Basta! - powiedział prezes i zawrzało! Gwoli ścisłości, od niedawna wicepremier Jarosław Kaczyński powiedział nieco więcej, ale to, co powiedział, można sprowadzić do tego jednego słowa. Dlaczego zawrzało? Dlatego, że ma dość pogrywania Unii Europejskiej z Polską w durnia, co wyartykułował jasno, aby nie było już żadnych wątpliwości.
Na początek wyjaśnię niewiedzącym na czym polega gra w durnia: jest to rosyjska gra karciana z udziałem osób mogących także łączyć się w zespoły, w której nie chodzi o wyłonienie jakiegoś zwycięzcy lecz przegranego - durnia właśnie. W „jewrosojuzie”, jak Rosjanie nazywają Unię Europejską, zespołów jest wiele, są też rozdający, którzy ustalają atu. W przeciwieństwie do karcianej gry w durnia, unijne atu nie jest kwestią przypadku. Kto je wybiera? Różni tacy, którzy z rozmaitych powodów trafili do Brukseli lub zostali do niej wypchnięci, czy wepchnięci - jak kto woli. Oczywiście są także postaci zasługujące na szacunek, z chwalebnym dorobkiem i doświadczeniem politycznym, ale akurat nie oni nadają ton we wspólnocie.
Kto to zacz, ci różni? Długo by wymieniać, np. „czerwony Dany”, Daniel Cohn-Bendit (bodaj ze cztery kadencje przesiedział w europarlamencie, aż do sowitej emerytury, raz reprezentując francuskich Zielonych, to znów niemieckich, potem ponownie francuskich i ponownie niemieckich… Choć bez studiów, doświadczenie też miał: brał udział w lewackich burdach, skazany był za posiadanie materiałów instruktażowych, jak domowym sposobem robić bombki, we Francji uznano go za persona non grata, a w Niemczech zasłynął z głoszenia poglądów o „wspaniałej seksualności dzieci”, jakiej z nimi doznawał, cytuję: „uczucie rozbierania przez 5-letnią dziewczynkę jest fantastyczne, bo jest to gra o absolutnie erotycznym charakterze”… - to jego słowa. Czyli miał predyspozycje, by powierzyć mu w europarlamencie przewodnictwo we frakcji Zielonych, ba, powołać go do Komisji Gospodarczej i Monetarnej oraz do Komisji Spraw Konstytucyjnych. Słowem, jak piszą o nim Niemcy, „Europapolitiker” pełną gębą.
Tenże „Europapoilitiker” pojechał nawet do Pragi, gdzie na Hradczanach pouczał… prezydenta Vaclava Klausa, co ma robić, gdy Czechy obejmą prezydencję w UE i w ogóle o demokracji. Reakcja wzburzonego Klausa? „Coś niewiarygodnego, w życiu czegoś takiego nie doświadczyłem, takim tonem i w takim stylu nikt jeszcze ze mną nie rozmawiał, pan tu nie jest na paryskich barykadach…!”, huknął. Dlaczego akurat wybrałem Cohna-Bendtia? Żeby inni europosłowie nie czyli się gorsi, żeby nikt mi nie zarzucił, że się na nim za coś odgrywam, a poza tym znany jest też w Polsce, że wspomnę długą z nim rozmowę na łamach „Gazety Wyborczej”, przeprowadzoną przez samego nadredaktora Adama Michnika.
Mogę oczywiście przywołać inne postaci, np. tak podziwianą przez europosła Radosława Sikorskiego lesbijkę - sama to podkreśla - Theresę vel Terry Reintke, którą reprezentant PO „woli od Beaty Mazurek”. Pani Reintke jest eurodeputowaną Zielonych, zaś jej wcześniejszy dorobek to praca w roli asystentki posłów Bundestagu. Znaczy, też z wystarczający, aby walić w polski rząd i „pana Dudę” jak w bęben. Oto próbka z debaty w Brukseli na temat naszego kraju:
Mamy do czynienia z prawdziwym kryzysem praworządności w samym centrum Unii Europejskiej” (…) 10 proc. polskich sędziów żyje w strachu, że spotka się z karami dyscyplinarnymi. Co jest ich zbrodnią? Uważają, że prawo w Polsce jest źle stosowane, że dochodzi do nadużyć i mówią o tym głośno.
W jej płomiennej przemowie nie mogło zabraknąć dramatycznego odniesienia do tęczowej doli w naszym kraju:
Każdego tygodnia dostaję wiadomości o łamaniu prawa tych osób, o kolejnych napaściach. Nie wiem, co im mówić, gdy powtarza się pytanie: kiedy UE w końcu zareaguje? Mam nadzieję, że słucha mnie pan Duda i koledzy z partii rządzącej**.
