Lewica sformułowała postulat likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej, który pod kątem prawnym, teoretycznym, praktycznym personalnym i państwowym, jest niemożliwy do zrealizowania. Politycy sami nie wierzą w możliwość realizacji tego pomysłu. Ale jest powód dla którego tę ideę odświeżają co jakiś czas.
Średnio co około dwa lata pojawia się pomysł likwidacji Instytutu Pamięci Narodowej. Grzegorz Schetyna czy Donald Tusk jedynie pomrukiwali w tej sprawie, Lewica powtarza to oficjalnie, a dziś złożyła taki projekt ustawy.
Argumenty są zawsze te same - przeciwnikom instytucji nie podobają się fakty historyczne, wymienia się koszta utrzymania (dziś 400 mln złotych rocznie), a potem mówi się o upolitycznieniu. Dziś Krzysztof Śmiszek z Lewicy wspomniał jeszcze, że ważniejszy jest urząd Rzecznika Praw Obywatelskich, a IPN „dzieli Polaków”.
Powody dla których Instytutu Pamięci Narodowej nie da się zlikwidować jednocześnie odpowiadają na te wyssane z palca zarzuty.
Po pierwsze: nikt tego nie chce
Instytut Pamięci Narodowej istnieje ponad 20 lat i z jego zasobów oraz ustawowych obowiązków korzysta miażdżąca większość establishmentu - także tego lewicowo-liberalnego. Także dziennikarze Gazety Wyborczej, TVN, także historycy broniący PRL, pracują na dokumentach z Archiwum IPN, obszernie cytują opracowania badaczy z tej instytucji, a posłowie różnych opcji uczestniczą w projektach edukacyjnych - bo przecież trudno politycznie przyczepić się do gry planszowej o „Misiu Wojtku”, czyli słynnemu niedźwiedziowi z Armii Andersa czy atakować wystawę rzeźb Samuela Willenberga, upamiętniającego jego pobyt w obozie koncentracyjnym Treblinka.
Po drugie: za późno
Instytut Pamięci Narodowej realizuje szereg obowiązków ustawowych formułowanych przez ostatnie dwie dekady. Od 2016 roku opiekuje się miejscami pamięci (np. pomnikami żołnierzy poległych na frontach II wojny światowej), a od samego początku istnienia zajmuje edukacją młodzieży polskiej (także poza granicami), przechowywaniem dokumentów (znowu: także pozyskanych np. z krajów postsowieckich), współpracą z uniwersytetami, lustracją (na podstawie osobnych ustaw) czy ściganiem zbrodniarzy - a także poszukiwaniem ukrywanych przez komunistów ciał ofiar totalitaryzmów. Jeśli ktoś by chciał zlikwidować IPN, musiałby odkręcać dwie dekady ustaw, uchwał, konstytucyjnych zadań państwa polskiego, znaleźć setki, naprawdę setki nowych rozwiązań dla przechowywania dokumentów, pracy naukowej, edukacyjnej i wielu, wielu innych zadań.
Po trzecie: współpraca międzynarodowa
Instytut Pamięci Narodowej współpracuje z najważniejszymi placówkami badawczymi, archiwalnymi i edukacyjnymi na całym świecie. Chociażby z Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, z ukraińskim IPN, ze Stałą Konferencją Muzeów, Archiwów i Bibliotek Polskich na Zachodzie, z Polskim Instytutem Naukowym w Nowym Jorku, z ambasadami różnych państw świata. Na retorykę Krzysztofa Śmiszka można więc zareagować jedynie - nomen omen - śmiszkiem, bo poseł musiałby zacząć od objeżdżania świata w przekonywaniu, że nie potrzebuje Instytutu - środowiskom żydowskim musiałby tłumaczyć, że nie potrzebują oni polskich dokumentów dotyczących Zagłady, uniwersytetom na świecie, że nie potrzebuje tysięcy opracowań naukowych, państwo wschodniej Europy że nie potrzebują Instytutowej wiedzy na temat poszukiwań grobów ofiar komunizmu, itd. Powodzenia, Lewico, w podróży po świecie!
Po czwarte: sieciowanie społeczeństwa polskiego
Instytut Pamięci Narodowej jest osieciowany we wszystkich grupach polskiego społeczeństwa. Z materiałów IPN korzystają tysiące (!) nauczycieli w całej Polsce, dziesiątki tysięcy dzieci uczestniczyły w projektach edukacyjnych, biblioteki, domy kultury, szkoły, uczelnie, setki stowarzyszeń zacieśnia współpracę z oddziałami Instytutu, by prowadzić niezliczone debaty, turnieje, zawody, warsztaty, od poważnych przedsięwzięć konkursowych po zabawy dla dzieci przy grach planszowych czy multimediach. Ekipa Śmiszka musiałaby więc objechać też tysiące polskich wsi, mówiąc, że teraz będą musiały porzucić pamięć o lokalnych partyzantach czy Solidarności i przyjąć transaktywistów przytulających dzieci. Powodzenia, Lewico!
