Próba redefiniowania historii z punktu widzenia poprawności politycznej nadaje się do obśmiania. Niestety jest groźna – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Jan Żaryn, p.o. dyrektora Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.
wPolityce.pl: Uniwersytet Princeton planuje usunąć nazwisko Thomasa Woodrow Wilsona z nazwy jednego z wydziałów. Powodem mają być rzekome rasistowskie poglądy byłego prezydenta USA. Jak Pan ocenia ten pomysł?
Prof. Jan Żaryn: Próba redefiniowania historii z punktu widzenia poprawności politycznej nadaje się do obśmiania. Niestety jest groźna. Mamy w historii przykłady praktyki stosowania orwellowskiej zasady widzenia przeszłości i definiujemy to jako narzędzie stosowane przez reżimy okupacyjne czy totalitarne.
Woodrow Wilson ma też swoje znaczenie w polskiej historii.
W tym przypadku warto podkreślić, że prezydentura Wilsona wiązała się z bardzo ważnym polskim akcentem. Zerwał on z doktryną Monroe’a. Polegało to na wejściu w konflikt zbrojny u boku Francji, Wielkiej Brytanii, a również u boku polskich spraw, które wtedy reprezentowali Dmowski i Paderewski. Przyniosło nam to niepodległość. Jako Polacy jesteśmy świadomi wdzięczności. Dlatego Wilsona i Hoovera potrafiliśmy docenić. Jeżeli ktoś w postaci prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona próbuje widzieć nosiciela niepoprawnych poglądów, to jednocześnie wylewa Polskę i Polaków z tego tradycyjnego widzenia naszych wartości, takich jak patriotyzm i wola życia w suwerennej ojczyźnie
Jak się bronić przed tego typu działaniami?
Narzędzia, które wydają się tak niebezpieczne, to media i agresja. Mam na myśli agresję fizyczną oraz agresywność tworzenia instytucji dedykowanych tejże agresji. To niszczenie pomników, podpalanie samochodów, ale także przykłady z historii, czyli obozy koncentracyjne, łagry, niszczenie milionów ludzi w imię rasy czy klasy. Receptą jest powszechna edukacja czyli próba odnalezienia się w świecie wbrew ideologiom lewicowym. Zdejmowanie pomników czy wycofywanie lektur szkolnych, to dowód na to, że nie ma dla tej opcji intelektualnej żadnych granic moralnych, które pozwalałyby na dopuszczenie innej wizji świata. Na tym polega też różnica pomiędzy szeroko pojętą lewicą a prawicą. My, jako świadkowie na ziemi istnienia Pana Boga wiemy, że istnieje wyższy porządek, wobec którego trzeba nabrać bojaźni. Nie ma jednak powodu, by poddawać się tym, którzy tej bojaźni się nie lękają.
Wspomniał Pan o postaciach Romana Dmowskiego oraz Ignacego Jana Paderewskiego. Przed stu jeden laty podpisano Traktat Wersalski. Jaka była rola tych dwóch polityków?
Dzięki Ignacemu Janowi Paderewskiego oraz Romanowi Dmowskiemu mogliśmy uczestniczyć w Wersalu jako podmiot, a nie przedmiot. Byliśmy współtwórcami, czego dowodem jest obchodzona dzisiaj rocznica podpisania traktatu. Zarówno Paderewski jak i Dmowski mogli mieć tę wielką satysfakcję, że ich patriotyzm, ich zdolność rozumienia polskich potrzeb, bitwy o to, by Polska wybiła się niepodległość, wieńczone były w tym dniu wielkim sukcesem. Nie ma cienia wątpliwości, że Paderewski i Dmowski musieli jako dyplomaci z racjami polskich interesów narodowych przebijać się wobec bardzo wielu środowisk niechętnych Polsce. Naruszaliśmy interesy politycznej innych państw. Gdyby oni chcieli być poprawni i zadowolić się tylko poklepywaniem po ramieniu, to byśmy tej Niepodległej nie mieli. To dzień, w którym można powiedzieć, że interesy narodowe nie straciły na aktualności. Nie muszą być zgodne z interesami innych narodów. Nie ma takiego obowiązku. Ważne, by te interesy potrafić wydobyć na światło dziennie, mieć siłę przekonywania, być miłośnikiem swojej ojczyzny do tego stopnia, by nie bać się poprawności. W każdym czasie istniało niebezpieczeństwo, że to niewolnicy będą odpowiedzialni za polską politykę. Sto jeden lat temu Paderewski i Dmowski nie byli niewolnikami cudzych poprawności.
Not. TK
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/506768-nasz-wywiad-prof-zaryn-dla-lewicy-nie-ma-granic-moralnych