Jako polski ambasador musiałem zareagować na działania, które szkodziły interesom Rzeczpospolitej i podważyły starania ponad 100 niemieckich polityków i intelektualistów, którzy rozumieją szczególną sytuację Polski w kontekście II Wojny Światowej
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ambasador RP w Niemczech Andrzej Przyłębski.
wPolityce.pl: W „Gazecie Wyborczej” pojawił się tekst mówiący o tym, że wszedł Pan na „wojenną ścieżkę z Ukrainą”. Chodzi jednak o powstanie polskiego pomnika w Berlinie, co Pana działania mają ponoć utrudniać. Czy to prawda?
Andrzej Przyłębski: To kompletny absurd. Od objęcia przeze mnie placówki w 2016 roku co najmniej dwa razy w roku mówię głośno i publicznie o tym, że dla naprawy stosunków polsko-niemieckich taki pomnik jest niezbędny. To m.in. mój głos przyczynił się do powstania społecznej inicjatywy w sprawie jego powstania. Odbyłem też dziesiątki rozmów tego dotyczących.
Skąd zatem zarzuty?
Jak zawsze w przypadku tego medium – z niczego. Rzeczy miały się następująco: w Bundestagu, który musi podjąć w tej sprawie decyzję przez dwa lata nie zdołano przekonać większości posłów do tego pomysłu. Powodu są różne: poza niechęcią do Polski wielu posłów także coraz silniejsza tu koncepcja „odnarodowienia” ofiar II Wojny Światowej. W związku z powyższym stosunkowo niedawno pojawiła się idea stworzenia naukowego centrum, z elementami muzealnymi, upamiętniającego wszystkie ofiary narodowego socjalizmu w czasie II Wojny Światowej.
Czy obaliła ona ideę „polskiego pomnika”?
Nie całkiem, bo nadal silna jest grupa ją wspierająca. Poza posłami takimi jak Schäuble, Ziemiak czy Sarazin także uczeni, tacy jak prof. Bingen czy prof. Suessmuth. Ostatnio pojawiła się, przygotowana dla Bundestagu, pozytywna dla nas opinia dwóch renomowanych niemieckich historyków, prof. Schulze Wessela i prof. Wirschinga, którzy jednoznacznie opowiadają się za polskim pomnikiem, postawionym w miejscu niezwiązanym z Centrum. Uważają polską sytuację i polską ofiarę, na tle innych, za wyjątkową.
Czy w związku z tym w Bundestagu odbędzie się debata na ten temat?
Tak, zapowiadana jest na koniec października.
A co ma z tym wspólnego ukraiński ambasador?
Ambasador Melnyk spotykając się w ostatnim czasie z przedstawicielami Bundestagu przekonywał do konieczności powstania pomnika ukraińskich ofiar II wojny światowej. Wystosował w tej sprawie pismo, w którym wskazywał, że straty ukraińskie przewyższają polskie. Całkowicie pominął w swoim wywodzie kontekst: napaść hitlerowskich Niemiec właśnie na Polskę, jako początek najokrutniejszej wojny w dziejach świata, w sytuacji gdy państwo ukraińskie jako samodzielny byt polityczny w ogóle nie istniało. Wskazywał m.in. na 8 mln ukraińskich ofiar. Zaskoczyła mnie ta informacja, bo wiedza jaką posiadałem od tych danych znacząco się różniła. Zasięgnąłem konsultacji u prof. Bogdana Musiała, jednego z najwybitniejszych badaczy II Wojny Światowej. I to jego naukowo ugruntowana opinia posłużyła mi do sformułowania, w życzliwym liście do ambasadora Melnyka, zastrzeżeń do jego narracji.
Jak zareagował?
Skierował list do jednej z posłanek Bundestagu, w którym mnie obraża i zarzuca insynuacje. A jak powiedziałem: to nie moja, lecz naukowo ugruntowana wiedza zawarta była w mym liście do Pana Ambasadora, który jakoś wymknął się poza ambasadę Ukrainy w Berlinie. Ale przez to stał się źródłem wiedzy dla posłów. Bo wiedza na temat niemieckiej okupacji jest tu zatrważająco niska.
Jak Pan Ambasador ocenia działalność swego ukraińskiego kolegi?
Roztropniej byłoby poczekać na pozytywną decyzję w sprawie polskiego pomnika, by potem, w nawiązaniu do tej decyzji, najlepiej po jej realizacji, upomnieć się o pomnik dla Ukrainy. To, co zrobił ambasador Melnyk wzmocniło narrację zwolenników zbudowania wyłącznie Centrum. Doprowadziło też do tego, że kwestia ukraińskiego pomnika zeszła z agendy. Jak przebiegać będzie dyskusja na temat pomnika polskich ofiar wkrótce się przekonamy.
Czyli w tej sprawie nie ma pan sobie nic do zarzucenia?
Absolutnie nie. Jako polski ambasador musiałem zareagować na działania, które szkodziły interesom Rzeczpospolitej i podważyły starania ponad 100 niemieckich polityków i intelektualistów, którzy rozumieją szczególną sytuację Polski w kontekście II Wojny Światowej. W liście do posłanki Bundestagu ambasador Melnyk przyjmuje podaną przeze mnie liczbę 5 mln ofiar ukraińskich, a nie, jak uważał wcześniej: 8 mln. Ale to nie tylko w liczbach leży istota sprawy. Ważniejszy jest symboliczny charakter wskazania na barbarzyńsko zakłócone sąsiedztwo Polski i Niemiec, czego Ukraina z powodów geograficznych nigdy nie doświadczyła. Podnoszą to w swej opinii obaj w/w monachijscy profesorowie. Polska poza tym padła ofiarą okrucieństwa z różnych stron. Wystarczy przypomnieć mordy katyńskie czy okrucieństwo z jakim mordowano Polaków na Wołyniu.
Prej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/521988-ambasador-przylebski-odpowiada-gw-musialem-zareagowac