Przede wszystkim różnią się tym, że Klaudia Jachira raczej nie zostanie modelką, a Anja Rubik może w przyszłości zostać posłanką, jeśli Opatrzność nas przed tym nie ustrzeże. Jednak jeśli walka o parytety przybierze swoje apogeum, to może się okazać, że modeling nie jest dla Jachiry sferą niedostępną.
Jeżeli w Niemczech liberalne partie chcą, aby obowiązkowo w zarządach prywatnych firm wprowadzić parytet, by zasiadały tam kobiety, czyli aby wymóg kompetencji, dorobku zawodowego i przydatności dla firmy był zastąpiony płcią, to czyż trudno sobie wyobrazić, że może się pojawić postulat, aby na wybiegach pokazów mody i okładkach kobiecych czasopism pojawiały się kobiety niekoniecznie odpowiadające dzisiejszym gustom kreatorów mody, a więc bez względu na wiek, gabaryty i tak zwane ogólne wrażenie estetyczne? Nawiasem mówiąc już są tego pierwsze jaskółki w postaci modelek „plus size”. Jak równość, to równość i jeśli Matka Natura kobiety dyskryminuje, nie wszystkie obdarzając wyglądem Anji Rubik, to czemuż tego nie wyrównać parytetem?
Poza tym obie panie walczą o prawa kobiet, które pisowski reżim chce zamienić w kobietony, czerpiąc wzorzec z powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza „Gyubal Wahazar”. Dzieło owe to opowieść o kobietach, które są pod władzą mężczyzn, narzucających im kolejne role – praczki, sprzątaczki, narzędzia, którym można się wysługiwać, całkowicie im podporządkowanych. Mają być robotem, który pierze, sprząta, rodzi dzieci i usługuje swojemu panu i władcy. I dopiero mała niewinna dziewczynka Świntusia, dzięki swojej wewnętrznej czystości i niewinności burzy porządek tego świata.
Rolę takiej Świntusi chciałaby odegrać i Klaudia Jachira, i Anja Rubik, bo według nich kobiety w dzisiejszej Polsce są takimi kobietonami, a kto jest Gyubalem Wahazarem, to chyba wszyscy wiedzą. Pierwsza, szarpiąc się na demonstracjach strajku kobiet z policjantami, druga oferując swoje ciało na ołtarzu tej walki, czyli okładce luksusowego tygodnika, pokazując niczym nie przysłoniętą minimalistyczną formę kobiecości (maksymalistyczną pokazywał Rubens).
Klaudia Jachira chciałaby zapewne, by były także parytety w dostępie do sejmowej mównicy i mediów, bo los parlamentarzysty, który jest częścią anonimowej masy tych, którzy w obu izbach parlamentu głównie podnoszą rękę i naciskają guzik do głosowania nie jest do pozazdroszczenia. Anonimowość zabija polityka i znacznie obniża jego szanse nie tyle na karierę - bo przykłady Pań i Panów NIKT, którzy nagle wystrzeliwali niczym rakieta z przylądka Canaveral i robili oszałamiającą karierę, nie były i nie są czymś wyjątkowym – ale na wychodzenie dobrego miejsca na liście wyborczej i zyskania rozpoznawalności u wyborców.
Stara się więc biedna Klaudia Jachira jak może, ostatnio plagiatując swoją klubową koleżankę, Agnieszkę Pomaskę, która cztery lata temu podarła na sejmowej mównicy projekt uchwały w sprawie suwerenności Polski. Co tam dla Jachiry projekt uchwały – ona postanowiła podrzeć Konstytucję i ten bohaterski czyn znacznie przewyższa nawet odwagę Nergala, który też podarł publicznie, ale „tylko” Biblię.
Gdybym chciała traktować z powagą postać posłanki Jachiry, rozdarłabym szaty nad tym wyczynem. Przypomniała niedawne demonstracje w obronie Konstytucji. Zacytowała poselskie ślubowanie, które w tejże Konstytucji jest zapisane, a które w dniu inauguracji posiedzenia Sejmu posłanka Jachira składała, przyrzekając uroczyście „przestrzegać porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej.” Roniłabym łzy i załamywała ręce, że matka wszystkich praw w naszym państwie, ustawa zasadnicza, doznała takiego zbezczeszczenia na oczach nie tylko obecnych na sali posłów czy też śledzących obrady widzów, ale także w obecności prowadzącej posiedzenie Małgorzaty Kidawa- Błońskiej, prawnuczce premierów i prezydentów II Rzeczypospolitej, byłej kandydatce Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Polski, czyli strażnika Konstytucji. Oburzyłabym się, że wicemarszałek Kidawa-Błońska nie wyrzuciła Jachiry z obrad i nie wniosła o jej ukaranie, tylko uznała, że posłanka „wyrażała swoje poglądy”.
A może popełniam błąd, nie traktując poważnie Klaudii Jachiry i podobnych jej „polityczek”, których zachowanie pradziadkowie wicemarszałek Kidawy-Błońskiej uznaliby za niegodne nawet plebsu, że o tak zwanym marginesie nawet nie wspomnę? Może dożyję takich czasów, kiedy Jachira ponownie, a Lempart, Suchanow, Margot i Bart Staszewski po raz pierwszy zasiądą w polskim parlamencie? I jeśli będą w opozycji (czego szczerze im życzę) to może kolejnym krokiem będzie rozebranie się któregoś z nich na sejmowej mównicy, a prowadząca obrady wicemarszałek z ich frakcji przymknie oko, bowiem tylko w stosunku do znienawidzonych konserwatywnych posłów będzie używała swoich uprawnień, krzycząc do nich „wypier…j i wykluczając z obrad, jeśli w ich wystąpieniu coś jej się nie spodoba?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528575-czym-roznia-sie-poslanka-jachira-i-modelka-rubik