Bart Staszewski to jeden z najbardziej medialnych działaczy i aktywistów LGBT w Polsce. Kreowany na męczennika i bohatera nie zawsze jest jednak w nastroju bojowym. Więcej, może posługiwać się też mistyfikacją. Co ciekawe sam przyznał się do tego przed nowosądeckim sądem, który uniewinnił go od zarzutu dotyczącego zawieszenia tablicy z napisem „Strefa wolna od LGBT”, na znaku z nazwą miejscowości Łososina Dolna. Jak ustalił portal wPolityce.pl, akcja była zwykłym fotomontażem, a Staszewski nie zawiesił żadnej tablicy. W rozmowie z naszym portalem Staszewski przyznał, że podobnie sytuacja wyglądała także w kilku innych miejscowościach.
CZYTAJ TAKŻE:TYLKO U NAS. Prowokacja aktywisty LGBT. Mularczyk: Zgłosiłem sprawę na policję. Gminy powinny pozwać Staszewskiego
CZYTAJ RÓWNIEŻ:Tak wygląda walka z homofobią? Tęczowy aktywista rozwiesza tablice „Strefa wolna od LGBT”. Sprawa zgłoszona na policję
We wrześniu ubiegłego roku Staszewski pochwalił się swoją akcją w Łososinie Dolnej na facebooku. Na zdjęciu widać tabliczkę z napisem „Strefa wolna od LGBT” przymocowaną do tablicy z nazwą podsądeckiej miejscowości. Lewicowe media piały z zachwytu nad „odwagą” i determinacją Staszewskiego. Ten brylował w mediach społecznościowych, udzielał wywiadów i cieszył się sławą. Akcja z tablicą trafiła do Sądu Rejonowego w Nowym Sączu. 19 marca sąd uniewinnił Staszewskiego i stwierdził, że do wykroczenia nie doszło. Wcześniej zajście badała policja. Zawiadomienia słali politycy Zjednoczonej Prawicy. Dlaczego sąd uniewinnił Staszewskiego? Z naszych ustaleń wynika, że powodem był m.in. fakt, że Staszewski nigdy nie przymocował tablicy z prowokującym napisem na znaku z nazwą miejscowości Łososina Dolna.
Mistyfikacja Staszewskiego
Z zeznań aktywisty LGBT, do których dotarł portal wPolityce.pl, jasno wynika, że akcja była medialną ustawką, mistyfikacją i fotomontażem. Staszewski miał poprosić kolegę, by ten stał przy znaku z nazwą miejscowości, trzymając jednocześnie tablicę z napisem „Strefa wolna od LGBT”. Następnie wykonał zdjęcie samej tablicy z nazwą miejscowości. Zdjęcia pozwoliły mu na przeprowadzenie dalszej części mistyfikacji. Staszewski zeznał, że następnie użył programu graficznego, w którym wyciął sylwetkę znajomego, a przerobione zdjęcie umieścił na facebooku.
Ciekawie tez miała przebiegać sama akcja Staszewskiego i jego kolegi. Z zeznań aktywisty LGBT wynika, że miał się on bardzo spieszyć z wykonaniem fotografii, a cała „operacja” trwała około minuty.
Słupek był za gruby
Bartosz Staszewski, w rozmowie z naszym portalem, potwierdził zdobyte przez nas in formacje. Przyznał też, że używał fotomontażu także w trakcie innych akcji. Jego zdaniem ważniejszy jest przekaz,a nie forma przeprowadzania jego akcji.
Ja zawsze udawałem się do tych miejscowości. W sumie zrobiłem ok. 40 zdjęć. W trzech kub czterech miejscach okazywało się, że słupek, na którym umieszczone były znaki z nazwą miejscowości był za gruby, bym mógł przyczepić do niego moją tablicę. Musiałem więc znaleźć inny sposób. Gdy ktoś mi towarzyszył, to wtedy ta osoba trzymała moją tablicę przed znakiem. Następnie korzystałem z programu komputerowego. Doszło do kilku takich sytuacji. Technikalia nie mają tu większego wrażenia. Dla mnie najważniejszy jest przekaz
– powiedział Bart Staszewski w rozmowie z portalem wPolityce.pl
Krzywdząca dla gmin, które dbają o dobro swoich rodzin, akcje Staszewskiego jest powszechnie znana. Jednak coraz więcej wątpliwości budzi sposób jego działania. Na wątpliwości dotyczące tego aspektu jego działalności zwracali też uwagę sami internauci, którzy zarzucali mu używanie nieetycznych metod i próbę fałszowania rzeczywistości.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/550772-ujawniamy-prowokacja-staszewskiego-byla-fotomontazem