I znów ten sam marny spektakl. Grupa „gowinowców” po opuszczeniu Zjednoczonej Prawicy natychmiast przystąpiła do udowadniania wszystkim dookoła, że ona w zasadzie to z koalicją, z której przed chwilą wyszła, to nie ma i nie miała nic wspólnego. To, że spędziła tam sześć długich lat, a jej lider był wicepremierem, to wszystko nieprawda. To taki żart był.
Ach ci neofici…
Dlaczego piszę, że to znów ten sam marny spektakl? Bo obserwujemy go za każdym razem, gdy któryś z polityków zdecyduje się zmienić partyjne barwy. Im zmiana bardziej szokująca, tym bardziej polityk odcina się od swojej politycznej przeszłości.
I tak Jan Strzeżek, młodziutki wicerzecznik Porozumienia, na Twitterze zadał posłom, którzy głosowali za ustawą medialną pytanie, czy chcą „żeby media w naszym kraju miały tylko twarz Jacka Kurskiego?”. Nie słyszałem, żeby Strzeżek wcześniej wypowiadał jakieś uwagi pod adresem mediów publicznych. Nie starczyło odwagi? A może mu nie przeszkadzały do tej pory?
Z kolei Jarosław Gowin wyraził na antenie RMF FM nadzieję, że przy najbliższych wyborach władzę w Polsce stracą ci, którzy „wyznają socjalistyczno-populistyczne poglądy”. Były wicepremier nawiązuje tutaj do rozwiązań podatkowych, które znalazły się w Nowym Polskim Ładzie. Ale dlaczego złożył pod nim swój podpis, skoro dziś go krytykuje?
„Ale to już było…”
Co ciekawe, Gowin w podobny sposób wypowiadał się, gdy opuszczał we wrześniu 2013 roku Platformę Obywatelską.
Ja się nie wyrzekam programu Platformy, ale uważam, że obecna polityka partii jest z nim sprzeczna
—przekonywał kilka lat temu, krytykując ówczesną politykę ekonomiczną PO.
Jeszcze ciekawsze są wypowiedzi polityków Platformy, który media pytały o odejście Gowina. Jak go żegnano?
Dla mnie nic się nie stało. Wreszcie skończyła się zabawa: „wyjdzie, nie wyjdzie”. Mamy święty spokój
—mówił wtedy Andrzej Biernat z PO, który przyznał, że jego zdaniem Gowin był poza Platformą od momentu, kiedy do niej wstąpił. Czy jako polityk PO wniósł coś do rządów PO-PSL?
Raczej był przyczynkiem do tego, że nastąpiło wewnątrz Platformy pewne zamieszanie
—stwierdził wtedy Bierant.
A tak odejście Gowina komentował Ireneusz Raś.
Ja uważam, że Jarek powinien swoją decyzję zakomunikować dużo wcześniej, wtedy, gdy wewnętrznie podjął taką decyzję, że odchodzi z projektu. Obraził się, że przestał być ministrem sprawiedliwości i od tego czasu prowadził nie kampanię pozytywną wewnątrz Platformy, tylko grę z nią. I to jest smutne
—mówił przed laty polityk, zaznaczając, że Gowin jeszcze w czwartek czy piątek mówił, że absolutnie się podporządkowuje.
Ale to, jak to w polityce Jarka: w jednym dniu budzisz się i mówi jedno, a w drugim dniu coś zupełnie innego
—mówił Raś.
A tak Gowina żegnał Robert Tyszkiewicz:
Wolę Platformę o trzech posłów mniejszą, za to bardziej spójną, bardziej solidarną wewnętrznie i przez to bardziej skuteczną
—powiedział, dodając, że jego zdaniem nie da się uprawiać poważnej polityki, jeżeli partia cały czas zajmuje się sobą i jest nękana wewnętrznymi sporami.
Trzeba przyznać, że przytoczone wypowiedzi równie dobrze można byłoby dziś przypisać do polityków Prawa i Sprawiedliwości. Co ciekawe, Gowin odszedł z Platformy na dwa lata przed wyborami parlamentarnymi. Przypomnę, że następne wybory parlamentarne są… za dwa lata.
Co dalej?
Czy opozycja przyjmie „gowinowców” z otwartymi ramionami? Myślę, że w tej kwestii Porozumienie nie może liczyć na zbyt wiele. Jeszcze rok temu Jarosław Gowin mógł liczyć na coś więcej, Mówiło się, że mógłby zostać nawet marszałkiem Sejmu. To jednak nie wyszło. Dziś Gowin nie jest nikomu do niczego potrzebny. To on teraz będzie klientem, to on będzie pukał do drzwi, najpewniej tych z zieloną koniczynką. Ale zanim to nastąpi, wraz ze swoją grupką musi odegrać do końca rolę politycznego neofity.
Ale żeby nie było, że czepiam się tylko „gowinowców”. Większość posłów, która zmienia partyjne barwy, swoją polityczną aktywność w nowej drużynie zaczyna od rzucenia kilku nieprzyjemnych słów pod adresem swojego poprzedniego obozu. Niby widzieliśmy to już tyle razy, ale jakoś za każdym razem budzi ten sam niesmak.
Po co politycy to robią? Żeby się uwiarygodnić, wkupić w łaski nowych kolegów i koleżanek, żeby zaistnieć w mediach, a czasem, żeby po prostu odgryźć się na kimś. Czasem, jak w przypadku np. Romana Giertycha, jest to konieczne, aby zostać przyjętym przez „salon”. Być może i w przypadku Gowina neoficka pokuta będzie trwała dłużej. W końcu przez sześć długich lat przykładał rękę do „gwałcenia konstytucji” i „łamania demokracji”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/562252-gowin-i-klatwa-neofity-krotka-historia-o-braku-zasad