Artykuł ukazał się na stronach polskieradio24.pl.
Seria szybkich, burzliwych zmian politycznych temperatur i klimatów, czyli wielka sondażowo-medialna zawierucha, zaczęła się od badania firmy Kantar z 18-19 maja mierzącego zmiany prezydenckich preferencji wyborczych Polaków po zastąpieniu kandydatki Platformy Obywatelskiej, wicemarszałek Sejmu RP Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przez jej partyjnego kolegę, prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. No i od opowiedzenia wyników tego badania przez media. Analiza dr. Tomasza Żukowskiego.
Kolejne, potężne wyładowania przyniósł sondaż ośrodka Pollster z 26-27 maja nt. notowań inkumbenta (urzędującego Prezydenta RP Andrzeja Dudy) oraz pretendentów do prezydentury w pierwszej i drugiej turze głosowania. Główne programy telewizyjne, ważne portale i papierowe wydania gazet relacjonowały ów pomiar od środowego wieczoru bądź czwartkowego poranka, czyli 27-28 maja (pierwsza tura głosowania) do piątku lub soboty 29-30 maja (tura druga).
Aktualizując tekst, wspomnieć trzeba jeszcze o chyba ostatnich w maju sondażowych, burzowych pomrukach. Stanowiły je pomiary IBRiS z 29 maja i firmy United Surveys opowiedziane przez media w pierwszych dwóch dniach czerwca.
Część pierwsza: w lustrze mediów
A więc zaczynajmy. Przypomnijmy sobie raz jeszcze, jak media informowały przez ostatnie dziesięć dni maja o faktach z owego „sondażowego stanu nadzwyczajnego”.
Dwadzieścia punktów w dół prezydenta (czyli sondaż Kantar)…
To był najważniejszy „nius”, wiadomość numer jeden. Wyłamały się tylko „Wiadomości” TVP. W piątkowy wieczór 22 maja główne, wieczorne programy informacyjne stacji komercyjnych ogłosiły: „Konkurenci wykorzystują sondażową zadyszkę lidera”. „Prezydent Andrzej Duda prowadzi, ale zanotował największy spadek. To efekt wejścia do gry Rafała Trzaskowskiego, ale też niesprzyjających prezydentowi wydarzeń takich jak choćby zamieszanie w publicznych mediach”. („Wydarzenia” Polsatu). „W kampanii Andrzeja Dudy zaczęły się schody” („Fakty” TVN).
Autorzy materiałów podkreślali równocześnie, że prezydent jest ciągle faworytem drugiej tury głosowania (48% : 41% w starciu z R. Trzaskowskim, 47% : 45% z Szymonem Hołownią).
Komentarze polityków-konkurentów prezydenta były bezlitosne. „Andrzej Duda im bardziej w las, tym bardziej słabnie” (Sz. Hołownia w „Wydarzeniach”), „Pękła pewna bariera psychologiczna dlatego, że wszyscy są w stanie dopiero ocenić prezydenturę w kryzysie” (R. Trzaskowski w „Faktach”). Krzysztof Sobolewski z PiS replikował: „sondażami jeszcze nikt wyborów nie wygrał ani nie wygra. Sondażami mogą się ekscytować politolodzy” („Wydarzenia”).
Autorką tak rozsławionych badań była firma Kantar (znana kiedyś lepiej jako TNS Polska, a najlepiej - jako OBOP połączony później z SMG/KRC).
Szczególnie duże wrażenie robiła grafika zestawiająca wyniki sondaży z 16-17 kwietnia i 18-19 maja tego roku. Przypomnijmy ją sobie i my:
„Wydarzenia” Polsatu z 22 maja, godz. 18.50
Na wykresie nie było informacji, że odsetek osób wahających się ciągle na kogo głosować wyniósł w prezentowanym badaniu aż 12 (+1). Jeśli tych niezdecydowanych pominąć, notowania prezydenta Dudy zmieniły się jeszcze bardziej: z prawie 68% na niespełna 44%. Rafał Trzaskowski - z notowaniami ponad 20% - wypadał o kilkanaście punktów lepiej od swej poprzedniczki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (w kwietniowym pomiarze wśród osób zdecydowanych kogo poprzeć tylko 4,6%).
…Duda prowadzi o włos (czyli pomiar IBRiS)….
W poniedziałek i wtorek (25 i 26 maja) - prawda że z nieco mniejszym hukiem - przez media przetoczył się artykuł z dziennika „Rzeczpospolita” (zwanego też w środowisku dziennikarskim „Rzepą”) omawiający kolejny, przedwyborczy pomiar. Tym razem znanej i bogatej w sondaże firmy IBRiS. W artykule Zuzanny Dąbrowskiej (sięgnijmy po jego wersję z papierowego wydania gazety z 26 maja) czytamy: „Tendencja w najnowszym sondażu (…) jest optymistyczna dla kandydata Koalicji Obywatelskiej. (TU WYNIKI BADAŃ …) O ile jednak z wyników I tury kandydat KO może się cieszyć, o tyle analiza wskazań tury II, może być dla niego mocno kłopotliwa. Z całej trójki walczącej o wejście do II tury Trzaskowski ma najmniejsze szanse na pokonanie Andrzeja Dudy. Należy jednak podkreślić, że różnice między kandydatami nie są duże”. Tytuł całości: „Duda prowadzi o włos”.
