To nie będzie tekst o słowach Jarosława Kaczyńskiego, bo takie hasła padają w polityce średnio raz na pięćdziesiąt godzin i wtedy płaczu nie ma. Ludzie Borysa Budki potrafią pchnąć ramieniem redaktora Samuela Pereirę, Sławomir Nitras potrafi szperać w prywatnych rzeczach parlamentarzystów, Grzegorz Schetyna nazwać przeciwników szarańczą, a Mateusz Damięcki napisać „wiersz”, nazywając ministrów Zjednoczonej Prawicy wszami - zresztą te dwa ostatnie przypadki już naprawdę, literalnie, podpadają pod styl nazistowski, bo animizacja czy raczej: insektyzacja przeciwnika jest jednym z najbardziej pogardliwych określeń w propagandzie - stosowana właśnie przez III Rzeszę.
CZYTAJ TAKŻE:
Mateusza Damięckiego summa lemingowa
Damięcki rzuca wyzwanie Kaczyńskiemu: daję panu 24-godziny
To będzie tekst o obojętności, dumnym wzruszeniu ramion. Bo gdy dziś Borys Budka pisze, w odpowiedzi na określenie „chamska hołota”, że ma dość dzielenia na lepszych i gorszych, to tylko nam szyderczo sarkać zostało. Cały ten wielokątny mariaż Gazety Wyborczej, TVN-u i Platformy Obywatelskiej przez dekady półgębkiem albo i całą gębą przyrównywał nas do faszystów, prymitywnej ciemnoty, katolskich zacofańców, tubylców godnych jedynie reedukacji, wszystko to było nasączone pogardą nie w pojedynczej wypowiedzi, ale w całym kodzie kulturowym III RP: a to film o Westerplatte, robiący z bohaterstwa polskiego wariatów, a to nagrodzona książka o tym, że polska rodzina, to gnój, szambo, które wybija z cuchnących rur, a to kłamliwe badania naukowe ze z góry założonymi tezami, że istotą polskości jest antysemityzm, etykietowanie ludzi, drwina z Krzyża świętego, przedstawianie Kościoła katolickiego jako mafii, tłumaczenie, że musimy równać do jakiegoś szeregu, siedzieć cicho, ateizować się, że mamy sobie zmieniać prace i brać kredyty - to była przez wiele lat nasza, milionów Polaków, codzienność.
Tę litanię oszczerstw i przytłaczających szykan powinny uzupełnić osobiste wspomnienia wielu z nas - przyzwolenie na podśmiechujki w pracy, komentarze zaczadzonych liberalną propagandą rodaków, którzy w imię europeizacji i „unowocześniania” mogli sobie powyzywać innych: tych ze wsi, tych gorzej wykształconych, tych głosujących na prawicę, tych modlących się, tych płaczących po 10 kwietnia - każdy ma w swoim życiorysie jakiegoś swojego mini-Budkę, który nam gdzieś ubliżał, machał rękami przed nosem i odsłaniał zęby w szyderczym śmiechu z ofiar Tragedii Smoleńskiej, Żołnierzy Wyklętych, konserwatywnych mediów i wiele, wiele innych. Przecież 20 lat temu słuchanie Radia Maryja równało się cywilnej odwadze - takie zaszczuwanie sączyło się z wszechwładnego mainstreamu. Po 2015 roku w kątach i na boku salonów coś się mówiło, ale cichutko, że może nie powinno się drwić z rodzin wielodzietnych, katolickich, beneficjentów programów społecznych - ale za lata upokorzeń wielcy „tenkraju” nie przeprosili. Oczywiście że ostre komentarze ze strony prawicy w stronę liberałów dadzą tamtym paliwo, teatralne ekspiacje umożliwią byle celebrycie i ostatniemu chamowi dziwienie się, że ktoś nazwał skaczących między ławami sejmowymi parlamentarzystów„hołotą”. Oczywiście, że nie chcemy eskalacji, dyskusji z nazywaniem kogoś hołotą, ciemnotą, pislamem na każdym kroku. Oczywiście że wolimy rozmowę na argumenty, na wartości, na wizje Polski.
Ale też w tę cnotliwość, językowe dziewictwo Budek i Szczerbów, redaktorów lewicowo-liberalnych mediów, uwierzyć wielu z nas nie potrafi. Uodporniliście nas na lżenie i opluwanie do tego stopnia, że „hołota chamska” jest przy tym jeszcze uprzejmością.
Być może jesteśmy twardsi, być może nie robimy larum z każdej inwektywy wymierzonej w naszą stronę, bośmy się po prostu do tej pogardy przyzwyczaili. Ale przede wszystkim przyzwyczailiśmy się do tego, że salony III RP drwią nie tylko z ludzi, ale i z naszych najświętszych wartości. A uderzanie w świętości pamięta się dłużej niż przytyki do tych czy tamtych polityków.
ZOBACZ TAKŻE DYSKUSJĘ O DEHUMANIZACJI KONSERWATYWNYCH DZIENNIKARZY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/503538-najbardziej-oburzaja-sie-ci-co-lzyli-najwiecej