Frekwencyjna klapa wczorajszych protestów tzw. Strajku Kobiet to dobra wiadomość. Może oznaczać, że niezwykle wulgarna i agresywna fala światopoglądowej rewolucji powoli opada, albo przynajmniej przechodzi w inną fazę. Bo przecież problemów z frekwencją nie da się łatwo wytłumaczyć. Jeszcze niedawno pandemia nie była żadną przeszkodą, podobnie jak niskie temperatury. Zresztą, 8 marca na ulicach Warszawy zwyczajowo gromadziło się więcej aktywistów lewicy niż wczoraj. Coś więc obiektywnie pękło.
Jednocześnie w jednym trzeba pani Lempart przyznać rację: poparcie dla niektórych postulatów jej ruchu było w społeczeństwie wysokie, pewnie nawet większościowe, choć nie sądzę, by sięgało aż 70 proc., o których mówi ona samo. Czy teraz spadło? Za wcześnie o tym przesądzać. Można mieć tylko nadzieję, że kondycja naszego społeczeństwa nie jest tak fatalna, jak sądzi opozycja, i jednak są wciąż istotne grupy społeczne, które nie chcą się komunikować ze światem za pomocą wulgaryzmów, za pomocą języka chamstwa, mówiąc wprost.
Być może ta fala przyszła, z punktu widzenia opozycji, zbyt wcześnie. Przez niemal trzy lata, które pozostały do wyborów, nie da się utrzymać tak wysokiego natężenia emocji, nawet przy pełnym wsparciu mediów. Za chwilę pani Lempart może się znaleźć w sytuacji Mateusza Kijowskiego i jego KOD. W każdym razie, patrząc na jej radykalizację, jest na dobrej drodze do marginalizacji.
To otwiera przed obozem rządzącym pewną szansę. Celem musi być ponowne nawiązanie kontaktu, zwłaszcza w sferze wartości, z tymi grupami społecznymi, które przesunęły się na lewo - trwale albo tymczasowo. Jeśli Zjednoczona Prawica myśli o reelekcji, musi choć spróbować. Nie chodzi broń Boże o uleganie presji, o kapitulację; to nakręciłoby jedynie żądania, bo tzw. Strajk Kobiet działa zgodnie z logiką leninowskiej drogi do władzy. Nie, trzeba mówić swoje, ale być może nieco inaczej. Ale przede wszystkim - gdy opadnie fala - trzema mówić. Sfera wartości nie może być obszarem, w którym hasa jedynie lewica. Konserwatywne wartości - i konserwatywne obozy polityczne - nie przeżyją schowane za najbardziej nawet imponującymi słupkami sukcesów gospodarczych. Nie w dzisiejszej Polsce.
Prawicowe i centroprawicowe zasoby są wciąż w Polsce silniejsze, niż się wielu wydaje. Mogą nadal wygrywać. Ale jeśli nie wybrzmią, nie zostaną wypowiedziane, to nie wygrają. W ciszy mała grupka zawodowych radykałów weźmie wszystko.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/542387-opadanie-fali-spod-znaku-pioruna-to-duza-szansa-dla-prawicy