Wiadomość rozchodzi się szybko po internetowym wirtualu. Piszą o niej m.in. polski lider słuchalności, stacja radiowa RMF FM, oraz telewizja Polsat News.
Szczególną uwagę warto poświęcić omówieniu tekstu „Rzeczpospolitej” na portalu tvn24.pl. Zacytujmy stosowny fragment: „Andrzej Duda może liczyć na 41 procent, a Rafał Trzaskowski na 26,7 procent poparcia w I turze wyborów. Kolejne miejsca zajmują Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz - wynika z sondażu prezydenckiego IBRiS dla „Rzeczpospolitej”. Urzędujący prezydent w ciągu pięciu lat nie zdobył nowego elektoratu, a popularność przedstawiciela Koalicji Obywatelskiej rośnie - czytamy. W drugiej turze Andrzej Duda miałby jednak największe problemy nie z Trzaskowskim, a z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem”.
…i „efekt Rafała” (czyli badanie Pollster)
O kłopotach Dudy i „efekcie Trzaskowskiego” mówią też inni politycy i liczni komentatorzy (ci bliżsi opozycji chętnie używają też terminu „efekt Rafała”) po opublikowaniu przez „Super Express” badania preferencji firmy Pollster z 26-27 maja: A. Duda może liczyć na głosy 38,9% ogółu badanych zdeklarowanych kogo poprzeć (w ciągu tygodnia spadek o 4,9 pkt.), R. Trzaskowski zaś na 26,6% (+10,1 pkt.). Wyniki pojawiają się w internecie w środę 27 maja wieczorem, w papierowej wersji gazety rankiem dnia następnego. Informacja, zgódźmy się ważna, trafia też do innych, licznych mediów, w tym już 27 maja do głównego wydania „Wydarzeń” Polsatu z godz. 18.50.
Podobne wyniki przynosi pomiar ośrodka Social Changes (badania internetowe CAWI) z 24-25 maja wykonany dla wPolityce.pl, opublikowany przez ten, bliski prawicy, portal wieczorem 28 maja (czwartek), a następnie pokazany w głównym wydaniu „Wydarzeń” Polsatu z 29 maja.
Także i w tym sondażu, w porównaniu z pomiarem sprzed tygodnia, notowania Dudy wśród zdecydowanych wyborców spadają, choć mniej wyraźnie (z 41% do 40%), Trzaskowskiego zaś zdecydowanie rosną do 27% (o 6 punktów proc.).
Jak PiS utraciło większość w (demoskopijnym) Sejmie
Cofnijmy się teraz w naszej opowieści o kilka dni. Gdy cichły powoli odgłosy nawałnicy wywołanej wynikami firmy Kantar, a ta wokół sondażu IBRiS trwała w najlepsze (o tej najpóźniejszej, związanej z wynikami drugiej tury jeszcze nie wiedziano), nad polskie księstwo sondaży i mediów nadciągnęła kolejna burza.
To podane w niedzielę, 24 maja, przez portal dorzeczy.pl wyniki badania preferencji partyjnych Polaków autorstwa firmy Estymator, wedle których w ciągu ostatniego tygodnia notowania PiS znacząco spadły (dokładnie z 45,8% do 41,9%), co oznaczać może zdobycie już tylko - jak obliczył dla portalu znany analityk - 226 mandatów, czyli utratę bezwzględnej większości w Sejmie.
We wtorek 26 maja pioruny uderzyły ponownie, znowu w kierunku obozu rządowego. Nadciągnął „drugi taki sondaż”. „Super Ekspress” opublikował wyniki specjalizującej się w badaniach internetowych (CAWI) firmy Pollster (dla niezorientowanych wyjaśnienie: Estymator, IBRiS i Kantar to badania telefoniczne, czyli CATI). W artykule mowa jest o wyraźnym, majowym spadku notowań PiS i wzroście popularności Koalicji Obywatelskiej. Powtórzyły to natychmiast portale innych mediów, w tym gazeta.pl.
A oto informacja z onet.pl: „Sondaż: PiS traci większość, opozycja przejmuje władzę w Sejmie”. „W porównaniu do poprzedniego sondażu Pollstera dla »SE« to spadek o blisko 5,5 pkt. proc.”.
I jeszcze polsatnews.pl: „PiS traci samodzielną większość w Sejmie. To drugi taki sondaż”. „W poprzednim sondażu partia rządząca miała 43,96 proc. poparcia. W maju - jak wskazuje gazeta - PiS może liczyć na 38,51 proc”.
