Wśród kilku znaczeń słowa neofita znajdujemy m.in. następujące: nowy wyznawca danej ideologii lub polityk zmieniający przynależność partyjną, często wykazujący przesadną gorliwość i ostentacyjne obnoszenie się z nowo przyjętymi zasadami.
To określenie pasuje do jednego z moich dawnych kompanionów politycznych, z którym przed laty zakładaliśmy Koalicję Konserwatywną, łącząc w niej środowiska i ludzi ideowych, odwołujących się w spojrzeniu na państwo do poglądów Adolfa Marii Bocheńskiego (mniej zorientowanych czytelników zachęcam do zapoznania się z dorobkiem tego wybitnego polskiego intelektualisty i publicysty politycznego, którego droga życiowa została przerwana 18 lipca 1944 roku tragiczną śmiercią pod Anconą w trakcie zdobywania tego miasta przez II Korpus gen. Andersa). Notabene, to kolejny „polski brylant”, wśród tych, którymi strzelaliśmy do wrogów naszej Ojczyzny.
Zdaję sobie doskonale sprawę, że polityka jest tą dziedziną działalności publicznej, w której czasami zmienia się sojusze, zakłada nowe ugrupowania, koryguje swoje poglądy. Sam taką drogę przeszedłem, zatrzymując się ostatecznie w Prawie i Sprawiedliwości. Nie oceniam więc ludzi za dokonywanie niekiedy bardzo zdecydowanej wolty i przejście do obozu politycznego wyraźnie różniącego się od poprzedniego (aczkolwiek odrzucenie pryncypiów ideowych i objęcie w wyniku tej zmiany dosyć intratnego i mało zobowiązującego stanowiska europosła, rodzi pytanie o motywy powyższych działań). Ale czym innym jest zmiana barw politycznych, a czym innym prowadzony w ramach tej zmiany brutalny atak na osoby i wartości, z którymi jeszcze niedawno wiele nas łączyło. Przykro jeśli taką postawę przyjmują ludzie, od których ze względu na ich poziom intelektualny oraz długą rodzinną tradycję polskiej inteligencji, spodziewamy się wprowadzenia do debaty publicznej standardów lepszych od tych, z którymi dziś mamy do czynienia, a nie bijatyki i pyskówki spod budki z piwem (przepraszam za to sformułowanie), sprawiającej wrażenie działania na zamówienie, działania za które obiecano nam konkretne profity.
Na zakończenie chciałbym zaznaczyć, że powyższa surowa ocena nie dotyczy większości politycznych przyjaciół, z którymi moje drogi się rozeszły i którzy, wybierając inną opcję polityczną, nie przekraczają w publicznym sporze i w kontaktach osobistych tego, co Zbigniew Herbert nazywał „kwestią smaku”. Szkoda jednak, że nie wszystkich dawnych konserwatystów mogę do nich zaliczyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512585-neofita