Major Piotr Dederko, zastępca komendanta Straży Granicznej przedstawił podczas sesji Rady Miasta w Michałowie swoją ocenę pracy funkcjonariuszy na granicy. Funkcjonariusz stanął w obronie krytykowanych kolegów podkreślając, że codziennie mierzą się z trudnymi sytuacjami, które dotąd w ich pracy były niespotykane. „Zatrzymaliśmy osiemnaście osób, dwanaścioro z nich to dzieci. Ja nie mam sumienia tych ludzi wywieźć później na granicę i ich wyrzucić. To są naprawdę ciężkie sytuacje. To w ogóle przerosło moje wyobrażenia” - podkreślił major Dederko.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
W ostatnim czasie media zwróciły swoją uwagę na Michałów z powodu dużych grup dzieci zatrzymanych podczas próby nielegalnego przekroczenia polsko-białoruskiej granicy. Zdaniem jednej z redakcji, od pewnego czasu dzieci przemieszczają się między Polską i Białorusią. Rada Miejska w Michałowie poprosiła funkcjonariusza Straży Granicznej o przedstawienie informacji na temat sytuacji i podejmowanych działań na granicy.
Major Piotr Dederko od 21 września pełni obowiązki zastępcy komendanta w Michałowie. W odpowiedzi na pytania zadawane przez radnych zwrócił uwagę na działania mediów.
Każdy powinien rozstrzygać w swoim sumieniu pewne kwestie. Jesteśmy ludźmi myślącymi, czerpiemy w dużej mierze informacje z mediów, natomiast proponowałbym, aby każdy czerpiąc takie informacje naprawdę nad nimi się zastanowił. To taka uwaga natury ogólnej. Powiem państwu szczerze: w ostatnim okresie ja prawie już nie oglądam żadnej telewizji. Nie dlatego, że nie chcę oglądać, tylko po prostu już nie mam na to czasu
— przyznał pogranicznik.
Imigranci nie chcą osiadać w Polsce
Funkcjonariusz wyjaśnił również, że drut kolczasty rozciągnięty na granicy nie jest trudną przeszkodą do pokonania dla imigrantów.
Może nie powinienem mówić, ale chcę, żebyście państwo w swojej świadomości mieli, że ta przeszkoda, która jest budowana przez wojsko, naprawdę nie utrudnia jakoś bardzo tym cudzoziemcom przekraczania tej granicy. Oczywiście, w jakiś sposób utrudnia. To dla nas jest jakieś ułatwienie, dlatego że to jednak trzeba pokonać. Żeby pokonać, to trzeba jakiś czas na to poświęcić. On nie jest może duży, ale mamy przypadki takie, że faktycznie żołnierze mają ten czas reakcji na granicy, żeby udaremniać tego typu przypadki przekroczeń
— wyjaśnił.
Strażnik podkreślił, że SG jest uprawniona na mocy rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji do odprowadzania nielegalnych imigrantów do granicy.
Dochodzimy do takiego paradoksu. Odsądza się tych funkcjonariuszy od czci i wiary, jesteśmy bombardowani różnymi epitetami. Bo dużo się mówi o uchodźcach, ich prawach, wnioskach o nadanie statusu uchodźcy… Proszę sobie wyobrazić, że nie znam żadnego przypadku, żeby osoby przez nas zatrzymywane starały się o status uchodźcy w Polsce. Oni nie chcą u nas osiadać
— zaznaczył, a kiedy z sali padło pytanie, czy ich celem są Niemcy, major potwierdził.
Nie wiem czy te osoby mają tego świadomość, ale jeżeli ktoś nie składa wniosku o status uchodźcy, to mamy prawo takie osoby do granicy zawracać i je zawracamy
— dodał.
„Działamy na podstawie przepisów”
Dederko zwrócił również uwagę na fakt, że funkcjonariusze działają na podstawie przepisów.
Proszę też mieć w świadomości, że funkcjonariusze Straży Granicznej… przepraszam, mnie się może czasem głos łamać, bo ja jeżdżę dużo w teren i widzę dużo rzeczy, rozmawiam z funkcjonariuszami. Proszę uwierzyć, że funkcjonariusze nie są bezduszni. Każdy z funkcjonariuszy musi też w swoim sercu przemyśleć pewne sprawy. Proszę natomiast mieć świadomość, że funkcjonariusz musi działać w granicach prawa, on ma jakieś rozkazy, on ma jakieś przepisy i on się tych przepisów musi trzymać. Nie mówię, że one są słuszne czy nie, mówię, że one są. I my na podstawie takich przepisów działamy
— podkreślił zastępca komendanta SG w Michałowie.
Przytoczył też historię kobiet znalezionych na ulicy. Jedna z nich była nieprzytomna. Podróżowały z nią jej dzieci, ale nie wiedziała ona, gdzie się podziały. Jak wyjaśnił, to były dwie rodziny - łącznie 11 dzieci.
Udało się te rodziny odnaleźć, dzięki społeczeństwu dostaliśmy informacje. Znaleźliśmy te dwie rodziny z mężami tych pań. Proszę sobie wyobrazić szczęście tych ludzi. Ja nie mam sumienia tych ludzi później wywieźć na granicę i wyrzucić. To są naprawdę ciężkie sytuacje. Zatrzymaliśmy te osoby, w niedługim okresie pójdą do ośrodka
— mówił strażnik.