Bardziej ostrożne było Polskie Radio 24: „PiS na czele, KO i reszta opozycji z tyłu. Nowy sondaż”, „Prawo i Sprawiedliwość, choć nadal prowadzi w badaniach, powoli traci wysokie poparcie. Oznacza to, że partia rządząca może mieć problem z samodzielną większością w Sejmie - podaje »Super Express«”. Trzaskowski PAP-1200.jpg Nielegalna zbiórka podpisów dla Trzaskowskiego. Ujawniono nagranie
Ten piorun nie uderzył
Po środowym ogłoszeniu przez „Super Express” badań ośrodka Pollster pokazującego szybkie zmniejszanie się pierwszoturowego dystansu pomiędzy A. Dudą a R. Trzaskowskim uważni obserwatorzy polityki oczekują niecierpliwie na wyniki drugiej tury tego wyborczego sondażu. Ich ciekawość zwiększa fakt, że tabloid nie podaje tych wyników ani w środowy wieczór (wraz z rezultatami pierwszej tury), ani w czwartek, ani w swym papierowym wydaniu z piątku. Czy w wydaniu weekendowym pojawi się kolejny, wielki „nius”?
Gdy czytelnicy „Super Expressu” czekają, sympatycy portalu wPolityce.pl poznają wyniki badania przeprowadzonego przez Social Changes. Wpierw pierwszej tury (czwartek wieczorem - te już poznaliśmy), później - drugiej (piątek rano, 29 maja).
Rozstrzygające o prezydenturze głosowanie wygrywa w świecie sondaży prezydent Andrzej Duda (51% : 49%). Kilka godzin później prawie identyczne rezultaty badania ośrodka Pollster (przypomnijmy - obie firmy demoskopijne przeprowadziły badania internetowe CAWI) podaje portal se.pl. Także w tym sondażu Rafał Trzaskowski nieznacznie przegrywa z urzędującym Prezydentem RP.
Fala sondażowego poparcie niosąca wysoko w górę prezydenta stolicy nie przelewa się przez linię 50% głosów wyznaczającą wygrywającego w demoskopijnej, drugoturowej rywalizacji.
Jak na te wyniki reagują media? Pierwsze reakcje, te z piątku 28 maja, są pełne emocji. Na stronie se.pl możemy przeczytać, że „obecna głowa państwa ma się czego obawiać! Różnica między nim a prezydentem Warszawy jest niewielka. Duda wygrywa zaledwie o włos, a Trzaskowski ma powody do radości!”, tytuł zaś tekstu brzmi „KAPITALNY wynik Trzaskowskiego w drugiej turze. Duda w OPAŁACH [SONDAŻ]”.
Na portalu rp.pl czytamy: „W sondażu Instytutu Badań Pollster dla »Super Expressu« Rafał Trzaskowski w II turze w starciu z Andrzejem Dudą uzyskuje 48,68 proc. poparcia, a Andrzej Duda - 51,32 proc. Różnica między prezydentem a kandydatem KO na prezydenta wynosi więc 2,64 punktu procentowego - tyle ile zazwyczaj wynosi margines błędu w tego typu badaniach”. Tytuł: „Sondaż: Trzaskowski w II turze niemal remisuje z Dudą”. I jeszcze gazeta.pl: „Andrzej Duda wygrywa w drugiej turze wyborów prezydenckich, ale z niewielką przewagą nad konkurentem - wynika z najnowszego sondażu. Obecnie urzędującego prezydenta od Rafała Trzaskowskiego dzielą niecałe trzy punkty procentowe”. Tytuł: „Sondaż: Duda ma problem. Świetny wynik Trzaskowskiego w drugiej turze”.
Największe portale to ciężkie krążowniki w głównych flotach świata wirtualu. Komercyjne pancerniki „Fakty” i „Wydarzenia” - tak aktywne po badaniu Kantar - tym razem milczą. „Niusa” nie ma. Byłby nim remis albo symboliczna zamiana miejsc: sondażowa wygrana Trzaskowskiego wieńcząca jego wielki wzlot.
W sobotę 29 maja emocje opadają. Kolejne tytuły są już bardziej neutralne. Gdy wyniki drugiej tury badania Pollster dla „Super Expressu” pojawiają się w papierowym, weekendowym wydaniu tabloidu, tytuł głosi: „Trzaskowskiemu rośnie, ale Duda wciąż na czele”. Z artykułu dowiadujemy się także, że prezydent wygrałby - wyraźniej niż w poprzednim pomiarze ośrodka - z W. Kosiniakiem-Kamyszem i Sz. Hołownią.
I jeszcze sobotnie relacje z kilku ważnych portali. Onet.pl: „Duda wciąż na czele”. Salon24.pl: „Trzaskowski tuż za Dudą”. Radio Zet: „Duda wygrywa minimalnie. Nie może być pewien wygranej”.
Na koniec tej części analiz przyjrzyjmy się dwóm opiniotwórczym gazetom głównego nurtu: opozycyjno-lewicowej „Gazecie Wyborczej” i opozycyjno-prawicowej „Rzeczpospolitej”.
