„Polityk nie tylko może, ale nawet powinien kierować się wartościami chrześcijańskimi. Nie uznaję zasady, że cel uświęca środki. Jeżeli ceną za sukces polityczny ma być odejście od zasad moralnych, to myślę, że warto wybrać moralność. Na pewno znajdą się osoby, które myślą inaczej, ale ja reprezentuję taki pogląd. Myślę, że wówczas łatwiej jest też żyć. Sensem życia nie może być kariera lub dokopanie komuś innemu. Kiedy kierujemy się wiarą, to życie nasze nabiera innego wymiaru, łatwiej też znieść porażki albo ataki na swoją osobę.”
Te słowa wypowiedział Jacek Sasin w 2011 r. w wywiadzie, który przeprowadziłem z nim dla miesięcznika „Wpis”. To wtedy, 9 lat temu, i przy tej okazji, poznałem Jacka Sasina będącego wówczas posłem; wcześniej, do czasu tragedii smoleńskiej, był zastępcą szefa Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dziś Jacek Sasin jest wicepremierem RP i częstą ofiarą ataków środowiska skupionego wokół „Gazety Wyborczej” (portal wpolityce.pl pisał o tym tutaj: https://wpolityce.pl/polityka/510749-sasin-po-akcji-czuchnowskiego-gw-siega-dna, którego kolejną emanacją jest groteskowy artykuł Wojciecha Czuchnowskiego w dzisiejszym wydaniu GW. Zresztą, nie warto pochylać się nad tymi wypocinami niedoszłego Bonda…
Przywołuję za to wypowiedź Jacka Sasina z mojego pierwszego wywiadu z nim, bo już wtedy zwróciła ona moją uwagę. Pragnę ją zestawić z tym, co mówią obecni polityczni przeciwnicy Sasina – ich „dorżnięcie watahy” czy „siadaj, kurduplu” wszyscy pamiętają. Znamienne, że agresja słowna opozycji uderza na oślep we wszystkich, których podejrzewa się o minimalne chociażby wsparcie dla Prawa i Sprawiedliwości. Bo to przecież o Lewicy Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała, że jeżeli poprą projekt PiS-u „to znaczy, że są nic niewarci”. Ostatnia kampania wyborcza uzewnętrzniła ponownie niekończące się pokłady pogardy w środowiskach opozycyjnych (z wyłączeniem Konfederacji) wobec Polski. Mowa była tu o „wschodnich burakach” czy kraju „zastygłym w gównie”, zaś wobec starszych wyborców Prawa i Sprawiedliwości kierowane było życzenie „stare k…wy wymrą”.
Nie chodzi tu wcale o wyścig, kto powiedział coś gorszego i czyje wypowiedzi cechuje większe chamstwo, lecz o to, aby wykazać głębię problemu polskiej debaty publicznej. Opowiastki o zjednoczeniu narodu trzeba odłożyć między bajki. Zresztą, kiedy Polska rzeczywiście była zjednoczona? Czy jest to coś, do czego naprawdę należy dążyć? Pamiętam tylko kilka wydarzeń, kiedy Polacy rzeczywiście byli zjednoczeni, a były to pielgrzymki Ojca Świętego do Polski czy śmierć Papieża w 2005 r. Choć i wtedy trwał ostry spór polityczny, niemniej św. Jan Paweł II był tak wielkim człowiekiem i autorytetem, był Instancją przez duże I, ponad podziałami. Dzisiaj w Polsce takiej osoby nie ma.
To nie powinno nas jednak dziwić, ponieważ człowiek miary Ojca Świętego zdarza się raz na sto lat. My, Polacy, nie musimy być zjednoczeni w naszych poglądach, ale musimy wypracować sobie umiejętność rozmowy i otwarcia na drugą osobę. Nie ma jednak podstaw do dialogu, jeżeli nie istnieje elementarny fundament wspólnych wartości. Jacek Sasin nazwał je „wartościami chrześcijańskimi” i ma rację. Prof. Roszkowski w swej wiekopomnej książce „Roztrzaskane lustro” argumentuje, dlaczego uznanie Dekalogu jest podstawą zdrowego współżycia społecznego. Niestety, opozycja lewicowo-liberalna tych wartości szczerze nienawidzi i właśnie to jest źródłem ataków na Jacka Sasina. Nie chodzi przecież wcale o to, że wydrukowane zostały jakieś pakiety wyborcze; to jedynie pretekst, tzw. fakt medialny, wykorzystywany do tego, aby móc ruszyć z atakiem. A takie „fakty” znajdzie się zawsze.
Jacek Sasin powiedział, że jeżeli człowiek stanie przed wyborem: moralność czy polityka (rozumiana jako władza, wpływy czy pozycja), to należy wybrać moralność. Druga strona sporu stoi na dokładnie odmiennym stanowisku – jeżeli ktoś ma co do tego wątpliwości, to wystarczy przypomnieć skandaliczne i ohydne rewelacje „Faktu” z kampanii wyborczej. Rzecz jasna, mam tutaj na myśli elity polityczne czy celebryckie, a nie zwykłych wyborców, którzy z pewnością są w dużej mierze równo mocno zgorszeni taką postawą jak ja.
Gdy jednak postawy wobec najbardziej podstawowych kwestii różnią się tak diametralnie jak w przypadku obozu patriotycznego i obozu liberalnej lewicy, to rozmowa staje się niemożliwa. Wtedy wydaje się, że pozostaje jedynie podgrzewanie emocji, pozytywnych bądź negatywnych. My powinniśmy się tego jednak wystrzegać i pamiętać o tym, co Jacek Sasin powiedział w wywiadzie 9 lat temu: „Sensem życia nie może być kariera lub dokopanie komuś innemu. Kiedy kierujemy się wiarą, to życie nasze nabiera innego wymiaru”.
Czy opozycja jest w stanie temu sprostać?
Adam Sosnowski
Autor jest redaktorem prowadzącym miesięcznika „Wpis” oraz wydawnictwa Biały Kruk.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/510797-zrodlem-ataku-na-jacka-sasina-jest-slepa-nienawisc