Próby wzbudzenia litości
W dniu dzisiejszym zatrzymaliśmy 18 osób, 12 z nich to dzieci, dwójka niemowlaków. Proszę państwa to nie są proste rzeczy. My nie jesteśmy bezduszni i ja w takich przypadkach nie powiem funkcjonariuszowi, że proszę ich dowieźć do granicy
— wyjaśnił major.
Wiele dzieci jest bez butów i bez czapek. Nie dlatego, że zgubiły. Ich rodzice zdejmują je i wyrzucają, żeby w ten sposób wzbudzić litość u funkcjonariuszy. To są rzeczy – proszę mi wierzyć – codzienne. Z takimi sytuacjami mamy do czynienia codziennie
— podkreślił major Dederko.
Przemyt ludzi
Pogranicznik zwrócił też uwagę na skalę zorganizowanego przemytu ludzi. Powiedział, że zatrzymywanych jest „mnóstwo osób, najczęściej obywateli Ukrainy albo osób z kartami pobytu niemieckimi, wywodzącymi się z Iraku, Afganistanu, Turcji”.
To są osoby, które za pieniądze przyjeżdżają i próbują tych nielegalnych imigrantów odebrać. Mamy bardzo dużo przypadków tego typu
— mówił strażnik zwracając uwagę na niepotrzebne angażowanie służb medycznych.
Do cudzoziemców permanentnie wzywane są karetki pogotowia. Na kilkanaście przypadków może dwa były takie, że faktycznie te osoby zostały przetransportowane do szpitala. Okazuje się, że w dużej mierze - nie chcę używać takiego słowa młodzieżowego - ale że cudzoziemcy „ściemniają”. To wywieranie presji na funkcjonariuszy, że ktoś jest chorujący, umierający itd. Są sytuacje, gdy ktoś umiera, ja tego nie neguję, ale mówię to pod kątem, że są pewne sytuacje, które należy przemyśleć, przeanalizować, nie ferować od razu wyroków
— powiedział major dodając, że w Straży Granicznej pracuje od 29 lat, ale nigdy nie mierzył się z takimi sytuacjami.
Jestem prawie równolatkiem tej Straży Granicznej, przeszedłem z nią całe moje życie. To, z czym tutaj mamy do czynienia od 4 miesięcy przerosło moje wyobrażenia, a mam bardzo dużą wyobraźnię. Placówka w Michałowie średnio w ciągu doby zawraca minimum 40 osób. Najwięcej mieliśmy po 120. To jest bardzo duże obciążenie funkcjonariuszy, to są liczby horrendalne
— przyznał major Piotr Dederko.
Żadna z rodzin migrantów nie chciała złożyć wniosku o ochronę międzynarodową
Rzeczniczka Straży Granicznej, ppor. Anna Michalska pytana o to, co stało się z rodzinami migrantów z Michałowa odpowiedziała, że wszyscy dostali jedzenie i napoje oraz zostali zawróceni do linii granicy zgodnie z rozporządzeniem ministra SWiA.
Żadna z tych rodzin, żadna z tych dorosłych osób nie chciała złożyć wniosku o ochronę międzynarodową w Polsce. Wszyscy mówili, że chcą złożyć te wnioski w Niemczech, to jest kraj ich docelowej migracji
— powiedziała Michalska.
Dopytywana o to, jak wygląda taka procedura odpowiedziała, że osoby takie zostają zawrócone do linii granicy, do miejsc, gdzie ją przekroczyły.
Michalska potwierdziła również, że nocą z czwartku na piątek w okolicach Siemianówki znaleziono trzech migrantów, dwóch dorosłych i jedno dziecko w wieku 10 lat.
Są to obywatele Konga
— powiedziała.
Te osoby już wzięły prysznic na placówce, wyspały się, zostały nakarmione. Powiedziały, że chcą złożyć wnioski o objęcie ochroną międzynarodową i takie wnioski zostaną od nich przyjęte
— powiedziała. Dodała, że obecnie osoby te znajdują się w placówce SG w Narewce, gdzie są prowadzone z nimi czynności.
Dopytywana o słowa majora Dederko podkreśliła, że nie chciałaby oceniać zachowań imigrantów, ale działania mające wzbudzać litość mają miejsce.
To na pewno inna kultura, w której zapewne inaczej traktuje się pewne sprawy. Nie chcielibyśmy oceniać takich zachowań, ale one rzeczywiście mają miejsce. Niestety zauważyliśmy to [próby wzbudzenia litości – red.]. Były też zdarzenia, kiedy nasi funkcjonariusze i funkcjonariuszki chcieli dać tym dzieciom słodycze, czasami te dzieci muszą być zabierane w inne miejsce, bo dorosły zawsze ma pierwszeństwo, aby zjeść te słodycze. To być może zwyczaje kulturowe. Nie chciałabym tutaj ich oceniać. Dzieci są lekko odsuwane przez strażników, aby dać im słodycze. Były również zdarzenia, że te słodycze były zabierane przez osoby dorosłe i zjadane
– powiedziała rzeczniczka Straży Granicznej.
wkt/PAP/Rada Miejska Michałowice
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/568430-cala-prawda-o-rodzinach-imigrantow-w-michalowie