W piątkowym, papierowym wydaniu „Gazety” informacji o wynikach sondażowej drugiej tury firmy Pollster w ogóle nie ma. W „Rzeczpospolitej” - też (jednak w tekście Michała Kolanko o rozkręcaniu kampanii przez Trzaskowskiego pojawia się kontrolowany przeciek ze sztabu tego kandydata, że „w badaniach dla PO (…) jest blisko remisu z prezydentem Dudą w drugiej turze”.
Informacji o wygranej A. Dudy w dwóch drugoturowych sondażach nie ma też w papierowym, weekendowym (30-31 maja) wydaniu „Gazety Wyborczej”. Są za to plotki (przecieki?) ze sztabu i otoczenia prezydenta. To - podobno - słowa anonimowego polityka PiS: „z każdym tygodniem Andrzej Duda będzie tracił, wybory muszą być jak najszybciej”. I wypowiedź równie anonimowego eksperta: „jest sporo analogii do 2015 r. gdy Andrzej Duda pokonał dobrze ocenianego prezydenta Bronisława Komorowskiego”.
Odpowiedź zza linii frontu: dobre opinie o obozie władzy
Tymczasem firma Pollster trafia z wynikami swoich badań z 26-27 maja także na drugą stronę mediowych barykad. W czwartek 28 maja „Wiadomości” prezentują odpowiedź na pytanie zamówione i opublikowane przez „Super Express”: prawie dwie trzecie ankietowanych uważa, że rząd i prezydent powinni mówić jednym głosem, zaś przeciwnego zdania jest tylko 15%.
Red. Danuta Holecka komentuje: „z badania wynika jednoznacznie, że Polacy nie chcą politycznej wojny na linii Pałac Prezydencki - Kancelaria Prezydenta”.
W piątek 29 maja, po 19.30 - gdy sondażowe emocje po komercyjnej stronie barykady opadają - pancernik flagowy TVP1 podaje wyniki badania zrealizowanego 25 maja przez Estymator dla portalu dorzeczy.pl. 65% badanych ocenia pozytywnie programy społeczne wprowadzone w trakcie kadencji prezydenta A. Dudy, 31% wystawia im ocenę negatywną, zaś 4% wybiera odpowiedź „nie wiem”.
Dzień później „Wiadomości” prezentują też odpowiedzi na kolejne pytanie „Estymatora” dla dorzeczy.pl: trzy czwarte ankietowanych uznało, że w ciągu ostatnich pięciu lat sytuacja rodzin w Polsce się poprawiła, zaś przeciwnego zadania był tylko co siódmy respondent.
„Programy społeczne wyraźnie poprawiły jakość życia Polaków. (…) Ankietowani wyliczają 500 plus, wyprawkę 300 plus, czy wprowadzoną na stałe 13 emeryturę. A szybkie temp realizacji tych obietnic z poprzednich kampanii było możliwe dzięki ścisłej współpracy rządu i prezydenta” - mówi prowadzący wydanie red. Michał Adamczyk.
I jeszcze ostatni dzień miesiąca, niedziela 31 maja. Wyniki sondaży ukazują się tylko w głównych wieczornych wydaniach programów TVP: „Panoramie” i „Wiadomościach”. To kolejny wynik badania „Estymatora” dla dorzeczy.pl dotyczący tym razem żony prezydenta, Agaty Kornhauser-Dudy. Jej działania jako pierwszej damy pozytywnie oceniło przeszło 58% badanych (negatywnie - niespełna 42%), aż trzy czwarte zaś badanych uznało, że dobrze reprezentuje Polskę podczas oficjalnych wizyt (odpowiedzi niezdecydowanych pominięto).
We flagowych wydaniach programów informacyjnych z mediów komercyjnych wyniki sondaży pojawiają się w ostatnią niedzielę tylko w treści pytania prowadzącej główne wydanie „Wydarzeń” Polsatu red. Agnieszki Mosór skierowanego do jednego z liderów PSL Marka Sawickiego. „Równo miesiąc temu wasz kandydat był drugi, dziś jest czwarty i ma 9%. Co się stało?”. Poseł ludowców odpowiada: „Nie bawmy się w słupki (…) Z nadzieją patrzymy nie tylko na sondaże, ale przede wszystkim na to, co nasz kandydat oferuje”.
Wielka, trwająca dekadę sondażowa zawierucha, wzmagana od początku przez większość mediów komercyjnych, kończy się w maju „niusami” kłopotliwymi dla obozu opozycji, potwierdzającymi skuteczność obozu władzy w dbaniu o sprawy ludzi, umacniającymi wizerunek pary prezydenckiej.
Ostatnie sondażowe pomruki
Już w czerwcu media (w poniedziałek 1.06.2020 portal wp.pl, we wtorek 2.06 radio RMF FM i Dziennik Gazeta Prawna) prezentują chyba już ostatnie wyniki majowych badań opinii.