Pani „Reintke wtóruje wielu, np. socjalista Juan Fernando López Aguilar, reprezentant Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE), oraz Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów (drugiej co do wielkości w europarlamencie), który bez żenady pytał Sikorskiego, „co jeszcze możemy dla was zrobić?”, by dopomóc w odsunięciu PiS od władzy. Równie chętni do pomocy są także unijni chadecy. Szef największej frakcji w europarlamencie - Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber (wiceprzewodniczący niemieckiej partii CSU), uznał za stosowne odpowiedzieć wicepremierowi Kaczyńskiemu za pośrednictwem Twittera:
Nikt nikogo nie szantażuje, panie Kaczyński. Obywatele w całej Europie są zaniepokojeni o praworządność i nie chcą, aby ich podatki wspierały rządy, które podważają niezależność sądownictwa lub wolność mediów. Czego się pan boi?
To wyjątkowa hipokryzja, obłuda i bezczelność - kto jak kto, ale tenże Niemiec doskonale zdaje sobie sprawę, jakiej czystki dokonano nie tylko w wymiarze sprawiedliwości po „anszlusie” byłej NRD, ma też wiedzę, kto wybiera w Niemczech sędziów na kluczowe funkcje: politycy i minister sprawiedliwości… Mógłby również bez trudu opowiedzieć o problemach mniejszości w Republice Federalnej, nie tylko seksualnych, na temat wielkiej fali antysemityzmu czy tzw. „narodowo-czystych stref”…
W antypolskim chórze nie mogło zabraknąć głosu, a jakże, Donalda Tuska na uchodźstwie (wszak publicznym zapewnieniom wbrew, że ma w kraju wiele do zrobienia, w porozumieniu z protektorką kanclerz Angelą Merkel chyłkiem uciekł do Brukseli):
Wicepremier Kaczyński zapowiada, że jest gotowy zablokować unijną pomoc dla Polski, byleby móc dalej bezkarnie gwałcić praworządność. A myślałem, że niczym mnie już nie zaskoczy.
Postawa obecnie niewiele dziś znaczącego przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej mnie akurat nie dziwi, nikt inny nie zdołał lawirować i bazować tak umiejętnie na gwałceniu praworządności jak Tusk właśnie, od pamiętnej, „nocnej zmiany” - „Panowie, policzmy głosy…”, po lawinę afer i skandali za rządów spółki z.oo PO-PSL, z którymi Polska będzie borykała się jeszcze długo, vide ostatnia sprawa sekretarza stanu w kancelarii byłego premiera i szefa jego gabinetu politycznego obecnie aresztanta Sławomira Nowaka.
Wicepremier i prezes PiS powiedział otwarcie to, co powinno być wyartykułowane już dawno: Polska nie jest siedemnastym landem Niemiec, ani niemiecką montownią, ani rynkiem zbytu dla towarów de facto gorszej jakości, Polska nie jest niemieckim popychadłem i nie pozostaje na niemieckim garnuszku - nikt nikomu łaski nie robi, gdyby nie nasz prawie 40 mln rynek zbytu i korzystanie z wykwalifikowanej, niskopłatnej siły roboczej w Polsce, Niemcy znalazłyby się na krawędzi recesji – co po cichu przyznają sami niemieccy ekonomiści. Mówiąc bez ogródek, Berlin nie może się pogodzić, że Polski rząd zaczął mówić własnym głosem, że ma swoje priorytety, że zawiera takie sojusze, jakie mu odpowiadają, że broni własnych interesów, samodzielnie, a także z jego rosnącym znaczeniem, w tym Grupy Wyszehradzkiej i Międzymorza. Powrotu, mam nadzieję, do zadowalania się protekcjonalnym poklepywaniem po ramieniu przez niemieckich polityków nie będzie., przynajmniej za rządów PiS.
„Przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyjemy i sowiecki”, żartowaliśmy w czasach komuny. To Polska walnie przyczyniła się do upadku tego reżimu, w tym do zjednoczenia Niemiec. Komu wydaje się, że uda mu się sprowadzenie Polski do postawy bezwolnego wykonawcy wszystkiego, co wymyślą politycy wnad Sprewą czy Brukseli, ten wagarował na lekcjach historii.
Jeśli groźby i szantaże będą utrzymane, to my będziemy twardo bronić żywotnego interesu Polski. Weto. Non possumus. I tak będziemy działać wobec każdego, kto będzie stosował wobec nas jakieś wymuszenia
— to zdanie Kaczyńskiego powinni przyswoić sobie na pamięć chętna do „zagłodzenia” nie tylko nas, Polaków, niemiecka wiceprzewodnicząca europarlamentu Katarina Barley, panowie Weber, Aguilar i wielu innych „decydentów” na doczepkę, wątpliwego autoramentu, których wyraźny problem polega na tym, że polski rząd i Jarosław Kaczyński przed nimi nie klęka, że ich akurat się nie boi. I niech tak zostanie! Basta!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/522222-gra-w-durnia-na-czym-polega-problem-webera-i-innych-w-ue