Brytyjski dziennik konserwatywny „The Daily Telegraph” zamieścił dziś odredakcyjny komentarz w sprawie koronawirusowej strategii rządu w Londynie.
Jak dotąd uniknęliśmy działań, które widzieliśmy na początku roku, gdy zamykano szkoły, ludzie musieli zostać w domu, a centra miast opustoszały. Jeśli jednak będziemy posługiwali się tymi samymi wskaźnikami, które uzasadniały wiosenny lockdown, to co zdarzy się w chwili, gdy chłodniejsza pogoda przyniesie nieunikniony wzrost zachorowań na covid?
Jeśli dalsze restrykcje nie powstrzymują postępów wirusa, w pełni uprawniona staje argumentacja nawołująca do innego podejścia, głównie z powodu wielkich szkód, które przynoszą lockdowny, czy to regionalne, czy krajowe. Mimo to wszystko wskazuje, że w najbliższej przyszłości rząd będzie sięgał raczej po ostrzejsze i bardziej nieliberalne metody.
W marcu zasadniczym celem polityki rządu była troska o to, by służba zdrowia nie została zablokowana dużą liczną chorych. Dziś oficjalną strategią jest powstrzymywanie wirusa dopóki nie pojawi się szczepionka. Te kierunki oczywiście nie wykluczają siebie nawzajem: powstrzymywanie wirusa oznacza mniej pacjentów w szpitalach. Czy jest jednak sensowne opieranie niemal całej strategii na założeniu, że zostanie wyprodukowana szczepionka? Szczepionka, która również dobrze może nie pojawić się nigdy, albo może pojawić się dopiero za ładnych kilka miesięcy lub lat?
Sądząc po sondażach, rząd zdołał przerazić wystarczająco wiele osób, i opinia publiczna popiera nawet ostrzejsze środki niż te, których wdrożenie ma dziś ogłosić premier Johnson. Ludzie zostali przekonani, że to racjonalne, ponieważ szczepionka jest rzekomo za rogiem. Ministrowie pozwalają, by to przekonanie narastało w społeczeństwie, nawet jeśli wiedzą, że to bardziej nadzieja niż realne oczekiwanie.
Dodatkowo, jeśli nawet szczepionka będzie dostępna, na początku trafi do niewielkiej części populacji, najpierw do najstarszych i chorych, ponieważ to oni cierpią najbardziej w razie zainfekowania wirusem. Młodzi dorośli, którzy ponoszą największą odpowiedzialność za obecny wzrost zakażeń, nie zostaną zaszczepieni, i dalej będą łapali wirusa, tak jak obecnie.
To z kolei wzmacnia konieczność rozważenia alternatywy, czyli chronienia osób szczególnie zagrożonych, przy jednoczesnym pozwoleniu pozostałej części społeczeństwa na prowadzenie ogólnie normalnego życia, oczywiście przy zachowaniu podstawowych środków ostrożności.
Czy jest sensownym chronienie studentów - żyjących zazwyczaj w dużym zatłoczeniu - przed zarażeniem wirusem skoro ogromna większość z nich przechodzi go łagodnie, o ile w ogóle ma jakieś objawy? Czyniąc to sprawiamy, że rośnie prawdopodobieństwo ich zarażenia w momencie, gdy pojadą oni do domu na święta czy z innej okazji; wówczas przekażą wirusa starszym członkom swojej rodziny. Mimo to każdy sugerujący, że powinniśmy myśleć nad alternatywami jest zakrzykiwany jakby głosił straszne herezje.
Jeśli obecna strategia nie zdoła „powstrzymać wirusa”, czy premier Johnson dalej będzie dokręcał śrubę, czy też ma przygotowany Plan B? Kraj ma prawo wiedzieć.
Sil
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/521588-telegraph-co-jesli-szczepionka-nie-nadejdzie-przez-lata