Wedle sondażu IBRiS z 29 maja w drugiej turze wyborów prezydenckich A. Duda może liczyć na poparcie 49%, R. Trzaskowski zaś - 46,4%. Pozostałe 4,6% badanych wybierających się głosować nie potrafiło określić swych preferencji. Zamieszanie powodują cząstkowe i niekoniecznie poprawnie podane przez portal wp.pl (a za nim - również przez inne media) wyniki pierwszej tury. We wtorek 2 czerwca wyniki takie przynosi pomiar spokrewnionej z IBRiS firmy United Surveys (realizacja 29 maja). Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak z „Dziennika Gazety Prawnej” piszą: „prezydent może liczyć na ponad 41 proc. głosów wyborców. Drugi w kolejności jest Rafał Trzaskowski z poparciem na poziomie 27 proc. Na podium załapał się Szymon Hołownia, który uzyskał 12 proc. wskazań. Lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz może liczyć na 7 proc., Krzysztof Bosak z Konfederacji - na 6,6 proc., a kandydat Lewicy Robert Biedroń na nieco ponad 2 proc. (…) Ciekawie robi się także w ewentualnej drugiej turze wyborów. Z sondażu wynika, że dystans między Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim jest już minimalny i wynosi zaledwie 0,2 pkt. proc.”. Tytuł tekstu: „Duda ma z kim przegrać”.
Jaki wpływ na opinię publiczną mają informacje o wzroście procentowych notowań jednych kandydatów i spadku notowań drugich? Jaki - wiadomości o miejscach zajmowanych przez owych kandydatów w sondażowych rankingach? Czy przypominanie generalnych, sprzyjających prezydentowi i rządowi, społecznych ocen ważnych sfer życia ludzi i aktywności władzy, może zmieniać kierunek wędrówki przesuwających się przed oczami telewidzów bieżących, sondażowych niżów i wyżów, a także demoskopijnych frontów (a więc - nieuchronnie burz i zawirowań)?
Odpowiedź przyniosą - oczywiście - wyniki kolejnych sondaży, które poznamy - rzecz jasna - dzięki mediom.
Część druga: widok zza lustra
Pracochłonna (nie uwierzycie państwo jak bardzo) rekonstrukcja sondażowych faktów przedstawionych i zinterpretowanych decyzjami (aktami woli) mediów - obywatelom III RP występującym w rolach widzów, słuchaczy i internautów dobiegła końca.
Ktoś powie: OK, takie były i tak się zmieniały nastroje Polaków w ostatniej dekadzie maja. Taka jest po prostu prawda o polskiej opinii publicznej, naszych politycznych opiniach i preferencjach.
Prawda? Czy cała? Zajrzyjmy na drugą stronę lustra: w głąb świata sondaży i mediów: tego specyficznego, autonomicznego, księstwa w królestwie polskiej demokracji.
800 tys. dodatkowych głosów dla A. Dudy wedle Kantar…
Tak, z najgłośniejszego sondażu maja rzeczywiście wynika, że prezydentowi nie tylko ubyło w procentowych notowaniach, ale i przybyło w liczbach zwolenników. Tytuł nie wprowadza w błąd. Mało kto zauważył (oprócz piszącego ten tekst chyba tylko Jarosław Flis, Antoni Dudek i Marek Gieorgica, jeśli kogoś pominąłem - przepraszam), że w sytuacji szybkiego wzrostu frekwencji liczba osób gotowych głosować na prezydenta Andrzeja Dudę - mimo spadających, sondażowych odsetków - wcale nie musi spaść. A wystarczała przecież bardzo prosta operacja matematyczna (obliczenie iloczynów procentowych notowań kandydatów i frekwencji wyborczej w danym pomiarze). I rzeczywiście: ta liczba wzrosła. Wedle nagłośnionych badań Kantar w kwietniu było to 27,7% ogółu badanych, w maju - 30,4 %, czyli o 2,7 pkt. proc. więcej. W przeliczeniu na uprawnionych do głosowania dorosłych Polaków (jest ich nieco ponad 30 mln) to wzrost - przy założeniu bardzo wysokiej frekwencji - z ok. 8,3 mln do 9,1 mln głosów. Tak oto prezydent Duda, tracąc 20 sondażowych punktów, równocześnie zmobilizował dodatkowo mniej więcej 800 tys. tysięcy swych zwolenników.
Prezydent RP Andrzej Duda podczas sesji pytań i odpowiedzi - Q&A
Łatwo sprawdzić (potrzeba tylko trochę dość mozolnych obliczeń), że podobny fenomen zarejestrowały także inne, konkurujące z firmą Kantar ośrodki, w tym m.in. IBRiS i Estymator. Majowe (w porównaniu z końcem kwietnia) przyrosty prezydenckiego elektoratu (przy spadkach sondażowych procentów) były tu nawet znacząco większe.
Jak to możliwe? Po prostu - jak przed chwilą wspomniałem - zwiększyła się zdecydowanie wyborcza frekwencja. W Kantarze to było od dwudziestu kilku do ponad 30 punktów procentowych więcej. To - wedle różnych wariantów prognozowanej frekwencji - od przeszło 7 mln do ponad 9 mln dodatkowych uczestników wyborów!