Po piąte: nie tak prawicowy
Wbrew pozorom Instytut Pamięci Narodowej nie jest tak prawicowy, jak wierzą jego zwolennicy czy przeciwnicy. Jest tam wielu historyków, prokuratorów, edukatorów, o różnych poglądach, którzy przez dwie dekady działania stali się ważnymi elementami branżowych środowisk. Na likwidacji IPN staciłaby także prokuratura, sądy (w których także korzysta się z ustaleń IPN), szkolnictwo, dziennikarze przesiadujący w czytelniach Archiwum czy wiele wpływowych osób prywatnych, mających dostęp do zasobów centrali i oddziałów tej instytucji.
Po szóste: bezpieczeństwo
Instytut Pamięci Narodowej stał się „elementem infrastruktury krytycznej państwa” - to mocna i przekonująca teza doktora Piotra Gontarczyka, który wyłożył jej szczegóły na łamach tygodnika Sieci. Słowem: w XXI wieku, epoce wojen informacyjnych, likwidacja IPN byłaby decyzją analogiczną do likwidacji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, straży granicznej czy lotnictwa.
CZYTAJ WIĘCEJ: Gontarczyk: IPN czyli element infrastruktury krytycznej państwa
Po siódme: już silniejsi próbowali
Instytut Pamięci Narodowej przetrwał nawet rządy Leszka Millera czy Donalda Tuska, czyli przeciwników funkcjonowania tej instytucji. SLD ubolewało nad badaniami wokół PZPR i Służby Bezpieczeństwa, a Platforma ubolewała nad demaskowaniem Tajnych Współpracowników SB - obie partie miały w swoim czasie monopol decyzyjny (SLD: 2001-2005; PO: 2010-2015), ale pomysły zniszczenia tej jednej z nielicznych niepostkomunistycznych inicjatyw w III RP nigdy nawet nie zbliżył się do realizacji.
Po ósme: gigantyczne zasługi
Wbrew szumnym deklaracjom i publicystycznemu zacięciu różnych postaci życia publicznego, nawet oni rozumieją i doceniają zasługi Instytutu Pamięci Narodowej są ogromne - zresztą do władz IPN można mieć pretensje, że wciąż nie potrafią tego adekwatnie podsumować, publikując kilkukilogramowe sprawozdania, zamiast wyłożyć udane projekty hierarchicznie. Mamy więc do czynienia zarówno ze spektakularnymi sukcesami jak animacja „Niezwyciężeni” albo słynna praca Cenckiewicza i Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa”, stworzeniem profesjonalnych struktur takich jak archiwa czy oddziały terenowe, wychowanie całego pokolenia historyków wyspecjalizowanych w badaniach nad historią najnowszą po niezliczone, drobniejsze aktywności.
Po dziewiąte: nie likwidacja a przejęcie
Nadzieję na przejęcie Instytutu Pamięci Narodowej mają środowiska antyPiSowskie. Przecież pierwszym prezesem był Leon Kieres, późniejszy polityk Platformy Obywatelskiej, a w przeszłości na wysokich stanowiskach IPN przesiadywali ludzie broniący przedawnionych już badań na temat Jedwabnego - dziś wiele z tych środowisk czeka na „odzyskanie” IPN, a nie na likwidację.
Po dziesiąte: prawda
Instytut Pamięci Narodowej przełamał zakłamaną narrację dotyczącą polskiej historii i autentycznie stoi na straży prawdy i warsztatu naukowego, pomógł ukształtować na nowo tożsamość narodową, stanowi fundament kodu kulturowego, jest takim Muzeum Powstania Warszawskiego dla każdego powiatu w Polsce. IPN wrósł w tkankę narodową do tego stopnia, że chyba łatwiej byłoby wprowadzić język angielski jako urzędowy albo zmienić godło państwowe, niż zlikwidować tę instytucję.
O istnienie Instytutu Pamięci Narodowej można być więc spokojnym, ale nie można być spokojnym o narrację Lewicy. Dlaczego? To ugrupowanie polityczne formułuje tezy, które przenikając choćby do marginalnej części społeczeństwa polskiego, obniżają autorytet całego państwa. To tak jakby rozpowszechniać plotki, że wojska nic nie robi i trzeba je zlikwidować - w czasie wojny przyniosłoby to wymierne skutki.
Lewica tym postulatem chce dotrzeć do społecznej patologii - jakichś wykluczonych starych eSBeków, którzy nie korzystając z internetu, pomruczą dzisiaj z zadowoleniem przy serwisie informacyjnym w TVN, albo do wykorzenionej młodzieży, która myśli, że określenie swojej płci z pakietu 55 opcji to jedyny sens życia. Lewica sięga po patologię, umacnia ją, wyciąga z marginesu - od czasów Lenina to w sumie konsekwentna strategia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/551658-10-powodow-z-powodu-ktorych-ipnu-nie-da-sie-zlikwidowac