Andrzej Stasiuk, człowiek, który w swoich książkach potrafił zachwycić się nawet rumuńską biedą sprzed dwóch dekad, w Polsce nie widzi nic wartościowego. W „Gazecie Wyborczej” stwierdza, zgodnie z linią redakcji, że ta Polska jest po prostu nieinteresująca, beznadziejna, prowincjonalna.
A świat nie jest zwyczajnie zainteresowany. Bo ile można słuchać o Skłodowskiej i Janie Pawle – tym bardziej że temu drugiemu jakby się termin ważności kończył? Nie, no oczywiście mamy jeszcze Auschwitz w skali światowej, ale jednak Niemcy nam to zbudowali. No więc niczego specjalnego nie mamy (…).
Józef Krzyk w tej samej gazecie z okazji setnej rocznicy III Powstania Śląskiego przedstawia bohaterów jako naiwnych pijaków warchołów, którzy sami nie wiedzieli czego chcieli. Posłanka Monika Rosa z .Nowoczesnej i europoseł Łukasz Kohut z „Wiosny” Biedronia nazywają powstania śląskie wojną domową - tak samo zresztą jak komuniści próbowali wmówić Polakom, że po II wojnie światowej nie moskiewscy sołdaci i politrucy a Polacy walczyli z Polakami.
Przewidywalna ta narracja, bo zawsze, na każde święto, na absolutnie każdą chwalebną rocznicę wychylają się ze swoich salonów i gabinetów takie mądre głowy, a to że powstania bez sensu, odzyskanie niepodległości to nie nasza zasługa, bitwy wygrane, ale niewykorzystane, kultura miałka, i nawet to „Auschwitz” to Niemcy wybudowali (Na Zachodzie ci sami ludzie powtarzają, że w sumie to przy pomocy Polaków).
CZYTAJ TAKŻE:
Wiemy, że to jest stała już pedagogika wstydu, wiemy też że w wielu przypadkach brak wiedzy, warsztatu, tendencyjność w doborze faktów (Engelking, Grabowski), wiemy też - dzięki śp. Rogerowi Scrutonowi, że to typowa lewicowo-liberalna ojkofobia.
Wchodząc do domu w zabłoconych butach
Ale na polskim podwórku jest jeszcze jeden powód tejże ich autoagresji, poniżania Polski, spychania jej na dno.
Bo sami ci autorzy czują się niepewnie, marnie, sami - cóż, nie mówcie nikomu, bo przecież nie chcemy im sprawiać przykrości - znani są przecież dzięki tej marności III RP, dzięki ojkofobii decydentów - ministrów, jurorów prestiżowych nagród, krytyków literackich. Wytworzyli oni sobie błyszczącą bańkę informacyjną i wylewają z niej na Polskę swoje projekcje, bo przecież Polski wielkiej nie mogą znosić.
W Polsce świadomej swego dorobku kim by byli ludzie, którzy ten dorobek potrafią tylko gnojem oblewać (vide powieść „Gnój” Kuczoka, zresztą nagrodzoną przez Wyborczą)? Uczciwa dyskusja wymaga wskazania i słabości, ale w tej opowieści liberalnych elit polskość jest czystą słabością i niczym więcej.
Gdyby bowiem przyznać należyte miejsce polskim intelektualistom, 1000-letniemu dorobkowi kulturalnemu, jak marnie wyglądałyby Stasiuki, Czuchnowskie, Żulczyki i Twardochy?
Gdyby Polacy odczuli tę uzasadnioną satysfakcję, że nie mając kolonialnego imperium nie mają krzty powodów, by przepraszać za niewolnictwo, gdyby znali bezprecedensowość narodowego zaangażowania w ratowanie Żydów, gdyby znali oddziaływanie polskiej kultury na ziemie między Łabą, Wołgą a Dunajem, czym by się ci państwo podziali, o czym by mieli pisać?
I dlaczego, u licha, tak niewiele z tych polonofobicznych postaci cokolwiek znaczy za granicą? Wyjątkiem jest tu Michnik, wyjątkiem (ale bez przesady) mocno wypromowana Tokarczuk, a reszta? Sami się nagradzają obficie, ale cóż znaczą w innych krajach, czasem gdzieśtam wydani przy wydatnej pomocy finansowej z własnego kraju.
Cóż więc pozostaje autorom, których wymagający czytelnik nie za bardzo chce czytać? Ano obniżyć poziom czytelnika. Przecież Wyborcza, piórem Stanisława Skarżyńskiego, przekonywała ostatnio:
Nie dajcie sobie wmówić, że jeśli nie czytacie książek, to jesteście gorsi.
Strach przed tożsamością
Czego tak się boją owe zastępy autorów, że ciągle chcą poniżać swojego czytelnika, wmawiają mu, że ma spróchniałe korzenie, bezsensowną przeszłość, marną teraźniejszość, małość, zawiść, że to nie Polska a „tenkraj”?
SKĄD SIĘ WZIĘŁO OKREŚLENIE “TENKRAJ”? SPRAWDŹ:
JEDNOZNACZNY WPIS Z DZIENNIKA MARII DĄBROWSKIEJ. KTO WYMYŚLIŁ OKREŚLENIE “TEN KRAJ”
Czy boją się, że Polacy rozkochani w swojej historii, dumni z powstań, Mickiewiczów, Mackiewiczów, dorobku duchowego polskiej emigracji i waleczności polskiego Podziemia, odrzucą ich jako miałkich, zakompleksionych, niepotrzebnych?
Że pogonią ich z wystaw księgarń, zarzucą te mantry polonosceptyczne, przestaną ich kupować. To ich przekonanie o marności Polski stanowi całościowy światopogląd - politycy boją się przyznać, że Niemcy wywołali II wojnę światową (do spółki z Sowietami), że się coś Polakom należy, artyści uciekną przed jakimkolwiek tematem heroizmu, szlachetności, wybitności poszczególnych członków wspólnoty, a wielu ich zwykłych odbiorców przejmuje to w formie odruchowej niechęci do Polski.
To samo błoto w nowych czasach
Tyle dobrego się zmienia przez lata, że coraz głośniej wolno nam ich deprecjonowanie Polski potępiać. W PRLu wolno było o tym pisać tylko do szuflady, w latach 90-tych wydawać już w niszowych pisemkach, dziś wolno publicznie i bez kompleksów, pukać się na te bujdy w czoło, zatem forma i rozmach naszej niezgody się zmienia - choć treść tej krytyki pozostaje taka sama.
Zatem nawet po 70 latach pasują tu słowa Marii Dąbrowskiej, która oglądała to poniewieranie rodzimą historią przez komunistów z Moskwy, tu na przykładzie filmu „Ulica graniczna”:
Cała strona polska jest rażąco wypaczona, gdyż robiona jest z niechęcią, zaledwie powściąganą. Wprawdzie porobili koncesje na rzecz Polski, ale nie ustrzegli się fatalnych błędów, które sprawiają, że ten film, zwłaszcza jako przedsięwzięcie państwowe, jest skandalem, stanowi zamaskowaną propagandę antypolską.
Wypaczanie historii? Robienie tej propagandy „z niechęcią, zaledwie powściąganą”?
Czasy się zmieniają, a błocenie polskości pozostaje niezmienione.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/549382-jak-oni-tej-polski-nienawidzanowe-lgarstwa-stare-kompleksy