Prezydent Duda zyskał z tego około 800 tys., może nawet (w wariancie niższej frekwencji) milion. Kandydat Koalicji Obywatelskiej R. Trzaskowski zebrał tych głosów o ok. 2,5 do 3,5 mln więcej niż miała ich w kwietniu, w trakcie bojkotu wyborów przez anty-PiS, jego poprzedniczka, M. Kidawa-Błońska.
Sz. Hołownia - wedle różnych szacunków wzrostu frekwencji - miał ich o 1,8-2,6 mln więcej, Krzysztof Bosak - o 0,9-1,2 mln. Przybyło też (o 1-1,5 mln) osób zmobilizowanych do głosowania, ale wahających się kogo poprzeć.
Przy tym wielkim wzroście, powrocie do aktywności, byli jednak także kandydaci, którzy stracili. Wedle badań Kantar po ok. 100-200 tys. zwolenników ubyło W. Kosiniakowi-Kamyszowi i R. Biedroniowi.
…tajemnice utraconej większości…
Przypomnijmy główne wyniki uznanego przez niektórych za przełomowe badania Estymatora: słabną notowania PiS, zaś Zjednoczona Prawica traci większość w Sejmie.
Choć te liczby i ich konsekwencje się zgadzają, rzecz wymaga jednak komentarza. Po pierwsze - warto przypomnieć - sondaże nie są jeszcze (choć czasami bywają tak traktowane) nową formą demokracji: „referendum nieustającym” wśród tysiąca dorosłych Polaków dobieranych przez statystyków z firm demoskopijnych w sposób budzący czasem kontrowersje. PiS nie traci ani nie odzyskuje w badaniach Estymatora większości w Sejmie, ale w jego sondażowym, niedokładnym modelu. W realnym Sejmie tę większość Zjednoczona Prawica ma (niedawne deklaracje jej liderów dobitnie to potwierdziły) a mogła ją niedawno utracić z powodów luźno związanych z odpowiedziami dopytywanych respondentów i przeliczeniami owych opinii przez nawet wybitnych analityków.
Po tym wstępie przyjrzyjmy się dokładniej wspomnianym badaniom Estymatora. Przeprowadzono je 21-22 maja, ich wyniki porównano z pomiarem o tydzień wcześniejszym, z 14-15 maja, a więc z dni, w których Rafał Trzaskowski dopiero wchodził w buty po marszałek Kidawie, bojkot zaś wyborów przez obóz anty-PiS-u (w tym Koalicję Obywatelską) nie był jeszcze zakończony (stad niska frekwencja - 49%). W czwartek i piątek 21-22 maja, po apelach opozycyjnych liderów „głosujmy!”, (a więc w dniach drugiego pomiaru Estymatora) frekwencja wzrosła aż o 11 punktów, do 60%. Naturalnym, głównym beneficjentem tego procesu była Koalicja Obywatelska. Stąd skok jej notowań o 9 punktów, z 17 do 26% (także przyrost elektoratu o sporo ponad 2 mln). PiS zyskał takich, dodatkowych wyborców ok. 800 tys. Duże, sondażowe zmiany miały więc charakter nadzwyczajny, nietypowy.
Nikt z komentujących ogłaszających nadzwyczajność, przełomowy charakter badania nie sprawdził też, że sejmowe mandaty przypadające w badaniach Estymatora Prawu i Sprawiedliwości od kilku miesięcy oscylują wokół liczby zapewniającej większość (231). W połowie lutego to było 220, w połowie marca 229, zaś od drugiej połowy marca do początków maja (czyli w okresie epidemii i bojkotu wyborów prezydenckich) - ok. 240-245.
Jak widać, sondaż Estymatora z drugiej połowy maja nie był żadnym przełomem, raczej powrotem do status quo po czasie Zarazy i bojkotu. Przyznał Zjednoczonej Prawicy 226 mandatów (czyli dokładnie tyle samo co wedle badania z 27-28 lutego), potwierdzając, że rywalizacja dwóch głównych obozów politycznych o elektoralne poparcie jest ciągle wyrównana, a okres niewielkiego wzmocnienia wpływów PiS (uboczny skutek bojkotu wyborów prezydenckich przez opozycję) właśnie dobiegł końca.
…„ten drugi sondaż”, czyli cudowne okrycie sensacji, której nie było…
Przejdźmy do drugiego, „sensacyjnego” badania preferencji partyjnych, badania firmy Pollster dla „Super Expressu”. Przypomnę: „ten drugi sondaż” pokazał wyraźny spadek notowań PiS i jeszcze wyższy wzrost poparcia dla Platformy. Efekt ten osiągnięto, porównując badanie z 15-17 maja (spóźnione w upublicznieniu o prawie tydzień) z pomiarem z 6-7 kwietnia (szczytu bojkotu wyborów prezydenckich, a więc także znaczącego spadku notowań Koalicji Obywatelskiej). Co ciekawsze, POMINIĘTO badanie Pollster dla „Super Expresu” z przełomu kwietnia i maja (gdyby wziąć pod uwagę właśnie je, PiS straciłoby 1,7 pkt., a KO zyskała plus 0,9 pkt. a więc „niusa” i torowania nowej tendencji by nie było).
