W Tygodniku „Sieci” ten problem mogliśmy jedynie zasygnalizować, gdy tymczasem obszerna dyskusja profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego opisuje nowe zagrożenie tożsamościowe wnikliwie i alarmująco. Wokół tzw. „zwrotu ludowego” w polskim pisarstwie, nagradzanym przez „Gazetę Wyborczą” i fetowanym na salonach III RP, historycy i historycy literatury odnaleźli konkretną ciągłość z ideologią PRL, a nawet z aspiracjami Komunistycznej Partii Polski. Pod strzechy trafiają więc książki i książeczki, które mają - jak to określił profesor Maciej Urbanowski, „dokonać gwałtownej, bezpowrotnej destrukcji polskości i jej fundamentów”.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Krwawy zabójca Jakub Szela - nowy idol III Rzeczpospolitej
Pisarstwo „historyczne” z błędami
Historycy Andrzej Nowak, Henryk Głębocki i Bogdan Gancarz oraz historycy literatury i krytycy literaccy Andrzej Waśko i Maciej Urbanowski przedyskutowali na łamach Dwumiesięcznika ARCANA próbę reinterpretacji polskiej historii przez autorów skupionych wokół „Gazety Wyborczej”. Mowa m.in. o „Ludowej Historii Polski” Adama Leszczyńskiego oraz kilku literackich i publicystycznych próbach wykreowania galicyjskiego bandyty, Jakuba Szeli, na symbol „prawdziwej” polskości. Uczeni byli zgodni że te książki, z pozoru interdyscyplinarne, posiadają zasadnicze błędy metodologiczne.
To pokolenie nie zna już warsztatu naukowego, nie liczy się z dorobkiem poprzedników, toteż żyje naukowo z wyważania otwartych drzwi lub sprzedawania starych myśli w nowym opakowaniu
-twierdzi prof. Andrzej Waśko. Profesor Henryk Głębocki dodaje, że ten nowoczesny nurt twórczości, który rzekomo opisuje krzywdy polskiego chłopstwa
Lokuje się gdzieś na skrzyżowaniu antropologii i dziedzin pokrewnych, co pozwala dowolnie mieszać i łączyć konwencje i metodologie, bez ponoszenia odpowiedzialności za ich nadużywanie.
Nie jest jednak tak, że pisanie o dolnych warstwach społecznych jest czymś niewłaściwym. Jak zauważa Bogdan Gancarz:
Na pewno coś takiego jak „krzywda chłopska” rzeczywiście istniało i to nie tylko w dawnych wiekach. Często się mówi, jaka ta II Rzeczpospolita była dobra, „mój dziadek był starostą na Kresach i to wszystko dobrze wyglądało”, tego typu rzeczy, ale jednak sanacja prześladowała Narodową Demokrację, prześladowała chłopów itd. To co zebrał Leszczyński – ktoś kto nie jest uprzedzony, nie będzie czytał tego ostatniego rozdziału, a nawet jak przeczyta, to nie będzie przywiązywał do niego wagi – to z wypiekami na twarzy pomyśli choćby o tym, co jest i dzisiaj jeszcze obecne jako pozostałość dawnych stosunków na wsi – chociażby folwarczny stosunek, jaki panuje w dużych firmach.
Jednak rozmówcy zgodnie podkreślają, że lewicowi autorzy kompletnie pominęli kolejne pokolenia chłopów, którzy opowiedzieli się za Polską (np. dzięki temu szlacheckiemu Sienkiewiczowi) i potrafili za nią ginąć, tak jak w 1920 roku w walce z niby-ludową władzą.
Intelektualna wydmuszka
Dyskutanci zauważają, że projekt opisywania historii Polski jako dziejów ucisku i wyzysku jest pewną formą plagiatu, jest intelektualnie wtórny.
Zastanawiam się natomiast czy należy mówić tylko o „recydywie”, czy też o jakimś „plagiatowym” charakterze tego dzisiejszego przełomu kulturowego w Polsce, w tym znaczeniu plagiatowym, w jakim mówił o nim Karol Irzykowski. Czy chodziłoby o „plagiat” tego, o czym pisze Zinn – o szukanie „naszych Murzynów” i takie powtarzanie, dosyć paradoksalne jednak, za Mrożkiem „wybili, Panie, wybili”…
- komentuje prof. Maciej Urbanowski. Profesor Waśko dorzuca swoją ocenę części tego młodego pokolenia humanistów. Historyk literatury wspomina, że dla większości humanistów młodego pokolenia I Rzeczpospolita kojarzy się z kilkoma frazesami, np. że
panował „ucisk chłopa pańszczyźnianego”, zaś państwo upadło na skutek „wad szlachty”. Te dwa slogany były wręcz synonimem wiedzy historycznej. Wbito to do głowy kilku pokoleniom nauczycieli szkolnych w Polsce. Rozplenienie się tego typu stereotypów zawdzięczamy polityce kulturalnej PRL-u. I to jest również dzisiaj wszystko, co większość liberalnej inteligencji wie o polskiej historii: wyzysk chłopa pańszczyźnianego i wady szlacheckie, plus antysemityzm.
