Pierwsi do pouczania, do dyktowania Polakom standardów nowoczesności, europejskości i demokracji - a gdy poskrobać paznokciem w ten pomnikowy sznyt autorytetów medialnych, to spod taniego pozłocenia wychodzi brutalna prawda o ich degeneracji, permysiwyzmie i zwyczajnym cynizmie, wykorzystywaniu pozycji osób znanych do prowadzenia życia kosztem innych ludzi. Czasem najwyższym kosztem.
CZYTAJ TAKŻE:
Sylwester Latkowski apeluje do Szyca: Borys, powiedz prawdę
Ze smutkiem można było obserwować niektóre komentarze pisane jeszcze w trakcie oglądania filmu „Nic się nie stało” Sylwestra Latkowskiego, wyemitowanym w środę o godzinie 21.00 w TVP 1. Nie wiemy jakie emocje targały trzema milionami widzów tego materiału, ale część z internetowych obserwatorów narzekała na brak medialnych „fajerwerków”, porównywała obraz do „Zabawy w chowanego Sekielskich” i wyliczała gdzie było więcej pikanterii, opowieści i świadków.
A przecież rzecz się rozchodzi na dwóch płaszczyznach i naprawdę patrzenie na dokumenty o pedofilii niczym na filmy akcji, z liczeniem spektakularnych eksplozji samochodów i popisów kaskaderskich rozmija się z istotą sprawy. Pierwsza i najważniejsza kwestia to po prostu dramat bezbronnych dzieci - cierpienie nie do opisania. Fakt, że Latkowski musiał skorzystać z lektora, a nie z oryginalnego głosu niektórych ofiar pokazuje nie różnice techniczne w produkcji filmów ale w indywidualnym przeżywaniu tragedii. Reżyser mówił przecież, że większość jego rozmówców nie chciała wypowiadać się do kamery nawet przy zakrytej twarzy i zmienionym głosie - ze strachu, wstydu i bólu. Tego nie wolno nam oceniać.
Ale drugie spostrzeżenie wobec filmów dokumentalnych o pedofilii to reakcje podejrzanych. O ile Kościół zareagował na przykład wołaniem o pomoc do Rzymu (prymas Polak zwrócił się w tej sprawie do papieża Franciszka), o tyle celebryci zareagowali… atakami na reżysera.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Wojewódzki reaguje na film Latkowskiego i zapowiada pozew
Trudno też uniknąć innego wniosku - w przypadku mechanizmów wykorzystywania nieletnich przez niektórych polskich celebrytów mamy do czynienia z osobami z pierwszych stron gazet, absolutnych top of the top lansowanych przez liberalne media autorytetów - to podejrzani o złowieszczy proceder mają miliony fanów na Facebooku tłumacząc młodym widzom jak mają żyć, w co się ubierać, na kogo głosować i jak traktować swoje życie osobiste.
Dla konserwatywnych dziennikarzy i czytelników nie jest to nowość, że epatujący tematami seksualnymi celebryci to żaden wiarygodny wzór społeczny, a jednak trzeba przyznać wprost - w wielkim stopniu to Kuba Wojewódzki czy Borys Szyc kreują styl życia młodych Polaków. Zasilani wielkimi koncernami medialnymi o zagranicznym kapitale, z aurą bezkarności i etykietą „odwagi” (bo obrazobustwo i chamstwo staje się przepustką do sławy) polscy celebryci dostawali społeczny immunitet na swoje obyczajowe nadużycia, szyderstwa z ważnych dla nas wartości czy wreszcie - wykorzystywanie dzieci i młodzieży dla osobistych uciech i karier. Nie zapominajmy, że Wojewódzki dyktował też standardy polityczne - zapraszał lewicowo-liberalnych polityków do swojego programu, by ocieplać ich wizerunek i pokazywać jako „fajnoPolaków”.
Przy czym i bez filmu oraz arcymocnych wypowiedzi Sylwestra Latkowskiego wiedzieliśmy gdzie w środowisku polskich elit wskazać moralne dno. Teraz gdy ktoś skomentuje skandale słowami „Nic się nie stało” będziemy mieli przynajmniej dodatkowy wydźwięk tej wymówki. Dlatego Sylwestrowi Latkowskiemu należy się nie tylko szacunek, ale także społeczna i medialna ochrona. Byłoby przerażającym świadectwem, gdyby hedonistom z salonów się upiekło, a ofiarą skandalu byłby ten, który go opisał.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/501195-salon-stanie-na-glowie-by-ukarac-sylwestra-latkowskiego