Nikt w „Super Expressie” (a także w powtarzających jego relację portalach polsatnews.pl, onet.pl, gazeta.pl) najwyraźniej nie sprawdził, jakie były wyniki naprawdę poprzednich notowań Pollster. Mnie zajęło to dosłownie minutę. Czym to wyjaśnić? Niewiedzą, brakiem kompetencji, lenistwem, niedbalstwem lub beztroską, a może świadomym podfałszowywaniem realnej dynamiki nastrojów i preferencji mierzonych pracowicie przez ośrodek demoskopijny? Którą z tych odpowiedzi wybiorą obrońcy mediów firmujących opisane zjawisko?
…i krótki bilans drugiego tygodnia kampanii po jej resecie
Liczne, omówione w pierwszej części tego tekstu, wyniki badań preferencji przedwyborczych Polaków z drugiej połowy maja uruchomiły dyskusję ekspertów nt. „efektu Trzaskowskiego”: przyczyn i możliwych pułapów szybkiego wzrostu notowań tego kandydata, odporności na ową ofensywę liderującego w sondażach prezydenta Dudy, a także - zwłaszcza - szans, jakie mają w nowej sytuacji konkurenci Trzaskowskiego wywodzący się z obozu anty-PiS-u: Hołownia, Kosiniak i Biedroń.
Odkładając bardziej szczegółowe analizy na później, do odrębnego tekstu, ograniczę się teraz do kilku najistotniejszych uwag.
Ofensywa prezydenta stolicy była skuteczna przede wszystkim dlatego, że odzyskiwał w niej poparcie zdemobilizowanych lub decydujących się na kandydata zastępczego (dotyczy to zwłaszcza sondażowych wzlotów prezesa PSL) zwolenników swego własnego obozu politycznego, więcej - swojej własnej partii. To znacznie łatwiejsze niż przesuwanie, pod ostrzałem, linii okopów pomiędzy obozami.
Jak już pisałem, Andrzej Duda od majowego resetu kampanii zyskał. Wedle Kantar 800 tys. aktywnych, wyborczych głosów, wedle innych firm nawet więcej.
Nie można jednak pominąć faktu, że z trzech najnowszych badań (Pollster dla „Super Expressu”, Social Changes dla wPolityce.pl, United Surveys dla DGP i RMF) wynika, że po dużym, kwietnio-majowym wzroście aktywnych wyborców w elektoracie A. Dudy mogło dojść do niewielkiej korekty in minus rzędu 150-250 tys. osób. Nie zmieniło to jakościowo korzystnych dla prezydenta bilansów, ale wymaga, rzecz jasna, pogłębionej analizy. Czym takie zjawisko tłumaczyć? Przypadkiem wynikającym z niedokładności pomiarów na niewielkich próbach badawczych? Zmianą struktury elektoratu związaną ze zmieniającą się logiką kampanii? A może jednorazowymi wydarzeniami? Odpowiedź na to pytanie to już temat na zupełnie nowy tekst.
Jego częścią będzie też obserwacja elektoralnych przesunięć w anty-PiS-ie. Wg sondażu United Surveys Rafał Trzaskowski stracił w porównaniu z badaniem IBRiS z 25 maja ponad sto tysięcy głosów, Szymon Hołownia zyskał ich zaś ok. 300 tys. Przypadek wynikający z niedokładności pomiaru? Rezultaty jednorazowych wydarzeń? A może początek nowego trendu?
_Marcin Duma z United Surveys komentuje: „widać, że Hołownia jest cały czas w grze. Wystarczy jeden czy dwa błędy Trzaskowskiego i Hołownia może wrócić do głównej stawki”. Są tacy, co na to liczą. Na współtworzącym obóz (salon?) „Gazety Wyborczej” portalu OKO.press w poniedziałek, 1 czerwca pojawia się kolejny z serii tekstów Anny Mierzyńskiej. Odczytajmy tytuł tej, skądinąd bardzo ciekawej, analizy: „Pojedynek Trzaskowski - Hołownia jeszcze nie rozstrzygnięty. Ostra walka o II turę trwa. Raport z sieci”.
Osiem tez czyli krótkie posumowanie
• Ostatnie dwa tygodnie to bez wątpienia szybki wzrost notowań i poszerzanie się zaplecza Rafała Trzaskowskiego. W niespełna dwa tygodnie - jemu i jego zapleczu - udało się odwrócić konsekwencje politycznej katastrofy, którą dla Koalicji Obywatelskiej (i tworzącej jej rdzeń Platformy) mógł stać się plan bojkotu wiosennych wyborów i ich przeniesienia na później.