Historycy wielokrotnie podkreślają nieudolną próbę kopiowania zachodnich wzorców, z których wyrastają takie prymitywne ruchy jak Black Lives Matter. Profesor Henryk Głębocki streszcza ten mechanizm w kilku słowach:
Przenoszenie schematów teorii rasowych, kolonialnych, genderowych etc. z zupełnie obcego gruntu, opisujących inne uwarunkowania, zastosowane do opisu sytuacji Polski, prowadzi do wymieszania pojęć i kontekstów. Nie wyjaśnia, za to podporządkowuje referowane przypadki przyjętemu schematowi, a czytelnik zostaje wręcz przytłoczony pseudonaukowymi terminami, które mają cechy ezoterycznego wtajemniczenia.
Kolejne pokolenie UB…
Uczeni w pewnym momencie debaty dochodzą do określenia korzeni i celów tego nurtu „Ludowej historii Polski”.
Profesor Urbanowski znajduje pierwsze próby przedstawienia narodowych dziejów jako opowieści o ucisku u kilku międzywojennych autorów:
Myślę tutaj chociażby o Kordianie i chamie, powieści Leona Kruczkowskiego z roku 1932, czy poemacie Brunona Jasieńskiego Słowo o Jakubie Szeli z roku 1926. Książka Kruczkowskiego była moją lekturą licealną. I tam chodziło o wyraźnie rewizjonistyczne i marksistowskie z ducha ukazanie historii Polski. Cham okazywał się postacią główną, a jednocześnie kompromitującą romantycznych Kordianów, a szerzej polską historię z okresem romantyzmu na czele. Takie ujęcie wracało też po II wojnie światowej w „chłopskim” nurcie literatury.
Henryk Głębocki jako znawca historii Rosji i Związku Sowieckiego wskazuje na jeszcze bardziej zideologizowane źródło tej narracji:
Kogo w takim razie należy uznać za duchowego ojca takiej wizji? Howarda Zinna czy może raczej Michaiła Pokrowskiego, który stworzył w ZSRS w latach 20. XX w. cały nurt dowartościowujący grupy wykluczone i ruchy społeczne, w tym bunty narodowe i klasowe? W utworzonym przez bolszewików Instytucie Czerwonej Profesury, podlegającym pionowi agit-prop w KC WKP(b), wychował on kadry marksistowskich badaczy, mających kształtować nową sowiecką inteligencję. Ten pierwszy prezes Towarzystwa Historyków Marksistowskich potem sam został potępiony przez Stalina, a jego teorie zastąpiono unarodowioną, zruszczoną wizją historii.
W dyskusji przewija się więc pewna ciągłość tej opowieści o „chamach” jako bohaterach i narodowych bohaterach (z powstań, dworków, z dzieł Mickiewicza, Sienkiewicza etc.) jako wyzyskiwaczy. Pierwsi tę interpretację snuli członkowie Komunistycznej Partii Polski, później akademicy PRL, a teraz podnoszą tę samą kwestię - podlaną sosem nowczesności - tak chwaleni przez „Gazetę Wyborczą” autorzy. Głebocki stwierdza, że realizują oni marzenia historyków z lat 50-tych, dla których „stalinowska odmiana marksistowskiego determinizmu” usprawiedliwiała nawet ludobójcze eksperymenty Związku Sowieckiego. Rozmówcy obnażają też zakłamywanie historii, skoro pomijają oni np. ofiary transformacji lat 90-tych albo liczne polskie ofiary komunizmu - Operacji Polskiej NKWD, Katynia i wielu innych. Dobitnie komentuje to profesor Andrzej Nowak:
druga książka Adama Leszczyńskiego [„Ludowa historia Polski”) wyjaśnia tę kwestię: chodzi o napisanie recepty: dlaczego Polski trzeba nienawidzić. W poprzedniej pracy był obecny cały zestaw polskiej literatury, z Prusem na czele, żeby przez jej pryzmat pokazać, jak Polacy siebie nienawidzili czy też krytykowali swoje wady. A teraz mamy uzasadnienie: widzicie, CAŁA polskość polega na ucisku, i MY LUD, który powinien wrócić do tego oryginalnego, pogańskiego, przedchrześcijańskiego stanu – my chcemy ten lud do tego właśnie wyemancypować.
Prof. Nowak twierdzi, że intelektualiści z tego lewicowego grona zwyczajnie Polski nienawidzą i tę nienawiść chcą zaszczepić u innych. Stara formuła Komunistycznej Partii Polski wchodzi w nową fazę. W debacie pojawiają się także wnioski dotyczące fascynacji pogaństwem u piewców galicyjskiej rabacji, a także problemów ze zrozumieniem podstawowych faktów z historii Polski. Można odnieść wrażenie, że debata Arcanów całościowo opisuje nadchodzące zagrożenie nowej czerwonej fali humanistyki.
Niech wymownym podsumowaniem będzie fakt, że ta ważna dyskusja odbyła się nie w murach uniwersyteckich ale w redakcji historyczno-kulturalnego dwumiesięcznika ARCANA. Widocznie na uczelniach jest już na takie dyskusje za ciasno…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/566194-profesorowie-uj-alarmuja-nowy-plan-wykorzenienia-polskosci