjechał też, przebywający wcześniej na Kubie, wschodnioniemiecki ekspert w zakresie terroryzmu Hans Fiedler (…). Wkrótce do obozu trafili Niemcy z grupy Baader-Meinhoff (RAF), Japończycy, Turcy, Irańczycy, Ormianie, Kurdowie, Włosi, Francuzi, Irlandczycy, Holendrzy, Belgowie etc. (…).
Słowem - w krajach trzeciego świata powstały liczne bazy szkoleniowe, które dostarczały nie tylko bojowników, ale i przyszłych agentów, kontakty, wiedzę i doskonalenie metod pracy terrorystycznej.
Autor wspomina, że sowieckie kursy dla terrorystów trwały do końca istnienia komunistycznego imperium:
Ostatnie szkolenia dla uczestników ruchów narodowo-wyzwoleńczych odbywały się w ZSRR w 1990 roku. Na podstawie dokumentów przytoczonych przez Bukowskiego w tym czasie w Związku Sowieckim szkolili się członkowie Komunistycznej Partii Argentyny i Chile. Wcześniej, w 1989 roku Sekretariat KC zaplanował przyjęcie i przeszkolenie 20 libańskich terrorystów (…). Samo KGB wyszkoliło w latach 1979–1989 pięciuset „aktywistów” z 40 krajów, reprezentujących partie komunistyczne i robotnicze (…).
Na rozpadzie Sowietów nie kończy się jednak historia szkolenia terrorystów. Macki Kremla sięgają nawet Osamy ibn Ladena:
Al-Zawahiri wywodzi się z egipskiej grupy terrorystycznej „Bractwo Muzułmańskie”, która współdziałała z KGB podczas zamachu na prezydenta Egiptu Anwara Sadata w 1981 roku (…). Jak twierdzi Litwinienko, sam al-Zawahiri jest dawnym agentem KGB (…). W związku z działalnością terrorystyczną został skazany na karę śmierci w Egipcie, jednocześnie jest poszukiwany przez Interpol. Mimo to al-Zawahiri przeszedł półroczne szkolenie przygotowane przez FSB w Dagestanie. (…) Po szkoleniu al-Zawahiri znalazł się w Afganistanie, gdzie został zastępcą ibn Ladena. Wszyscy dagestańscy instruktorzy al-Zawahiriego otrzymali awanse i przeniesienia do Moskwy.
Kto szturmuje nasze granice?
Z racji tego, że kulisy rosyjskich służb odkrywają się - a i też w ograniczony sposób - z kilkudekadowym opóźnieniem, nie wiemy jak techniki szkolenia terrorystów rozwinęły się w dobie cyfryzacji, szybkiego transportu, ruchów migracyjnych. Rosja jako państwo wieloetniczne i wielowyznaniowe ma łatwość w ukrywaniu niebezpiecznych jednostek w tłumie kulturowo-religijnego tygla.
Stopień złożoności szkolenia terrorystycznego organizowanego przez GRU był rozległy już w latach 80-tych, już wtedy był wielopoziomowy i skoordynowany z propagandą, dezinformacją, z działaniem poprzez pośredników (Rumunię, Kubę, Zanzibar).
Dzisiejsze zaawansowanie technik szkolenia terrorystów nie jest znane. Minister Kamiński wspominał o kilku przyłapanych na powiązaniach z terrorystami czy rosyjskimi wojskowymi migrantach. Pod tym komunikatem kryje się zagrożenie, którego skalę trudno dziś ocenić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/568634-imigranci-agenci-rosyjscy-czy-przeszkoleni-terrorysci