• Strategom Platformy nie udał się jednak majowy plan maksimum: wyprzedzenie - dzięki błyskawicznej ofensywie - Andrzeja Dudy w sondażach mierzących preferencje w drugiej turze wyborów. Błyskawiczna wspinaczka Trzaskowskiego to były - póki co - tylko (i aż) „schody prawie do nieba”.
• Utrzymanie tej atrakcyjnej, ale i niewygodnej, pozycji przez kandydata PO jest bardzo prawdopodobne, ale niekoniecznie całkowicie pewne. Za kulisami obozu opozycyjnego anty-PiS-u wciąż trwa bowiem wewnętrzna rywalizacja o miano strukturalnego dominatora, a w jej ramach - o pozycję realnego lidera tej formacji. I choć pierwszą, na poły jawną, rozgrywkę w tej walce wygrały frakcje wspierające Trzaskowskiego (ten bardzo ciekawy, w części widoczny, spektakl wymagałaby opisania w odrębnym tekście), to ewentualne zachwianie ogólnokrajowej dynamiki kampanii prezydenta stolicy może owe ostre rywalizacje przywrócić.
• Osobom pamiętającym dobrze - i z bliska - historię polityczną III RP sposób kreowania przez świat mediów komercyjnych Rafała Trzaskowskiego może przypominać promowanie Lecha Wałęsy w roku 1995, zaś Włodzimierza Cimoszewicza (a później - tylko na pierwszy rzut oka paradoksalnie - Donalda Tuska) w roku 2005. We wszystkich tych przypadkach mieliśmy do czynienia z (pre)kandydatami przygotowującymi (choć nie zawsze świadomymi swej rzeczywistej roli) start kandydatom następnym, tym właściwym. We wszystkich - z budowaniem popularności promowanych kandydatów dzięki nagłaśnianiu przez media wyników sondaży, co sprzyjało oczywiście rezultatom sondaży następnych. Nazwijmy to strategią „wspinania się - (prawie) do nieba - po sondażach z mediami u boku”.
• Scenariusz ten, choć skuteczny, nie musi prowadzić do wygranej. Tak było choćby w roku 2005, kiedy prezydentem został ostatecznie kandydat z realu - Lech Kaczyński, choć zaangażowanie księstwa wirtualu było tak duże, że odkształciło o kilka punktów obiektywy firm demoskopijnych. Przypomnę, że sondażach realizowanych przed drugą turą wygrywał wówczas do końca inny kandydat niż w realu, Donald Tusk.
• Tym razem, choć media są w Polsce bardziej spluralizowane, zaś branża sondażystów bardziej doświadczona, a więc i rozważniejsza, głównym zasobem prawicy wciąż są zjawiska ze świata realnego, a kartą atutową obozu liberalnej centrolewicy jest świat komercyjnych mediów, fenomen zwany przez Benjamina Barbera (autora światowego bestsellera „Dżihad kontra McŚwiat”, także byłego doradcy Billa Clintona) telesektorem inforozrywkowym.
• Poniedziałkowe, nocne domknięcie przez Senat prac nad Kodeksem Wyborczym, szybkie stanowisko Sejmu (dziś wieczorem?), a potem podpis Prezydenta RP i końcowa decyzja Marszałek Sejmu RP, potwierdziły wreszcie rychły termin wyborów prezydenckich. W polskim królestwie demokracji (pamiętajmy: cały czas funkcjonującym w trybie szczególnym, w sytuacji zagrożenia Zarazą) skończył się czas burzy wokół reguł gry (konsekwencji odmowy uczestnictwa w demokratycznej rywalizacji o pierwszy urząd w państwie przez jedną ze stron sporu).
• Oznaczać to będzie początek innego czasu szczególnego, nadzwyczajnego: demokratycznej, wynikającej z kadencyjności władz, walki o tę władzę w ramach akceptowanych, określonych przez Konstytucję, prawa i zwyczaje, reguł gry. Mowa rzec jasna o prezydenckiej kampanii wyborczej. Opozycja (i ta polityczna, i ta metapolityczna, związana z komercyjnymi mediami) wywalczyła - dewastując przy okazji zaufanie do całkiem dobre radzącego sobie w czasach Zarazy rządu i służb medycznych - półtora miesiąca na przeczekanie niekorzystnej dla niej koniunktury wynikającej z logiki pandemii (skupianie się społeczeństwa wokół rządzących w pierwszych tygodniach zagrożenia) i własnych błędów. Strona rządząca uchroniła siebie (ale i państwo) przed niekorzystnymi (także dla całej Polski) konsekwencjami przedłużającej się niestabilności politycznej (a nawet ustrojowej), do której doprowadziłoby opozycyjne żądanie przełożenia wyborów o kilka miesięcy (na koniec lata - początek jesieni tego roku) lub na rok przyszły.
Czy mogą już paść słowa: „czas start!”?
UWAGA! Inne artykuły dr Tomasza Żukowskiego znajdą Państwo na stronach Polskiego Radia 24.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/503392-dlaczego-prezydent-duda-rownoczesnie-traci-i-zyskuje