Redakcja portalu była uprzejma poprosić mnie o opinię na temat trwającego kryzysu w obozie rządowym na tle ratyfikacji unijnego planu odbudowy Next Generation. Przyznam szczerze, że od początku kryzys ów wydaje mi się bardzo dziwny, zupełnie zbędny i trudno mi pojąć, czemu rządząca prawica sama sobie go zafundowała.
Dlaczego projekt ratyfikacji spadł z obrad rządu?
Po pierwsze – nie wiem jak jest naprawdę, ale jeśli wierzyć mediom, to w ubiegły wtorek projekt ustawy ratyfikacyjnej spadł z obrad rządu, ponieważ (jak informowały media) - „mógłby nie przejść przez rząd”. To oczywiście jakiś nonsens ustrojowy. Co najmniej od czasu, gdy obowiązuje ustawa o Radzie Ministrów z 1996 roku czynnikiem faktycznie decydującym o stanowisku Rady Ministrów jest premier. Tylko do niego bowiem należy skonkludowanie i podyktowanie do protokołu stanowiska rządu, po przeprowadzeniu dyskusji. Odrębne stanowiska poszczególnych członków Rady Ministrów, nawet gdyby ich grupa był liczna, mogą najwyżej być zaprotokołowane i podane do wiadomości publicznej. W kategoriach realnej polityki coś może „nie przejść przez rząd” tak naprawdę tylko wówczas, jeśli tak chciałby szef rządu.
Dywagacje nt. braku większości sejmowej
Po drugie – od początku dywagacje na temat braku większości sejmowej potrzebnej do ratyfikacji są zdumiewające. W przypadku bowiem, w którym idzie o uznanie przez Polskę prawa UE do zaciągania długu w imieniu państw członkowskich, które dotąd przysługiwało tylko państwom, chyba każdy jako tako uczciwy prawnik musi przyznać, iż zastosowana musi zostać jedna z dwóch procedur przewidzianych w art. 90 konstytucji kwietniowej: albo ustawa organiczna uchwalana większością 2/3 przez każdą z izb parlamentarnych, albo referendum. W polskich politycznych realiach roku 2021 to oznacza, że – skoro nie ma czasu na organizowanie referendum (którego wynik byłby zresztą jednoznaczny) – to ratyfikacja wymaga poparcia dwóch partii – PiS i PO. Jest to warunek konieczny i zarazem wystarczalny, co oznacza, że stanowiska innych małych partii, tak z obozu rządowego, jak i opozycji, nie mają jakiegokolwiek znaczenia dla ratyfikacji.
Sytuacja konstytucyjna wygodna dla przywództwa PiS
Po trzecie – taka oczywista sytuacja konstytucyjna jest zarazem niezwykle politycznie wygodna dla przywództwa PiS, które nie musi zabiegać o kompromisy ze swymi małymi koalicjantami, ani też „szukać” głosów w Sejmie i Senacie. Skoro PiS jest bowiem zdecydowany ratyfikować plan Next Generation, współwynegocjowany przez premiera Morawieckiego, to polityczna decyzja w kwestii polskiego stanowiska należy do Platformy Obywatelskiej. Bez jej poparcia ratyfikacja nie jest możliwa. Jeśli międzynarodówka EPP (do której PO należy), oraz rządy innych krajów i kierownictwo UE jest faktycznie zdeterminowane, aby ratyfikacja nastąpiła szybko we wszystkich krajach Unii, to te instytucje muszą negocjować tę kwestię z władzami Platformy Obywatelskiej. To co należy w tej sprawie do PiS – to ogłosić własne stanowisko partyjne oraz termin głosowania sejmowego. Reszta w ogóle nie powinna zajmować ani rządu, ani kierownictwa PiS. Nikt przy zdrowych zmysłach, znający aktualne stosunki polityczne w Polsce, ani w kraju, ani zagranicą, nie oczekuje przecież, że to PiS skłoni PO do takiego bądź innego zachowania w tej sprawie. Skąd zatem bierze się cały dziwny kryzys w obozie rządowym, o którym każdego dnia rozpisują się media?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/547380-kryzys-w-obozie-zp-na-tle-ratyfikacji-planu-odbudowy