„Chciałbym być po prostu Ślązakiem w Polsce, tak jak po prostu Fryzami w Holandii są Fryzowie, którym nikt nie tłumaczy już, że fryzyjski jest dialektem holenderskiego, tudzież dolnoniemieckiego, oni sami zaś mieliby być Holendrami lub Niemcami, tylko coś im się najwidoczniej pomyliło” – pisze Szczepan Twardoch na łamach „Dużego Formatu”.
Pisarz wspomina w swoim felietonie premierę sztuki teatralnej na podstawie jego powieści. Twardoch pisze o radości Ślązaków, którzy mogli usłyszeć ze sceny swój język. Jego zdaniem, to dowód na to „jak niewiele trzeba” Ślązakom.
Jak łatwo Polska mogłaby sobie kupić śląskie serca, akceptując śląską, etniczną samoidentyfikację i język tak, jak Holandia akceptuje fryzyjskość, zamiast wyższościowych tyrad, eleganckich pouczeń, tudzież spiskowych teorii o Angeli Merkel czyhającej na śląskie kopalnie, bo swoje już zamknęła
– czytamy.
Polska tego jednak nie czyni, albowiem syty głodnego nie rozumie. Syty nie zrozumie naszego głodu uznania nas jako takich, naszego pragnienia najmniejszych chociażby oznak szacunku, których łakniemy jak zbite kundelki, co chciałby tylko, żeby łańcuch był chociaż o parę ogniw dłuższy
– pisze Twardoch.
Pisarz odnosi się też do książek dra Andrzej Krzystyniaka.
Sięgnąłem do nich i przeglądając się w ich lustrze, miast kundelka z podkulonym ogonem ujrzałem Ślązaka wilkołaka, groźne, podstępne i potężne monstrum czyhające na biedną polskość
– czytamy.
Gdybyż to wszystko była prawda, gdyby Ślązacy rzeczywiście byli zdolni do wydania z siebie sprawnej reprezentacji politycznej, gdybyśmy potrafili uszanowanie naszych elementarnych praw wymóc na kraju, którego zrządzeniem losu przyszło nam być obywatelami, gdybyśmy potrafili wymusić opiekę nad naszym językiem taką, jaką ginącym, małym, słabym językom i etnosom dają cywilizowane państwa Europy. (…) Miło przejrzeć się w obsesjach tych, którzy nas nienawidzą
– przekonuje Twardoch.
Mly/wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/556771-twardoch-chcialbym-byc-po-prostu-slazakiem-w-polsce